Alfa i Aurora - Okładka książki

Alfa i Aurora

Delta Winters

0
Views
2.3k
Chapter
15
Age Rating
18+

Summary

Alfa o imieniu Everett z watahy Shadow Blood nie ma pojęcia, jakim cudem jego partnerką został człowiek, ale oto i ona — osiemnastoletnia, cholernie niezdarna Rory. Adoptowana przez wilka omega, Rory przeżyła większość swojego życia w stadzie Red Moon, ale nie może do niego wrócić, bo przywódcy watahy próbują ją zabić. Wygląda na to, że ona i opiekuńczy alfa są na siebie skazani. Czy rozwinie się między nimi uczucie? A jeśli tak, to czy będzie ono wystarczająco silne, aby sprostać licznym sekretom Rory?

Kategoria wiekowa: 18+

Zobacz więcej

152 Chapters

Chapter 1

Rory

Chapter 2

Wataha

Chapter 3

Łotr
Zobacz więcej

Rory

RORY

—Rory!

Kobieta w średnim wieku wparowuje do mojego pokoju, pewna, śpię do południa zamiast być w szkole.

Jest prawdziwie zdziwiona, gdy widzi, że jestem już ubrana i czeszę włosy przed lustrem.

—Hej, mamo — odpowiadam ze słodkim, radosnym uśmiechem, mając nadzieję, że podniosę tym na duchu i ją, i samą siebie.

Ale jej twarz pozostaje ponura. Ma na stałe przyklejony grymas, a starcze zmarszczki i bruzdy mówią o dawnym cierpieniu. Jej szarobrązowe, zaniedbane włosy z rozdwojonymi końcówkami swobodnie opadają na ramiona. Przewraca swoimi czarnymi jak onyks oczami, bacznie badając idealnie posprzątany pokój i starannie pościelone łóżko.

—Dzień dobry, Rory — wita się z lekkim, przytłumionym uśmiechem, który wyraża jej zmęczenie życiem.

Bierze ode mnie szczotkę i, swoimi stwardniałymi dłońmi, zaczyna zaplatać warkocz z moich ciemnych, kasztanowych włosów.

—Jak było w szkole? Wiem, że nie było mnie zbyt często w tym tygodniu, ale możesz ze mną porozmawiać o wszystkim. Co to za siniak na twoim ramieniu?

—Spadłam z łóżka dziś rano. Nic nadzwyczajnego. Trzymam się z dala od innych, jak zwykle.

Widzi w lustrze jak się do niej uśmiecham. Chcę, żeby wiedziała, że jestem jej wdzięczna.

Moja mama znalazła mnie przemarzniętą i porzuconą, w lesie pełnym łotrów, kilka mil od terytorium Red Moon. Miałam trzy lata.

Jest wilczycą omega. Od zawsze wiedziałam, że nie jestem jej rodzoną córką, choć traktowała mnie jak swoje dziecko. Ale ja jestem tylko człowiekiem. Żyję w wysoko postawionej watasze.

Zawsze byłam outsiderką: słabsza, gorsza, niegodna.

W dzieciństwie wilczęta ze stada na zmianę mnie dręczyły. Kradły mi moje rzeczy, rzucały mną między sobą, bo chciały popisać się swoją siłą, dokuczały mi, rzucając ostre słowa.

Gdy podrosłam, mama zdecydowała, że najlepiej będzie, jeśli pójdę do liceum dla ludzi, z dala od watahy. Tam nie będę się wyróżniać.

Oczywiście nadal jestem słabsza od dzieciaków z liceum. Jestem mniejsza, mniej umięśniona i zależy mi żeby być miła dla wszystkich.

Mimo to, kocham szkołę — moich przyjaciół, nauczycieli i lekcje.

Przechadzam się właśnie po głośnych korytarzach, wokół mnie słychać chichot grupek dziewczyn i sportowców rzucających piłką z łatwością, gdy podbiega do mnie Freya, podekscytowana.

Potykam się o własne stopy. Uczniowie chichoczą, a ja próbuję odzyskać równowagę. Wstaję i odchodzę z pochyloną głową i lekkim rumieńcem na twarzy.

—Stara, jesteś naprawdę niezdarna — krzyczy Freya ze śmiechem, biorąc mnie pod ramię i prowadząc korytarzem, jednocześnie pomagając mi zachować równowagę.

Zawsze byłam niezdarnym dzieckiem, praktycznie od urodzenia, a przynajmniej od kiedy sięga pamięcią moja mama. To, plus wyśmiewanie ze strony nastoletnich wilków z mojego stada, tylko zwiększa moje cierpienia.

— Cześć, Rory, kochanie, hej Freya — wita mnie Eddie z uroczym, szerokim uśmiechem. Jest członkiem drużyny Lacrosse'a i zapalonym czytelnikiem książek. Oczytany sportowiec! Jestem w nim całkowicie zadurzona.

Gdy powiedział, że mnie lubi, a następnie zaprosił na randkę, byłam w szoku.

Byłam podekscytowana, jak każda dziewczyna, która dowiaduje się, że jej zauroczenie jest odwzajemnione. Zgodziłam się i, od miesiąca, czyli od początku trzeciej klasy, chodzimy na randki.

Pocałował mnie w usta i objął ramieniem.

Staram się okiełznać moją niezdarność, ale mimo to, sięgając po torbę, przypadkowo uderzam go w tors. Wywołuje to szereg chaotycznych wypadków.

Eddie potyka się i wpada na inną dziewczynę, która z krzykiem upada na podłogę.

Nie jestem zbyt silna, ale Eddie jest chudy i słabo umięśniony, przez co moje uderzenie mocno go popchnęło.

Co więcej, teraz ja potykam się o jego stopę i prawie upadam, ale na szczęscie ratują mnie ramiona mojej przyjaciółki Bethany, najpopularniejszej dziewczyny w szkole.

Jej chłopak stoi obok niej i się podśmiewa, a potem pomaga Eddiemu podnieść się z ziemi.

—Hejka, Rory, hejka, Eddie — mówi Oliver z uśmieszkiem na ustach, a jego koledzy jak zwykle dołączają do niego.

Freya nieśmiało mija chłopaków i spieszy się do swojej szafki. Kiedyś ją dręczyli.

Kiedy się poznaliśmy, też się nade mną znęcali. Szybko jednak przestali, wciąż nie wiem dlaczego. Ważne jest to, że się dogadujemy.

To na pewno lepsze niż wrogie zachowanie wilków z watahy wobec mnie.

— Rory, jutro są moje urodziny i Bethany organizuje imprezę. Chcesz przyjść?

— Och, nie mogę, przykro mi. Muszę pomóc mamie. Ale wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! — wołam z szerokim uśmiechem. Jego koledzy zaczynają się po cichu śmiać, a Bethany piorunuje wzrokiem swojego chłopaka.

Jego zaproszenie musiało mieć jakiś ukryty powód.

To nic. I tak kocham liceum. Czuję się związana z tym miejscem o wiele bardziej, niż z moim coziennym światem pełnym wilków.

—Szkoda— odpowiada rozczarowany. —Miałem nadzieję, że w tym roku trochę się wyluzujesz.

—Przestań — ochrzania go Eddie, idąc przede mną niczym żywa tarcza i odpychając swoją klatką piersiową Olivera.

Oliver śmieje się i nie chce odpuścić. Wie, że ma przewagę.

Zazwyczaj się mnie nie czepiają, chyba że sama ich sprowokuję. Natomiast dla wilków jestem popychadłem, ale ich szyderstwa już prawie mnie nie obchodzą.

Tutaj było podobnie, ale Bethany zawsze mnie wtedy wspierała. Jej spojrzenie było dla mnie sygnałem, że sobie ze mną pogrywają.

Ale i tak szkoła jest dla mnie ucieczką od stada, od świata wilków. Dlatego tak bardzo sobie ją cenię.

—Miło było was zobaczyć — oświadczam, i razem z Eddim oddalamy się od nich i od ich drwin.

Dręczyciele odeszli, a to pewnie oznacza, że jeszcze z nami nie skończyli. Przynajmniej tak bywa z wilkami.

Przyszedł czas lunchu. Freya, Skye, Eddie i ja zajmujemy miejsce przy naszym zwyczajowym stole i pogrążamy się w rozmowie.

Czasami Bethany zaprasza nas do swojego stolika, ale Freya za wszelką cenę stara się o tego wymigać.

Ja mogę jeść gdziekolwiek.

W watasze, moja mama jest omegą, najsłabszym wilkiem w stadzie, a ja jestem człowiekiem. Zawsze dostajemy resztki.

Odkąd alfa Nickolas przejął rządy od swojego ojca, słabsi członkowie watahy są zaniedbywani. Wie, że istnieją, ale jego motto brzmi — przetrwają najsilniejsi.

—A może zabiorę cię gdzieś po szkole? Albo odprowadzę do domu?—proponuje mi Eddie. Ma nadzieję, że się zgodzę.

Ale ja jestem członkiem watahy i moim obowiązkiem jest spędzanie czasu tylko z nimi. Jedynym wyjątkiem jest szkoła. Dlatego umawianie się z ludźmi ze szkoły jest nie lada wyczynem.

Jestem zaskoczona, że Eddie jest dla mnie taki cierpliwy. Tylko raz byłam na prawdziwej randce poza szkołą. Wszystkie inne musiałam odwołać.

Doszłam do wniosku, że zamiast od razu odrzucać każdą propozycję, powinnam przyjąć kilka, a potem powiedzieć, że coś mi wypadło. Tylko że później czuję się strasznie winna.

—Nie mogę, przepraszam. Muszę wrócić od razu po szkole. Nie możesz mnie odprowadzićoja mama nie wie, że się spotykamy, więc — mówię mu, mimo że kłamstwa wywołują palące uczucie w moim żołądku.

Moja mama w rzeczywistości wie, że Eddie i ja chodzimy ze sobą, ale robię to, żeby trzymać go z dala od społeczności wilkołaków, lepiej, żeby jej jeszcze nie poznawał.

Jesteśmy razem dopiero od miesiąca, więc nie mogłam go na to narażać. Zrobię to, skoro go kocham i chcę z nim być.

W końcu nie jestem wilkołakiem, więc nadal moglibyśmy zostawić to życie za sobą. Eddie uważa, że moja mama zabrania mi randkować, że jest nadopiekuńcza wobec swojego dziecka.

Nie dowiedział się jeszcze, że jestem adoptowana.

Kiedy mama znalazła mnie na terytorium zbójów, byłam ciężko ranna i myślała, że umrę.

Mówi, że każdy rodzic, który porzuciłby dziecko w tych lasach, nie powinien być w stanie nigdy więcej go odnaleźć.

I szczerze mówiąc, choć zastanawiałam się, jacy naprawdę są moi biologiczni rodzice, nie mogłam trafić na bardziej troskliwą mamę.

Eddie niechętnie kiwa w odpowiedzi, z głową schyloną z rozczarowania. Całuję go w policzek w nadziei, że poprawię mu humor, co też mi się udaje.

Nawet jeśli kłamstwo jest koniecznością w moim życiu, nie ułatwia mi to okłamywania ludzi, na których mi zależy.

Moich przyjaciół, Eddiego, nauczycieli.

Kiedy moja praca domowa w tajemniczy sposób zniknęła zanim zdążyłam ją oddać—stado dręczyło mnie po raz kolejny —jestem zmuszona kłamać i przyjąć karę.

Oczywiście, błagam, żeby odbywały się one podczas obiadów, przez co nie mogę spędzać czasu z Eddiem.

Tak bardzo, jak mogę narzekać na liceum, to przynajmniej czuję, że tu jest moje miejsce.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea