Propozycja współpracy - Okładka książki

Propozycja współpracy

R S Burton

0
Views
2.3k
Chapter
15
Age Rating
18+

Summary

„A co z granicami?” wyszeptałam. Mój głos był jednak ledwo słyszalny.

„Dziś wieczorem mam w dupie granice, Ruby. Chcę ciebie, a ty chcesz mnie”. Spojrzał mi w oczy i skinął głową. „Koniec walki”.

Po ukończeniu collegu Ruby dostaje propozycję nie do odrzucenia: ma pracować dla przystojnego prezesa firmy, Tobiasa Clarka. Szybko orientuje się jednak, że praca dla niego nie jest tak wspaniała, jak się spodziewała. Powietrze iskrzy od napięcia, ale wiadomo, że nie ma dymu bez ognia. Czy Tobias i Ruby poddadzą się swoim pragnieniom, czy może sekret, który próbują utrzymać, zniweczy ich szanse na szczęśliwy związek?

Zobacz więcej

Rozdział pierwszy

Ruby

Udało się. Ja, Ruby Moritz, zrobiłam to.

Po czterech latach, niezliczonych nocach i ponad pięćdziesięciu tysiącach dolarów wydanych na pożyczki studenckie, udało mi się… choć dopiero jako młodsza pracowniczka biurowa.

Oczywiście nadal byłam jedną z tych szczęściar. Udało mi się ukończyć studia i dostać w miarę dobrze płatną pracę w największej firmie marketingowej w Worthington.

Musiałam wypełniać papiery i przynosić kawę, czyli robić rzeczy, które z łatwością mogłabym robić bez dyplomu, ale to nie była praca na zawsze i opłacała rachunki… po prostu.

Dzisiejszy dzień zaczął się jak każdy inny.

Po zwleczeniu się z łóżka, wzięłam prysznic, choć ten praktycznie od jakiegoś czasu nie działa i ubrałam się w kupione w sklepie z używanymi rzeczami ubrania robocze. Zjadłam miskę czegoś, co miało przypominać owsiankę.

Kiedy w końcu byłam gotowa, złapałam pociąg i dwa autobusy do miasta, w którym pracowałam.

Tak jak każdego innego ranka, wyskoczyłam z autobusu, który zatrzymał się na przystanku w mieście i rozpoczęłam energiczny spacer w kierunku biura, unikając innych ludzi, którzy byli w drodze do pracy.

Ale dzisiaj było inaczej, ponieważ spóźniłam się na drugi autobus i musiałam czekać na następny. Przy tak rygorystycznym harmonogramie byłam na dobrej drodze do spóźnienia się, a po zaledwie czterech tygodniach pracy nie chciałam nikogo rozzłościć.

Spojrzałam na ekran mojego telefonu. Pięć minut. Miałam pięć minut na przejście kilku przecznic.

Przyspieszyłam kroku, przewieszając brązową torbę przez ramię. Moje długie, brązowe włosy były rozpuszczone i przez chwilę żałowałam, że nie spięłam ich w kok, ponieważ wiatr targał nimi, gdy się poruszałam.

Moje czarne szpilki ledwo zdążyły dotknąć chodnika, gdy zamieniłam szybki marsz w jogging. Zapach kawy i benzyny wypełnił moje zmysły, co wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Tak, każdy poranek wyglądał tak samo i choć dla niektórych było to monotonne, dla mnie było to pocieszające. Niepokój związany ze spóźnieniem zdawał się znikać.

Przebiegłam przez frontowe drzwi Clarke Industries zaledwie minutę przed planowanym rozpoczęciem pracy, przesuwając kartę na czytniku bezpieczeństwa.

Bez tchu i prawie na pewno w chaosie, stanęłam przy swoim biurku i położyłam torbę. Już miałam zaatakować moją tacę, kiedy moja menadżerka, Stacey, podeszła z czarną teczką i szerokim uśmiechem na twarzy.

„Ruby, mogę z tobą porozmawiać w moim biurze?” zapytała. Jej brązowe oczy były jasne, a uśmiech zachęcający, choć jej słowa wystarczyły, by zmrozić mi krew w żyłach.

Mój żołądek skręcił się z nerwów. Nie mogłam pozwolić sobie na utratę pracy – nie, gdy moi rodzice odeszli… Nie miałam żadnego wsparcia; miałam tylko siebie i tę pracę.

Spóźniłam się tylko dwie minuty do biurka. Nie zwolni mnie z powodu dwóch minut, prawda?

Przełknęłam ciężko ślinę i starałam się nie wyglądać na zdesperowaną, choć nagle się tak poczułam.

„Przepraszam, mój autobus się spóźnił. To się więcej nie powtórzy”.

Stacey podniosła rękę i potrząsnęła głową, co powstrzymało mnie od dalszych wymówek.

Zmartwienie osiadło w moich wnętrznościach i przesunęłam się na siedzeniu.

„Przyjdź do mojego biura za pięć minut. Najpierw zrób sobie kawę – i mnie też”. Uśmiechnęła się. „Czarna, bez cukru”. Odwróciła się na pięcie i odeszła, wracając do swojego biura.

Ze zdenerwowaniem płynącym w moich żyłach, zmusiłam się do wstania, po czym udałam się do kuchni.

Grupa moich znajomych z biura siedziała przy jednym ze stolików w rogu, rozmawiając przyciszonymi głosami.

„Nie słyszałaś?” szepnęła jedna z dziewczyn. „Tobias zwolnił dziś rano Josannę”.

„Ale Josanna była przez lata asystentką pana Clarke’a seniora” odpowiedziała inna, brzmiąc na przerażoną.

„Odkąd Tobias był małym chłopcem” dodała pierwsza dziewczyna. „Najwyraźniej mówiła mu, jak prowadzić to miejsce, a on miał już dość”.

„On jest taki okropny” narzekała jedna z dziewczyn.

„Ale niesamowicie przystojny” dodała inna, próbując schłodzić twarz przy wiatraku.

Przewróciłam oczami. Tobias Clarke był nowym dyrektorem generalnym Clarke Industries. Jego ojciec zmarł trzy miesiące wcześniej i zostawił mu firmę.

Nigdy go nie spotkałam, ale widziałam zdjęcia. Był atrakcyjny, ale wszystkie te pogłoski… cóż, nie oznaczały, że wszystko, co o nim mówiono, było prawdą.

„W każdym razie, przysłał tu wiadomość o nowym PA”.

Ich szepty nie ustawały, chociaż wyłączyłam się. Przygotowałam kawę dla Stacey i dla siebie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, było wplątywanie się w korporacyjne plotki.

Gdy skończyłam, przeszłam przez biuro, ignorując szepty pracowników na piętrze. Najwyraźniej wieści się rozeszły. Zapukałam do drzwi Stacey i zajrzałam przez nie.

„Kawa, czarna, bez cukru”. Uśmiechnęłam się.

„Wejdź, Ruby. Proszę, usiądź”. Wskazała na mały, czarny, skórzany fotel po drugiej stronie biurka.

Postawiłam jej kawę i również usiadłam.

Stacey spojrzała na swój komputer i wpisała coś. Następnie położyła dłonie na biurku, splatając ze sobą palce.

Uczucie tonięcia uderzyło w moje wnętrzności. Byłam ostatnim zatrudnionym pracownikiem, a oni chcieli mnie zwolnić.

Naprawdę zostanę zwolniona. To wszystko było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Zdobycie pracy zaraz po studiach było czystym łutem szczęścia, ale pomyślałam, że w Clarke Industries będę miała przynajmniej stały dochód i pewność zatrudnienia. Będzie dobrze.

Z czasem może nawet będzie mnie stać na mieszkanie w ładniejszym miejscu.

Nagle wydawało się, że te nadzieje stanęły w płomieniach. Westchnęłam i pogodziłam się z moim obskurnym mieszkaniem z zepsutym prysznicem w paskudnej dzielnicy.

Było fajnie, póki trwało…

Tak jakby.

„Wyglądasz na zmartwioną”. Stacey uśmiechnęła się, podnosząc kubek z kawą do ust.

Obróciłam swój kubek w dłoniach i pozwoliłam ciepłu promieniować z moich dłoni na palce. Zmartwienie to delikatne określenie.

„Zwalniasz mnie?” wydusiłam z siebie. Lepiej było dowiedzieć się tego wcześniej niż później.

Stacey zachichotała i wskazała na swój komputer. „Studiowałaś biznes i marketing w college’u, tak?”

„Masz wrodzone umiejętności, których nie ma większość kobiet w tym biurze. Ze względu na prędkość, z jaką rozchodzą się tu wieści, bez wątpienia słyszałaś, że szef szuka asystentki”.

Wykrzywiłam twarz. Czy ona insynuowała, że mam przyjąć tę pracę? Ja? Byłam tu zaledwie pięć minut. Nie wspominając o tym, że nie miałam żadnego doświadczenia.

Miałam plan: Chciałam zacząć pracę jako młodszy pracownik biurowy i piąć się po szczeblach kariery, zdobywając po drodze niezbędną wiedzę.

Pominięcie tych wszystkich kroków i wejście prosto na szczyt wydawało się dziwne i nagłe.

„Jestem nowa. Z pewnością jest ktoś, kto lepiej rozumie ten biznes?” zauważyłam, spoglądając na kobietę, która zdawała się oferować mi pracę życia.

Jej oczy były jasne, a uśmiech szeroki. „Właściwie to nie” odpowiedziała Stacey. „Ty najlepiej nadajesz się do tej pracy, Ruby”.

Na piętrze były kobiety, które pracowały tu od prawie dwudziestu lat. Trudno mi było uwierzyć, że moje wykształcenie przewyższa ich bogate doświadczenie.

Musiał być inny powód, dla którego chciała dać mi tę pracę.

Coś, czego nie potrafiłam wskazać palcem.

„Och” mamrotałam w końcu, nie mogąc zwerbalizować żadnych z moich myśli.

„Oczywiście, dostaniesz podwyżkę – powiedzmy o dodatkowe piętnaście tysięcy rocznie”.

Przełknęłam ciężko. Trzydzieści pięć tysięcy rocznie wystarczało na przeżycie, ale pięćdziesiąt tysięcy oznaczało, że mogłabym szybciej wyjść z dołka i spłacić rosnące długi.

Było to co najmniej kuszące.

Spojrzałam w dół na swoje dłonie i próbowałam rozważyć opcje, ale mój umysł był przytłoczony i nie mogłam ogarnąć całej sytuacji.

„Obawiam się, że pan Clarke potrzebuje kogoś natychmiast, więc musisz podjąć decyzję dość szybko” mruknęła, przerywając moje myśli.

Mam wybór?

Spojrzałam na Stacey. Jej oczy były szeroko otwarte. Najwyraźniej była pod presją, by znaleźć kogoś szybko, a jeśli powiem „nie”, będzie musiała wrócić do rysownicy.

Odmowa oznaczała parzenie kawy i segregowanie dokumentów w dającej się przewidzieć przyszłości. Kto by przewidział, kiedy coś takiego się powtórzy? Prawdopodobnie nigdy.

„Wchodzę w to”. Uśmiechnęłam się. Musiałam skoczyć na główkę, a resztę wymyślić później. To było to, czego się uczyłam. Ryzyko czy nie, musiałam w to pójść.

Stacey rozluźniła się i skinęła głową. Wyciągnęła czarną teczkę z biurka i podała mi ją.

„Oto twój nowy kontrakt. Będziesz pracować w tych samych godzinach, ale jak zapewne wiesz, pan Clarke najprawdopodobniej będzie potrzebował twojej pomocy też poza normalnymi godzinami pracy”.

Zrozumiałam. Nie miałam zbyt wiele prywatnego życia, więc praca po godzinach nie była problemem.

„Możesz spakować swoje rzeczy i udać się na najwyższe piętro, Ruby. Wierzę w ciebie”. Uśmiechnęła się słodko, ale z jakiegoś powodu jej przesadna uprzejmość wydawała się teraz fałszywa.

Wyszłam z jej biura i wróciłam z kawą do biurka. Po cichych szeptach wokół mnie nastąpiło wskazywanie… wskazywanie na mnie.

Wieść już się rozniosła, że zostałam zastępczynią PA, a ja nawet nie wzięłam jeszcze torebki.

Po cichu zebrałam swoje rzeczy i wzięłam głęboki oddech. Zaniosłam torbę, teczkę i kawę do windy, cały czas wiedząc, że wszyscy na mnie patrzą.

Nacisnęłam guzik i czekałam odwrócona plecami do szeptów. Kiedy srebrne drzwi się otworzyły, weszłam do środka, odwróciłam się i spojrzałam na kobiety, które wpatrywały się we mnie.

Wszystkie z wyrazem ulgi na twarzach.

Zachłysnęłam się.

Gdy ciasne pudło ruszyło w górę, nagle poczułam się jak w ruchomej celi, która wiezie mnie na pewną śmierć. Rzekomo relaksująca muzyka z windy równie dobrze mogłaby być The Imperial March z Gwiezdnych Wojen.

Serce waliło mi w klatkę piersiową tak mocno, że złamanie żebra wydawało się możliwe.

Kiedy drzwi w końcu ponownie się otworzyły, poczułam przypływ nerwowej energii, do tego stopnia, że bałam się, że zemdleję.

Chciałam uciec z powrotem na drugie piętro, ale nie mając dokąd pójść, wyszłam na ciemny, granatowy dywan, który ciągnął się w górę korytarza, kończąc się przy nowoczesnym, białym biurku.

Nie byłam tu wcześniej, ale na pierwszy rzut oka widać było, że to miejsce różni się od tego na dole.

Nudne brązy ciasnej przestrzeni biurowej zniknęły i zostały zastąpione wyraźnymi białymi ścianami ozdobionymi w dzieła sztuki, które kosztowały znacznie więcej niż mój miesięczny czynsz.

Przeszłam korytarzem, przyglądając się biurku stojącemu na szczycie pokoju. Odłożyłam swoje rzeczy i rozejrzałam się.

Może jednak nie będzie tak źle.

Podeszłam do biurka i spojrzałam w dół. Mój komputer był zupełnie nowy i najwyższej klasy, z trzema ekranami zamiast dwóch, które miałam na dole. Po lewej stronie znajdował się mały filtr do wody i wszystkie przybory piśmiennicze, jakich można potrzebować.

Przejechałam palcami po spinaczach i zszywaczu.

Wciąż obserwowałam otoczenie, gdy usłyszałam za sobą czyjeś kaszlnięcie.

Po raz drugi w ciągu niespełna trzydziestu minut zmroziło mi krew w żyłach i zesztywniałam, odwracając się, by spojrzeć autorowi chrząknięcia w oczy.

Tobias Clark.

Od razu było jasne, że zdjęcia nie oddawały rzeczywistości. Mężczyzna był wspaniały w każdym znaczeniu tego słowa.

Na żywo wydawał się wyższy – miał co najmniej 180 cm i był dobrze zbudowany, z wyrzeźbionymi mięśniami, które mogłam dostrzec przez dopasowany granatowy garnitur.

Ręce trzymał w kieszeniach, a na twarzy miał głęboki grymas. Był gładko ogolony, jego usta rysowały się cienką linią, podczas gdy jego lodowato niebieskie oczy były zimne jak styczniowa noc.

Chociaż na jego twarzy widać było dezaprobatę, nadal był atrakcyjny – nawet bardziej niż w rzeczywistości – i mogłam od razu stwierdzić, że był całkowicie zamknięty.

„Poprosiłem o PA, a pani Jones przysłała mi dziecko” mruknął.

Zmarszczyłam brwi. Kogo nazwał dzieckiem?

Powszechnie wiadomym było, że Tobias miał dwadzieścia siedem lat, czyli był tylko pięć lat starszy ode mnie.

Zamierzałam rozpocząć tę pracę tak, jak zamierzałam ją kontynuować i nie chciałam być wycieraczką jakiegoś prezesa.

„Z całym szacunkiem, sir, mam dwadzieścia dwa lata, jestem wykształcona i gotowa pracować jako pańska asystentka. Sądząc po wyrazie ulgi na twarzach moich kolegów i koleżanek, mogę być jedyną chętną”.

Byłam teraz pewna, bardziej niż kiedykolwiek, że moja nominacja do tej roli nie była związana z moimi kwalifikacjami.

Byłam ostatnia na piętrze i pierwsza na linii ognia.

Usta Tobiasa wykrzywiły się lekko i nie mogłam stwierdzić, czy był rozbawiony, czy obrażony. „Wykształcenie nic nie znaczy, Panno…” Jego głos zawisł, czekając na moją odpowiedź.

„Moritz” zaproponowałam z zaschniętym gardłem.

„Wykształcenie nic nie znaczy, panno Moritz, jeśli nie można go poprzeć umiejętnościami”.

„Cóż, miejmy nadzieję, że w takim razie jestem wykwalifikowana” odpowiedziałam, zmuszając się, by zabrzmieć zdecydowanie. „Będzie pan musiał po prostu zaryzykować”.

Tobias Clarke wyciągnął ręce z kieszeni i złożył je na piersi. Przyglądał mi się bez słowa przez prawie minutę, po czym uniósł brew i odwrócił się na pięcie.

„Nie ryzykuję, panno Moritz” wyjaśnił, a jego głos był bezlitosny. „Nie przetrwa pani tygodnia”.

Tobias wszedł do swojego biura i zamknął drzwi z matowego szkła. Patrzyłam, jak jego cień przesuwa się po podłodze, aż straciłam go z oczu.

Wypuściłam zduszony oddech. Nie był uprzejmy, nie był przystępny – w rzeczywistości był prawdopodobnie biznesową wersją Grincha. Nie wierzył we mnie i byłam dla niego zbędna.

Przynajmniej na dole miałam pewność zatrudnienia. Teraz zostałam wciśnięta między szybki rozwój a bezrobocie.

Musiałam sprawić, by to zadziałało.

Usiadłam, a pluszowe skórzane siedzenie rozpłynęło się pod moim ciałem. Przynajmniej na razie mogłam stresować się w komfortowych warunkach.

Otworzyłam teczkę zawierającą mój nowy kontrakt i przeczytałam go. Była to standardowa umowa, określała moje nowe wynagrodzenie i obowiązki.

Praca wiązała się ze świadczeniami, takimi jak kompleksowe ubezpieczenie zdrowotne i plan dentystyczny, za który można było umrzeć, ale mając w pamięci ostrą krytykę Tobiasa, musiałam się zastanowić, czy będę tu wystarczająco długo, aby cokolwiek z tego wykorzystać.

Nie mogłam teraz wrócić. Byłam tutaj i musiałam zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby udowodnić mu, że się mylił.

Sięgnęłam po długopis z tacy obok mnie i podpisałam się na wykropkowanej linii.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea