Ogień przeznaczenia - Okładka książki

Ogień przeznaczenia

Vera Harlow

0
Views
2.3k
Chapter
15
Age Rating
18+

Summary

Osierocona w młodym wieku i przekazywana z jednej rodziny zastępczej do kolejnej, Adeline spędziła ostatnie dziewięć lat samotnie, ukrywając sekret: jest wilkołakiem. Kiedy nieświadomie ucieka na terytorium watahy, zostaje schwytana i przekonuje się, że odnalezienie własnego gatunku może nie zapewnić jej szczęścia. Poznaje alfę, który przetrzymuje ją wbrew jej woli, ale zaczyna między nimi iskrzyć. Ale czy on widzi w niej kogoś innego niż zwykłego łotra? Czy też zawsze będzie jego więźniem?

Kategoria wiekowa: 18+

Zobacz więcej

Bieg donikąd

Adeline

Wiatr gwizdał w moich uszach, intensywny zapach wilgotnej ziemi i deszczu zalewał moje zmysły. Drzewa, krzewy, skały - wszystkie rozmyły się obok mnie gdy biegłam przez las. Moje płuca paliły, a nogi bolały.

Ostre nocne powietrze wdzierało się do moich płuc i zalewało moje zmysły, napędzając mnie coraz bardziej. Musiałam biec szybciej. Musiałam biec mocniej.

Poczucie ziemi przesuwającej się pod moimi łapami było moim nowym nałogiem, gdy wbijając pazury, utrzymywałam ciało nisko i wybijałam się jeszcze szybciej.

Spod pobliskiego krzaka wybiegł królik. Wydając podekscytowany syk, zagoniłam zwierzę o krzaczastym ogonie z powrotem do jego nory.

Światło księżyca prześwitywało przez drzewa sprawiając, że cienie lasu wyskakiwały na mnie w przyćmionym świetle.

Biegłam dalej, wyobrażając sobie cieniste ręce ciągnące się po wilgotnej ziemi, kościste palce sięgające po mój ogon.

Przekręcałam się między drzewami, ciesząc się zwinnością i sprawnością, jaką zapewniała mi ta forma. Przeskoczyłam nad zwalonym pniem, a następnie w bladozłotej poświacie księżyca dotarłam do małej polany.

Gdy weszłam na łąkę, zwolniłam do szybkiego marszu i usiadłam na miękkiej trawie.

Dyszałam próbując złapać oddech, wpatrując się w ciało niebieskie, które często rozbudzało moją i tak już rozkwitającą wyobraźnię.

Zawsze było coś w księżycu, co mnie pociągało. Chociaż przez całe życie uczono mnie, że nie posiada on żadnej nadprzyrodzonej mocy, zawsze wierzyłam, że tak jest.

Lubiłam myśleć, że jakaś niebiańska bogini spogląda na mnie w tej chwili z góry i... prowadzi mnie.

Poza tym, ci sami ludzie, którzy wcześniej uczyli mnie, że wiara w magię i boginie jest zła, teraz byliby tymi samymi, którzy nieugięcie zaprzeczaliby mojemu istnieniu.

Gdyby tylko mogli mnie teraz zobaczyć...

Leżałam i nadal patrzyłam w górę, studiując gwiazdy. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz miałam okazję cieszyć się taką nocą.

W mieście nie można było zobaczyć tylu gwiazd, a liczne światła dodatkowo tłumiły ich blask.

Szczerze mówiąc, nawet gdyby ich nie było, wątpiłam, czy zobaczyłabym wiele z nich. Często byłam winna tego, co właściwie większość z nas. Zwykle byłam zbyt zajęta patrzeniem przed siebie, by zatrzymać się i spojrzeć w górę.

Mój umysł błądził, a ja podziwiałam to, dokąd zaprowadził mnie ten dzień. Powinnam być teraz w domu.

Poszłam dziś na zakupy, a w drodze do domu zatrzymałam się na znaku stopu. Przede mną stał duży zielony znak.

Mogłam skręcić w prawo i wrócić do domu lub skierować się w stronę ukrytych w drzewach dróg w dolinie po lewej stronie.

W tamtym momencie ogarnęła mnie nieodparta chęć skręcenia w lewo, aby odjechać i nigdy się nie zatrzymywać i w ułamku sekundy skierowałam kierownicę w stronę lasu i nacisnęłam nogą pedał gazu.

To było zabawne wyobrażać sobie, że po prostu zostawię to wszystko za sobą i wyruszę w stronę własnej przygody. Nic za mną nie liczyło się tak bardzo jak to, co było przede mną.

To było zabawne, ale wiedziałam, że to kłamstwo. Zbyt ciężko pracowałam, by znaleźć się tam, gdzie się znalazłam, by to po prostu porzucić. Nieważne, jak bardzo chciałam wierzyć, że jest inaczej, wiedziałam, że nie ma tam nic dla mnie.

Nic, czego nie mogłabym mieć tam, gdzie byłam obecnie.

Mimo to nie przestawałam udawać. Jechałam dalej, nie przejmując się tym, że nigdy wcześniej nie zapuszczałam się w tę stronę.

Nie przejmowałam się zachodzącym słońcem, które majaczyło w lusterku wstecznym. Potwory w nocy nie przerażały cię tak bardzo, kiedy byłaś jednym z nich. Przynajmniej tak sobie wmawiałam.

Coś głęboko we mnie miało tę nienasyconą potrzebę uwolnienia się. Przerażała mnie siła tej istoty. Nie biegałam od miesięcy, a mój wewnętrzny potwór pozostawał uśpiony. Aż do teraz.

Chciała przejąć kontrolę. Szeptała do mnie obietnice, w chwili swojej przemożnej potrzeby dominacji. Szeptała o mocy. O sile, dzięki której nie muszę się już bać.

Obiecała swoją mądrość, swoją intuicję i połączenie, które tylko jej łapy wgryzające się w miękką ziemię mogą przynieść.

Potem obiecała mi najbrudniejszy z jej darów.

Akceptację. Możliwość bycia jednolitą całością w swoim wnętrzu.

Zbyt długo byłam naczyniem w połowie pełnym. Ona wypełni mnie po brzegi i wyzwoli we mnie piękną istotę, którą byłam, kobietę, na którą zasługiwałam. Trzymałam się mocno jej szeptów.

Mimo, że były to przebłyski podświadomości, czułam ich ciężar w moich dłoniach. Zjeżdżając z drogi zrobiłam coś, czego prawie nigdy nie robiłam: opuściłam gardę w obcym miejscu.

Rozebrałam się, chowając kluczyki do samochodu na tylnym kole i zmieniłam się.

Pozwoliłam kobiecie odejść, a wilkowi się wyłonić. Gęsta sierść wyrosła tam, gdzie kiedyś była skóra, paznokcie stały się pazurami, a dłonie i stopy - łapami.

Tępy ryk rachunków, obowiązków i niekończących się harmonogramów eksplodował w szaleńcze bicie serca, dźwięk uderzeń stóp o ziemię, gwizd ptaków.

Usłyszałam muzykę, jaką tworzył wiatr, kiedy manewrował wśród liści i prześlizgiwał się po źdźbłach trawy pod stopami.

Czy naprawdę mogłam zapomnieć, jak cudowne było to uczucie? Czy naprawdę mogłam być nieświadoma tego, jak naprawdę piękny jest świat? A może okłamywałam samą siebie?

Wmawiałam sobie, że to nie jest takie wspaniałe, aby ukryć fakt, że posiadanie tej strony siebie czyni mnie nienormalną.

By ukarać się za to, że nie pasuję do roli, którą miałam grać.

Za bycie nadprzyrodzoną w świecie, który czcił naturę tylko wtedy, gdy była zamknięta za kratami i gdy była bezpiecznie za szkłem.

Nagły powiew wiatru sprawił, że podniosłam się na nogi. Wiatr łaskotał moje futro, a moje ciało zesztywniało.

Uniosłam nos w niebo, by sprawdzić, czy rzeczywiście wyczułam obecność kogoś innego. Nie tylko jednego, ale wielu.

Wszystkie pachniały inaczej, ale tak jakby jednakowo Mój nos się zmarszczył. To mnie zdezorientowało. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim.

Część mnie była zaciekawiona. Chciałam wiedzieć, co czuję, a druga połowa mnie była zdenerwowana. Nie byłam przygotowana na spotkanie z nieznanym zagrożeniem na nieznanym terytorium.

Zapach stał się silniejszy i wiedziałam, że czas uciekać.

Wychodząc z polany, schowałam się w zaroślach świeżo powalonego drzewa. Z krzewów po obu moich stronach spoglądały na mnie zielone odbicia oczu małych zwierząt.

Ich nocne spojrzenia przypominały mi światła duchów, prowadząc mnie głębiej w drzewa. Otrząsnąłam się z niesamowitego dreszczu, który przeszył mój kręgosłup i pobiegłam szybko.

Starałam się nie zwracać uwagi na to, jak bardzo wiatr uderzający w moją twarz przypominał upiorne palce wijące się wokół mojej szyi.

Oddalając się od dziwnego zapachu, próbowałam skręcić w kierunku zachodnim, mając nadzieję, że uda mi się zejść im z drogi.

Może właśnie polowali. Gdybym nie przeszkadzała im w polowaniu i nie kręciła się po okolicy, może zostawiliby mnie w spokoju.

Starałam się szukać punktów orientacyjnych podczas biegu. Musiałam pamiętać, jak wrócić do samochodu.

Jak na razie wszystko co miałam to drzewo, drzewo, krzak, drzewo, drzewo. W tym momencie martwiłam się, że zgubię się tutaj i spędzę wiele dni próbując znaleźć drogę powrotną.

Przeskakując przez skałę, podziwiałam zwinność, jaką posiadałam. Boże, jak mi tego brakowało.

Biegłam dalej przez kilka minut, ale nadal wyczuwałam niepokojący zapach. Idąc dalej na zachód, utrzymywałam swoje tempo, nie chcąc natknąć się na terytorialne zwierzę.

To na pewno nie mogło być złudzenie.

Jakimś cudem swąd wciąż się zbliżał. Wkrótce wychwyciłam kolejny zapach. Ten dochodził z lasu przede mną.

Był podobny do zapachu, który poczułam wcześniej. Byłam pewna, że wyczuwam wilki, choć ich zapach był dziwny.

Co to było? Wataha? Nie wiedziałam, że watahy dzikich wilków mogą być tak duże.

Zazwyczaj samotny wilk nigdy nie odważyłby się do mnie zbliżyć. Byłam od nich dużo większa i dużo silniejsza.

W stadzie były jednak o wiele odważniejsze. Zwykle unikały mnie, a ja unikałam ich.

Wilki były niesamowicie terytorialne, więc kiedy je wyczuwałam, starałam się szybko opuścić teren, nie chcąc ich drażnić.

Taktyka, która normalnie by mi się sprawdziła, teraz zawodziła.

Zapach był teraz wszędzie. Czułam się otoczona i skręciłam ostro w lewo. Moje potężne nogi bolały z wysiłku, jaki im dostarczyłam.

Szybciej. Musiałam iść szybciej. Nie byłam pewna, jak długo uda mi się biec w tym tempie.

Moje uszy zadrżały, gdy rozległ się cichy stukot biegnących łap i łamiących się gałązek. Cholera. Warknięcie przecięło ciemność za mną.

Oni polują na mnie! Odezwał się wewnętrzny krzyk, zanim moje instynkty się odezwały. Moje myśli stały się odległe, a emocje zdrętwiały, gdy zwierzę we mnie przejęło kontrolę.

Nienawidziłam, kiedy to się działo. Czułam się, jakbym prowadziła samochód, podczas gdy ktoś obcy trzymał pistolet przy mojej głowie.

Nadal prowadziłam, ale nie miałam nad tym kontroli. Stałam się narratorem w mojej własnej historii i chociaż brałam udział, czułam się, jakbym oglądała to wydarzenie z innego miejsca.

Kiedy usłyszałam gromki stukot biegnących łap i zobaczyłam zmieniające się cienie na drzewach wokół mnie, moje serce zamarło.

Dalsza ucieczka nie miała sensu. Osunęłam się na ziemię i zastygłam. Włosy na moim ciele stanęły dęba, a wargi uniosły się do góry, obnażając zęby.

Opuszczając głowę i warcząc zaciekle, dałam jasno do zrozumienia: nie zadzierajcie ze mną! Muszą zrozumieć, że jeśli zdecydują się ze mną walczyć, czeka ich tylko ból.

Wielki szary wilk rzucił się na mnie zza drzew. Zrobiłam skuteczny unik.

Prostując się po ataku, zrobił kilka kroków w moją stronę, jego włosy stanęły dęba, a podobne do brzytwy zęby lśniły od śliny.

Kolejny wilk uderzył mnie z boku, przewracając na plecy. Nie chcąc mieć odsłoniętego brzucha, wgryzłam się w bok jego szyi, wbijając się w niego zaciekle, zanim użyłam moich nóg, by go od siebie odepchnąć.

Z głową w nisko pochyloną w dół, warknęłam i mój przeciwnik odpowiedział tym samym. Krew kapała mi z pyska, gdy wypadł z niego fragment ciała ostatniego wilka, który mnie zaatakował.

Duży wilk zaatakował ponownie, chwytając się mojej tylnej nogi. Warknęłam i przekręciłam się, gryząc go z zaskoczenia, zaczepiając zębami o jego łapę.

Przypływ adrenaliny sprawił, że zareagowałam odruchowo, odrzucając go od siebie. W tym momencie ucieszyłam się, że moja wewnętrzna wilczyca panuje nad sytuacją.

Głos rozbrzmiał nade mną z głębi drzew.

- Złapcie łotra, ale nie zabijajcie. Chcemy ją przyprowadzić żywą.

