Mężczyzna z lasu - Okładka książki

Mężczyzna z lasu

Midika Crane

0
Views
2.3k
Chapter
15
Age Rating
18+

Summary

Thea nie wierzy w Fantomowe Wilki. Uważa, że są one jedynie mitem - bajką, którą opowiadano jej w dzieciństwie. Aż do momentu, gdy staje z jednym z nich twarzą w twarz. Przystojny Casper jest niepodobny do nikogo, kogo kiedykolwiek spotkała. Pociąga ją bardziej niż jakikolwiek inny mężczyzna. Kiedy Thea odkryje jego największy sekret, zostanie wrzucona do świata duchów i alf. Czy odkryje tajemnice, które ten stwór ukrywa przed nią? I czy odkrycie ich będzie ją kosztować wszystko?

Kategoria wiekowa: 18+

Zastrzeżenie: Ta powieść nie jest bezpośrednio związana z książką Skradziona przez alfę, która jest immersyjną adaptacją historii o alfa Kadenie. Ta historia jest częścią oryginalnej wersji serii Alfa autorki i możesz cieszyć się nią jako samodzielną historią!

Zobacz więcej

Rozdział pierwszy

Thea

Stoję twarzą do mojej najlepszej przyjaciółki, plecami do skraju lasu.

– To już nie jest śmieszne – upiera się, zerkając mi przez ramię, desperacko próbując insynuować, że moja potrzeba wejścia do środka jest większa niż poczucie humoru, na jakie mogłam się zdobyć.

– Dobrze się bawię – mruknęłam, rozglądając się dookoła, jakbym miała magiczną zdolność widzenia w ciemności. Szczerze mówiąc, światło z wnętrza domu niewiele daje.

June, moja najlepsza przyjaciółka, przeskakuje z nogi na nogę, chcąc mnie uratować przed... jakimkolwiek niebezpieczeństwem, które jej zdaniem tu czyha, ale nie może zaryzykować przekroczenia progu drzwi.

– Thea, proszę... Mówię poważnie, kiedy mówię ci o wejściu do domu – mówi, a jej głos drży i to nie od chłodnego wiatru.

Tańczę na miejscu, a jesienne liście chrzęszczą mi pod stopami.

– Fantomowe Wilki nie istnieją – skanduję, a mój głos niesie się wraz z bryzą.

June potrząsnęła głową, nerwowo pocierając ręce w górę i w dół.

– Przysięgam na Boginię, że nie przyjdę po ciebie, gdy jeden z nich porwie cię i zaciągnie do swojej jaskini gwałtu – mówi mi. Nie żartuje.

Zatrzymuję się, mój taniec ustaje. Powoli odwracam się w stronę lasu, który góruje nade mną. Jest bezkresny, zimny, ciemny i nie jestem nawet pewna, czy cokolwiek w nim żyje. Ale nie mogę się powstrzymać.

– June, musimy wejść do środka.

– Dlaczego? – pyta nerwowo, patrząc, jak ostrożnie wchodzę po schodach na ganek.

Krzyczę, tak głośno, że jestem pewna, że sąsiednia sfora to słyszy. June przyłącza się do moich krzyków, gdy wpadam obok niej, prosto do domu w objęcia futrzanego dywanika na podłodze.

Zatrzaskuje za nami drzwi, przyciskając się do nich plecami.

Odwracam się od miejsca, w którym leżę twarzą w dół na ziemi. June wygląda na przerażoną, jej oczy błyszczą na wspomnienie wszystkich książek o Fantomowych Wilkach, które przeczytała. Zaczynam się śmiać.

– Och, mam cię!

Jej przerażony wyraz twarzy zmienia się w wyraz czystego gniewu, gdy uświadamia sobie, że to był tylko żart.

– Nie widziałam upiora, ale widziałam twoją twarz, bladą jak nic innego. – Nie udaje mi się powstrzymać humoru w moim głosie. Stoję, zrównując się z rozjuszoną June.

– Ty idiotko! Ile razy ci mówiłam? Z Fantomowymi Wilkami nie można zadzierać – warknęła, kładąc dłoń na czole i próbując zebrać myśli.

Uśmiechnęłam się. – Daj spokój, June, rozchmurz się.

Wzdycha głęboko, próbując się pozbierać. Od dzieciństwa June zawsze wierzyła w mity, które starsze dzieci w szkole opowiadały, żeby nas przestraszyć.

A większość z nich dotyczyła Fantomowych Wilków.

– Rozchmurzyć się? Chcesz być jak Alfa Jasper? – rzuca mi wyzwanie.

Przewracam oczami. Zaczyna się.

Alfa Jasper zniknął pewnej nocy i nigdy nie powrócił. Mówiono, że został skradziony przez Fantomowe Wilki i zamordowany, tak jak jego ojciec. A stało się to wiele lat temu. Nie, wieki temu.

Inni podobnie myślący ludzie uważają, że popełnił samobójstwo, a nikt nie był w stanie przejąć jego stanowiska jako Alfy.

– Jasper nie został zamordowany przez Wilki Fantomowe, głuptasie… – mówię jej.

June mruży na mnie oczy. – Masz rację, bo on jest jednym z nich.

***

Podczas spaceru macham smyczą w przód i w tył, patrząc, jak sztuczna skóra lśni w matowym świetle. Nad moją głową kłębią się złowrogie chmury, które górują, pozostawiając za sobą groźne cienie.

To sprawia, że wzdycham z irytacją.

Wataha Oddania znajduje się w centrum Dzielnicy Gromad. Bywa tu ciepło, ale pogoda jest zazwyczaj ponura i nudna.

To nie wprawia w dobry nastrój, kiedy patrzysz w górę i widzisz ciemniejące chmury nad głową, z których nic nie wynika.

Postanowiłam zwrócić dziś głupiego psa June. To moja najlepsza przyjaciółka, którą odwiedziłam wczoraj wieczorem. Nie pozwoliła mi wrócić do domu ścieżką, która biegnie wzdłuż krawędzi niesławnego Widmowego Lasu.

Jej upór, że te mityczne stworzenia, zwane Fantomowymi Wilkami, mogą mnie porwać i zaciągnąć do swojej nory, aby mnie zabić, wykończył mnie.

Nie pozostawiła mi wyboru, musiałam zabrać ze sobą jej bezużytecznego Jacka Russella.

Równie dobrze mogę to zrobić dzisiaj i wrócić do domu w świetle dnia. Po ostatniej nocy zdecydowałam się na długi spacer przez miasto, zamiast zapuszczać się w głąb lasu.

Prawie zgubiłam Squiggles (czy jak ona go tam nazywa).

Wioska jest dość mała. W obrębie stada są inne miasteczka, ale wszystkie są oddalone o wiele mil i opustoszałe, jak nasze własne. Jest tu tak ciasno, że nikt nie wyjeżdża i nikt nie przyjeżdża.

Przynajmniej nie od czasu, gdy ludzie znów zaczęli wierzyć w Fantomy.

Większość ludzi, zbyt przerażona, by postawić stopę poza wioską, pogodziła się z prostym życiem z dala od jakiejkolwiek innej cywilizacji.

Wiele osób, w tym ja, pogodziło się też z myślą, że nigdy nie znajdzie swoich towarzyszy. To jest do bani. W oczach niektórych bezpieczniej jest trzymać się z dala od miejsc, w których podobno czają się Fantomowe Wilki.

Uśmiecham się do siebie, przypominając sobie mity, które mam w głowie.

Jasper. Był synem Alfy. Wieki temu zniknął, a jego ojciec wkrótce potem zginął. Wszyscy myśleli, że to Fantomowe Wilki, więc opuścili stado.

Po prostu wstali i przenieśli się w inne miejsce, zmniejszając populację o wiele osób.

Teraz absurdalne pomysły sugerują, że on wciąż żyje i dowodzi stadem nocnych bestii, zabijając niewinnych w nocy.

Śmieję się.

Kiedy starsze dzieci w szkole opowiadały June i mnie te historie, żeby nas przestraszyć, zawsze wierzyłam, że albo po prostu odszedł, ponieważ nigdy nie znaleziono jego ciała, albo popełnił samobójstwo w innym miejscu.

Moje proste odpowiedzi pomagały mi spać w nocy.

Po prostu nie wyjadę, bo mój tata nie chce. A jako dziewiętnastolatka mieszkająca z ojcem i pracująca na pół etatu w lokalnej jadłodajni i tak nie widzę siebie robiącej nic innego...

Mały Jack Russell, którego June nazywa swoim psem stróżującym, pomyka przed siebie na swoich małych nóżkach. Nie jestem pewna, czy psy są dozwolone na ulicach tak blisko sklepów, ale w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby to kwestionować.

Jest poniedziałek, więc niewielka liczba dzieci w okolicy jest w szkole, a wszyscy inni pracują.

– Może pewnego dnia rzeczywiście będzie padać – mówię na głos, ale nie jestem pewna, czy pies naprawdę słuchał moich bezmyślnych słów. Postawił ucho, ale to wszystko.

Wsłuchuję się w stukot jego pazurów o beton, żałując, że moje życie nie jest tak proste jak jego.

Może jest tak proste. Nigdzie się nie wybieram. Mój chłopak prawdopodobnie będzie musiał mnie naznaczyć, ponieważ żadne z nas nie ma szans na znalezienie sobie towarzyszy. Mój tata pracuje przez większość dni.

Moja przyjaciółka jest czasem szaloną wariatką. Ja nie mam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby się wyprowadzić...

No dobra, może to nie takie proste.

Kiedy przechodzę obok, patrzę w witryny sklepowe, żałując, że nie stać mnie na te ładne ubrania i inne rzeczy. Zamiast tego patrzę na swoje zarumienione oczy i skąpe ubrania. Potrzebuję cudu...

Nagle mój wzrok przykuwa coś przyklejonego do witryny sklepu z używaną odzieżą.

Moje stopy zatrzymują się, a brwi unoszą się za linią potarganych brązowych włosów, które opadają mi na czoło.

Kartka papieru, świeżo wydrukowana z pogrubionym tekstem i zdjęciem, które zaskakująco przyciąga wzrok. A jeszcze bardziej przyciąga napis.

Zaginiona osoba.

Serce podchodzi mi do gardła, gdy rozpoznaję nazwisko pod znajomym zdjęciem. Jessica Holmes.

Chodziłam z nią do szkoły. Była uosobieniem introwertyka, zamknięta w sobie, zawsze rysowała w swoim notatniku lub czytała jakąś powieść fantasy.

Z bibliotekarką z miasta przyjaźniła się chyba lepiej niż ktokolwiek z naszego rocznika.

Patrzę na długie, kręcone, kasztanowe włosy, które opadają jej na ramiona. Jest całkiem ładna, jeśli nie patrzeć na jej okulary w grubej oprawce i oczy zimne jak kawałki lodu.

Ma cechy wspólne z większością członków tej watahy. Ciemne włosy, orzechowe oczy. Przeciętna.

Ale ona zaginęła. Zaginęła? Nikt nigdy nie opuszcza tego miasta.

Jestem bardzo ciekawską osobą. Nie potrafię tego zignorować. Zanim znalazłam pracę, czytałam powieści sensacyjne i od tamtej pory każdy najmniejszy ślad tajemnicy przyprawia mnie o szybsze bicie serca.

A ponieważ tutaj nic nigdy się nie dzieje, jestem natychmiast zaintrygowana.

Z dzwonkiem na drzwiach wchodzę do sklepu, z plakatem w ręku, zostawiając psa przywiązanego do słupa na zewnątrz.

Sprzedawczyni przy biurku spogląda w górę, gdy wchodzę, prawdopodobnie nie spodziewając się wizyty o tej porze dnia.

Ponieważ wszyscy się tu znają, nie mam problemów z rozpoznaniem jej jako pani Morris. Starsza, wesoła, ale najgorsza plotkara w mieście.

A jej partnerka w zbrodni przesuwa ubrania na pobliskim wieszaku. To jest pani Slater. Obydwie bez towarzyszy. Obydwie prawdopodobnie są największą rozrywką w tym mieście.

– Thea, kochanie! Co za wspaniała niespodzianka! – Pani Morris ćwierka, klaszcząc w dłonie na mój widok. Zmuszam się do szczerbatego uśmiechu na mojej twarzy, żałując, że nie jestem tak optymistycznie nastawiona do życia jak ta dwójka.

Nie mogę sobie wyobrazić, jak udało im się przeżyć tak długo w pojedynkę... Nie mają partnera, nie mają nic.

– Zobaczyłam to w oknie – mówię jej, przechodząc od razu do rzeczy, żeby nie musieć z nimi tkwić i rozmawiać o tym, jak nudne jest moje życie.

Przesuwam kartkę papieru po blacie, dając pani Morris doskonały widok na plakat zaginionej osoby.

W momencie, gdy jej wzrok dotyka papieru, jej twarz blednie, a usta układają się w wąską linię. Nigdy nie widziałam jej bez uśmiechu.

– Ach tak. Biedna Jessica – mówi uroczyście. Czuję, że pani Slater idzie za mną, a grube obcasy stukają o podłogę z linoleum.

Ona również pochyla się nad ladą, wpatrując się w młodą dziewczynę.

– Biedna rodzina – zastanawia się pani Slater, zaciskając usta w różowym kolorze. – Nie mogę uwierzyć, że sama sobie to zrobiła.

Moje serce się zatrzymuje. – Co takiego?

Obie panie wymieniają spojrzenia. Uświadamiam sobie, że są do siebie bardzo podobne, kiedy zastanawiają się, czy powiedzieć mi o Jessice, czy nie. Obie mają takie same puszyste, białe włosy i zniszczone słońcem oczy.

Ubierają się tak samo, a nawet codziennie nakładają ten sam makijaż. Nie oceniam ich jednak, bo to znajome. Dorastałam, myśląc, że są siostrami.

– Ona się zabiła. Weszła prosto do Upiornego Lasu i te wilki ją zabiły – wykrzyknęła pani Morris. Zacisnęła mi się szczęka.

Podobnie jak reszta mieszkańców tego miasta, te kobiety mają niepokolei w głowie. Nikt nigdy nie widział Fantomowego Wilka, a one przekonują same siebie, że naprawdę istnieją.

– Czy znaleźli ciało? – pytam, zastanawiając się, dlaczego w przeciwnym razie pojawiłby się plakat. Kobiety jednocześnie wzruszają ramionami.

– Nie... ale ona była trochę dziwna. Więc nie wątpimy, że to było samobójstwo...

Mam ochotę przewrócić oczami.

– I sądzimy, że wilki zbliżają się do miasta. Może się przestraszyła i poddała. To by miało sens, bo jej matka mówiła, że Jessica trochę się martwiła o fantomy – przypuszcza pani Slater.

To nie pierwszy raz, kiedy słyszę ich niedorzeczne przypuszczenia.

– Czy policja o tym wie? – pytam, stukając niecierpliwie palcem wskazującym o blat.

Znowu mijają się spojrzenia. Przecież nasza policja składa się z dwóch mężczyzn. Ojciec i syn. Syn, mój chłopak. Ich praca jest w tym mieście prawie niepotrzebna... No, chyba do tej pory.

– Nie... Ale nie możemy wymyślić innego sposobu – mówi pani Morris. Muszę się bardzo powstrzymywać, żeby nie wzdychać na te stare baby.

Mogłam pójść do dowolnego miejsca w mieście i znaleźć wiarygodne informacje, ale zamiast tego popełniłam błąd, przychodząc tutaj.

– Mogła po prostu wyjść z domu. Była wystarczająco dorosła – sugeruję.

– Niemożliwe. Bibliotekarka widziała, jak wychodziła, a jej rodzice nie widzieli, jak wracała. Albo została porwana, albo popełniła samobójstwo – stwierdziła pani Slater, próbując potwierdzić brak informacji.

Robię kilka kroków do tyłu, odchodząc od plakatu. To jest głupie...

Ludzie nie odchodzą. Nigdy. A jeśli ludzie nie odchodzą, to nie znikają w tajemniczy sposób. Zakładam, że wyszła z domu, to proste.

Wychodząc ze sklepu, biorę psa i ruszam w drogę. Moja praca detektywistyczna na ten dzień dobiegła końca. W trakcie spaceru postanawiam, że zachowam to dla siebie.

Bo doskonale wiem, co pomyśli sobie June...

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea