
Romantyczna powieść, która uwiodła miliony kobiet na całym świecie
Xavier Knight doskonale wie o dwóch rzeczach, które gwarantują przyciągnięcie uwagi kobiety: szybkie samochody i pieniądze. On ma jedno i drugie. Kiedy skandal zmusza go do zawarcia zaaranżowanego małżeństwa z Angelą Carson, niczym nie wyróżniającą się dziewczyną i do tego bez grosza, ten zakłada, że ona najzwyczajniej wykorzystuje go dla pieniędzy i sławy - i poprzysięga ją za to ukarać. Jednak pozory mylą, a czasem skrajne przeciwieństwa nie są tak bardzo odmienne, jak się wydaje... Przewiń dalej i poznaj pierwsze rozdziały lub ściągnij aplikację Galatea i przeczytaj pełną wersję...

Rozdział 4 – Kłamca, kłamca
ANGELA
Parująca, gorąca woda spływała strumieniami po mojej skórze, ale bez względu na to, jak mocno szorowałam, wciąż czułam się brudna. Obrzydlistwo. Nie mogłam uwierzyć, w jaki sposób Xavier do mnie mówił. Nie mogłam też uwierzyć w to, co o mnie myślał - że chodzi mi wyłącznie o jego pieniądze i nazwisko jego rodziny. Sama myśl o wykorzystaniu kogoś w taki sposób przyprawiała mnie o mdłości, a przecież to był dokładnie typ osoby, za którą mnie uważał.
To właśnie wtedy dotarła do mnie ironia tej całej sytuacji. Przecież w pewnym sensie rzeczywiście chodziło mi o jego pieniądze. Gdyby nie majątek rodziny Knight, nigdy nie zgodziłabym się wyjść za Xaviera Knight. Ale nie zrobiłam tego z egoistycznych pobudek. Chciałam ratować życie mojego taty. Ale czy to zmienia postać rzeczy?
Po zakręceniu prysznica owinęłam szczelnie ręcznik wokół ciała. Wszystko, byle tylko pomóc utrzymać mi się w jednym kawałku. Wytarłam się do sucha i automatycznie wskoczyłam w piżamę, myślami będąc gdzieś daleko.
Gdy runęłam na łóżko, mój wzrok padł na oprawione w ramki zdjęcie po drugiej stronie mojego pokoju. Było to zdjęcie mnie, Dannego, Lucasa i mojego taty. Wszyscy wyglądaliśmy tak szczęśliwie. Tata prezentował się wtedy tak zdrowo. Zdjęcie było zrobione w ostatnie Święto Dziękczynienia. Danny przypalił indyka, Lucas zrobił zdecydowanie za dużo farszu, ale i tak wszystko było idealne. Wszyscy siedzieliśmy na starej, zużytej kanapie w salonie i oglądaliśmy futbol, nie troszcząc się o to, co będzie dalej.
Schowałam głowę w dłoniach. Jak to możliwe, że tyle się zmieniło w ciągu zaledwie roku? Tata zawsze był dla mnie ostoją. Po śmierci mamy, przejął rolę obojga rodziców. Był tą jedyną niezmienną, twardą skałą w burzy życia. Ale teraz leżał w szpitalu, a ja nie byłam pewna, czy...
Mój telefon zawibrował. To była moja najlepsza przyjaciółka Em:
Angela 💬 hejka
Angela 💬 Masz dziś ochotę na sushi 🍣?
Wpatrywałam się w małe emoji sushi, maleńkie niepozorne obrazki ratujące mnie przed moimi myślami. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, było wyjście do ludzi. Moje koce uwodzicielsko podszeptywały do mnie, kusząc obietnicą ciemności i błogiej ciszy. Ale może wyjście z domu było dokładnie tym, czego potrzebowałam. Nawet jeśli miało to być ucieczką od moich myśli chociażby na jeden wieczór. Żeby uciec od wspomnienia Xaviera groźnie wpatrującego się we mnie swoimi lodowatymi, niebieskimi oczami...
Em 💬 ok to widzimy się tam gdzie zawsze za 40 min.
Angela 💬 taaak! 🐟🐟
"I tak jesteś według mnie za dobra dla Curixon", stwierdziła Em, wsuwając do ust kolejny kawałek sashimi z łososiem.
Zanurzyłam swoje nigiri z tuńczyka w sosie sojowym, cmokając niezobowiązująco. "Nadal tego nie rozumiem," mruknęłam. "Miałam takie dobre przeczucie po moich rozmowach o pracę."
"No cóż, ich strata." Em chwyciła talerz z łososiowym sushi z ruchomego taśmociągu z sushi znajdującego się przed naszym stolikiem.
Bardzo szybko uzbierała obok siebie małą wieżę pustych talerzyków. Ja z kolei przeżuwałam swoje jedzenie, w ogóle nie odczuwając smaku.
Gdyby tylko plan z Curixon mi wypalił. Może nie skończyłabym zaręczona z pełnym nienawiści miliarderem... Moje oczy leniwie wędrowały po powolnie przesuwającym się przed mną taśmociągiem z talerzykami sushi. Miałam tyle możliwości wyboru, ale żadna z nich nie była nawet w najmniejszym stopniu zachęcająca.
Gdyby tylko plan z Curixon mi wypalił. Może nie skończyłabym zaręczona z pełnym nienawiści miliarderem... Moje oczy leniwie wędrowały po powolnie przesuwającym się przed mną taśmociągiem z talerzykami sushi. Miałam tyle możliwości wyboru, ale żadna z nich nie była nawet w najmniejszym stopniu zachęcająca.
Em położyła kawałek rolki z łososiem na moim pustym talerzu. "W każdym razie, nie jesteśmy tu po to, żeby się mazać." Rzuciła w moją stronę z uśmiechem, a ja oczywiście nie mogłam się powstrzymać, i od razu poczułam, jak mój nastrój nieco się polepsza. "Najlepszego z okazji przed-Dziękczynienia". "Najlepszego przed-Dziękczynienia", odpowiedziałam i stuknęłyśmy się naszymi kawałkami sushi, zanim je pożarłyśmy.
Co roku Em i ja jadłyśmy coś we dwójkę w ramach naszego własnego Święta przed-Dziękczynienia, zanim wracałyśmy do siebie, żeby spędzić je z naszymi rodzinami. "W każdym razie," zaczęła Em z ustami pełnymi jedzenia, "słyszałaś o tej całej akcji z dziś w Central Park?"
"Hmm?"
"Podobno jakaś mega bogata parka urządziła sobie wyszukaną przedślubną sesję zdjęciową. Mało tego, zablokowali dla siebie całą strefę, żeby nikt nie mógł się zbliżyć."
Zakrztusiłam się, starając się ze wszystkich sił nie posłać w powietrze latających kawałków sushi nad taśmociągiem.
Em błyskawicznie podsunęła mi szklankę z wodą. "Wiem, prawda? Czyste szaleństwo, co?" westchnęła, pogrążona w myślach. "Wyobraź sobie, że jesteś taka bogata i zakochana, że mogłabyś zarezerwować Central Park tylko dla siebie."
Przełknęłam kilka łyków wody, po czym uporządkowałam swoje gardło. "Tak, wyobraź t-to sobie..." Nie mogłam przecież jej powiedzieć, że to była moja przedślubna sesja zdjęciowa. Nie mogłam też wszystkiego wytłumaczyć. Oczywiście, Xavier był mega bogaty. Ale zdecydowanie nie byliśmy w sobie zakochani.
Znów w mojej głowie przemknęło mi pełne nienawiści i obrzydzenia spojrzenie Xaviera. Nic nie mogło być dalsze od prawdy.
"Angela? Nic ci nie jest?" Zamrugałam od razu oczami, odrywając się od swoich myśli.
"Oczywiście", skłamałam. "Bo wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha..."
“P-po prostu jestem chyba zmęczona.”
Em wpatrywała się we mnie, a jej oczy poszukiwały moich. Nie byłam nigdy dobrym kłamcą. A Em znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Ale też nie mogłam powiedzieć jej prawdy, nawet gdybym chciała. Nikomu nie mogłam powiedzieć. Nawet mojej rodzinie. Ale zapewne prędzej czy później sami by do tego doszli.
Nie można było ukrywać w nieskończoność tak głośnego małżeństwa. Ale przecież nigdy nie mogli poznać prawdy o moim Kontrakt Na Miłośćzie z Bradem Knight. Byłam dosłownie zobowiązana kontraktem do kłamania. I tego muszę się trzymać.
"Dobra, tak czy inaczej, muszę na ostatnią chwilę przygotować się na jutrzejsze Święto Dziękczynienia" - znowu skłamałam. "Będę już powoli iść."
"Dobra," odpowiedziała Em, a ton jej głosu brzmiał neutralnie. Nie mogłam jednoznacznie stwierdzić, czy mi wierzyła, czy nie, ale odpuściła temat.
Wstałyśmy od stolika i po zapłaceniu wyszłyśmy na chłodne, wieczorne powietrze. Moje serce uginało się od ciężaru poczucia winy. Musiałam okłamać moją najlepszą przyjaciółkę. A to był dopiero początek...
*****
Dad 💬 nie zapomnij o placku
Angela 💬 😱😱
Dad 💬 Serio?
Angela 💬 ups…
Dad 💬 NYC zmienia ludzi
Angela 💬 zaraz się po nie cofnę…
Dad 💬 nie trzeba, poradzimy sobie
Dad 💬 po prostu przyjdź tu i pomóż z indykiem, zanim Danny go całkowicie spali
Westchnąwszy z frustracji, oparłam się z powrotem na siedzeniu i zamknęłam oczy. Nie mogłam uwierzyć, że zapomniałam o placku z orzechami pekan. To była podstawa naszego Święta Dziękczynienia. Ale, szczerze mówiąc, miałam ostatnio sporo na głowie.
Pociąg przejechał nagle przez nierówność na torach, a ja przesunęłam się w siedzeniu, opierając głowę o okno i wpatrując się w zamazany krajobraz, który majaczył za oknem. Za mniej więcej godzinę będę w Heller; tak bardzo chciałam już tam być.
Tata zapewnił nas, że jest na tyle zdrowy, że możemy spędzić to Święto Dziękczynienia w domu. Moi bracia ciągle powtarzali mi, jak bardzo dobrze się trzyma, więc nie mogłam się doczekać, kiedy sama go zobaczę.
Tak naprawdę nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć ich wszystkich. Poczułam, że moje serce się powoli odpręża. Dotarło do mnie, jak wielką ulgę sprawiła mi możliwość wyrwania się z Nowego Jorku. Nawet jeśli to było tylko kilka dni, trochę czasu z dala od dramatów mojego Kontrakt Na Miłośću dobrze mi zrobi.
Dałoby mi to chwilę na złapanie oddechu i obmyślenia jakiegoś planu.
Po jakimś czasie, który wydawał mi się całą wiecznością, w końcu wchodziłam po frontowych schodach do swojego rodzinnego domu, gdzie spędziłam całe swoje dzieciństwo. Zapukałam do drzwi, a otworzył je Lucas, szybko otulając mnie wielkim niedźwiedzim uściskiem. "Pachniesz jak pociąg," powiedział, wciągając mnie do domu.
"Ciebie też miło widzieć," powiedziałam, pokazując w jego stronę język.
Weszłam do środka i ogarnęła mnie fala nostalgii. To było miejsce, w którym dorastałam. Dom, w którym w równych proporcjach świętowałam i opłakiwałam wszelkie sprawy. To tutaj Em i ja przemycałyśmy filmy dla dorosłych do odtwarzacza DVD, to tutaj Lucas i ja budowaliśmy poduszkowe forty i jedliśmy Nutellę prosto ze słoika. Ale będąc tu teraz znowu, po tym wszystkim, co się stało, czułam się jakoś inaczej. Tak jakby ten dom nie dawał mi już żadnej ochrony przed światem zewnętrznym.
"Czy to ona? Angie?" I wtedy pojawił się on, wjeżdżając na korytarz na wózku inwalidzkim. Wyglądał bardziej jak tata, niż jak to bywało wcześniej - człowiek ze szpitalnego łóżka.
"TATA!" Wyskoczyłam w jego stronę, mocno go przytulając. Rzeczywiście wyglądał zdrowiej.
Widząc go poza szpitalem, umocniłam się w swoim postanowieniu. Jeśli tolerowanie rozwścieczonego miliardera oznaczało, że tacie nic się nie stanie... to niech tak będzie.
"Rany, Angie, przecież tu jestem," powiedział, śmiejąc się. "Nigdzie się nie wybieram, moja mała. Chyba, że gdzieś mną wyjedziesz."
"Wiem." Próbowałam ukradkiem otrzeć łzę, zanim wylała się z mojego oka. "Po prostu bardzo się cieszę, że cię widzę. Wyglądasz świetnie."
"Gotowa, żeby ujrzeć indyka?"
"Mowa o Dannym?" zażartowałam.
"SŁYSZAŁEM!" krzyknął z salonu Danny. Wiedziałam, że na pewno siedział już na kanapie i ogląda futbol z oczami wlepionymi w telewizor.
Nie mogłam powstrzymać głupkowatego uśmiechu, który rozlał się po mojej twarzy. To było dokładnie to, czego potrzebowałem.
Rozległ się dzwonek do drzwi i wszyscy spojrzeliśmy zdezorientowani w stronę drzwi.
"Spodziewamy się kogoś?" zapytałam Lucasa.
"Nie." Jego oczy na sekundę zapłonęły. "Zaprosiłaś Em?"
"Nie, powinna być u swojej mamy". Podeszłam do drzwi i otworzyłam je...
I właśnie w tym momencie moje małe sanktuarium Święta Dziękczynienia zostało rozbite na drobne kawałki.
Bo oto stał przede mną, wyglądając przy tym przystojnie, idealnie i kompletnie nie na miejscu, z pudełkiem placków z orzechami pekan w rękach, Xavier Knight.
Błysnął mi olśniewającym uśmiechem, ale nie sięgnął on jego oczu. Te pozostały lodowate. Wyrachowane. Jak wilk, który bawi się swoją zdobyczą, zanim rzuci się do zabijania.
"Cześć kochanie," zadrwił. Moje serce wskoczyło na najwyższe obroty. Czułam, że zaraz będę miała całkowity atak paniki.
Moja rodzina nawet nie wiedziała, że z kimś się spotykam, a co dopiero, że wychodzę za mąż za najbogatszego kawalera w Nowym Jorku.
"Co ty tu robisz..." "Angela?" rozległ się pytający głos mojego taty za moimi plecami. "Kto to jest?"
W tym momencie na dnie mojego żołądka otworzył się ogromny dół grozy, a ja słyszałam, jak moja rodzina nieubłaganie się za mną zbliża.
"Y-ym, to jest…" Xavier podszedł obok mnie, a jego okrutna i pełna szyderstwa maniera ulotniła się w mgnieniu oka.
Owinął jedno ramię wokół mojej talii i uśmiechnął się do mnie, jego wyraz twarzy promieniował miłością i czułością. Wyglądał jak książkowa definicja idealnego partnera. Ale ja wiedziałam co jest grane. On mnie nie cierpiał. Jego dotyk bardziej przypominał kajdany niż objęcie.
Czułam wzrok mojego taty i brata skupiony na tym geście, a moja twarz zapłonęła z zażenowania i wstydu. "Mam na imię Xavier," powiedział mój oprawca, ale jego głos brzmiał anielsko gładko. "Jestem narzeczonym pana córki."
Gdy Xavier zostaje zmuszony przez swojego ojca miliardera do zawarcia zaaranżowanego małżeństwa z Angelą, przysięga ją za to ukarać. Jednak pozory mylą, a czasem skrajne przeciwieństwa nie są tak bardzo odmienne, jak się wydaje... Przeczytaj pełną wersję tej porywającej powieści w aplikacji Galatea!