Łotra? Przyprowadzić? Gdzie? Czy polowali na mnie ludzie? Czy te wilki przyjmowały od nich rozkazy?

Rozglądając się wokół zauważyłam, że te wilki były znacznie większe niż przeciętny wilk. Czy one mogły być...

Nagle z mojego lewego ramienia wyrwał się kłujący ból, który zatrzymał moje myśli. Wilk rzucił się na moje plecy, a jego ciężar i szok sprawiły, że upadłam na ziemię.

Odrzuciłam głowę na bok, ruszając szczękami i próbując oderwać się od napastnika. Jego pysk pozostawał tuż poza moim zasięgiem.

Odciągnął gwałtownie głowę do tyłu, wczepiając zęby głębiej w mięśnie mojej łapy.

Kiedy próbowałam wstać, wilk ostrzegawczo nacisnął na moją ranę i położył łapę na moim grzbiecie, warcząc wściekle.

Inne wilki otoczyły mnie, ze spuszczonymi głowami i wyszczerzonymi zębami.

Między nimi przeszedł ciemnowłosy mężczyzna a gdy stanął nade mną, zauważyłam, że jego zapach został zamaskowany przez otaczające mnie wilki.

Był ogromny, cały umięśniony. Pochylał się nade mną, trzymając w dłoni coś błyszczącego. Ludzka część mnie zauważyła, co to było.

Strzykawka. Pochylił się, a ja spanikowana zaczęłam się szamotać, próbując się uwolnić.

Co oni mogą mi zrobić? Zabiją mnie? Dokonają sekcji na potrzeby swoich badań? Serce chciało mi pęknąć w piersi, gdy zalał mnie strach.

Mój wilk powoli się wycofywał. Odzyskiwałam kontrolę, co oznaczało również, że moje emocje wracały z pełną siłą.

Ból w moim ciele paraliżował mnie, potęgując strach przed ujawnieniem kim tak naprawdę jestem. Kolejny ból, szczypanie w szyi, pojawiał się i znikał, a ja czułam, że robię się coraz słabsza.

Walczyłam, dopóki nie ogarnęło mnie dziwne uczucie. Czułam, jak moje futro zamienia się w ciało, a zęby wilka zagłębiają się coraz bardziej w moje ramię.

Krzyknęłam, a on dostosował swój uścisk do mojej mniejszej postury, ale nie puścił mnie.

Następnie usłyszałam, jak moje kości pękają i wracają na swoje miejsce. Spróbowałam opanować panikę, będąc na granicy histerii.

Ból spowodowany wymuszoną przemianą był zbyt silny. Próbowałam zebrać się w sobie, gdy kolejna fala bólu wstrząsnęła moim ciałem.

Moje łapy zatrzęsły się, zanim moje zwinięte pięści wybuchły. Moje palce rozwinęły się i drgały na ziemi, szukając czegokolwiek, czego mogłabym się przytrzymać.

Moje stopy wbijały się w ziemię, gdy kości wracały do swojej ludzkiej postaci, sprawiając wrażenie jakby chciały się zakopać jak najgłębiej.

Moje pazury cofnęły się pod delikatną skórę na palcach u rąk i nóg, skracając się do normalnej, długości.

Mój kręgosłup trzasnął, gdy wyprostowały się plecy i przesunęły kręgi. Nagły, szarpiący ruch niemal wyrwał mnie z wilczych szczęk.

Moja zmiana rozerwała ranę na ramieniu. Krzyknęłam, gdy skumulowane doznania zaczęły stawać się nie do zniesienia.

Wilk dopadł do mojego ramienia i ponownie zacisnął szczękę, próbując przytrzymać mnie w miejscu.

Zostaw mnie! krzyknęłam w myślach.

Wilk skomlał.

- Puść ją, dopóki nie skończy swojej przemiany - rozkazał mężczyzna, jakby mnie usłyszał, przechodząc obok mnie.

Wiedział, co się dzieje. Zmieniałam się przed nimi, wracałam do ludzkiej postaci i byłam zbyt bezsilna, aby to powstrzymać.

Wilk podtrzymywał moją górną część ciała, trzymając mnie za ramię, więc kiedy mnie puścił, upadłam na twarde leśne podłoże.

Czułam jak brud i sosnowe igły przyklejają się do moich pokrytych krwią pleców i brzucha, a moje ramię nadal krwawiło.

Zapach mojej własnej krwi był tak silny, że zakrztusiłam się falą żółci, która walczyła o wydostanie się na zewnątrz.

Kiedy przełknęłam ślinę, moje usta nagle stały się puste, a zęby małe i tępe. Warknęłam, gdy mój pysk wykrzywił się i stał się moim ludzkim nosem i ustami.

Szczęka boleśnie zatrzasnęła się na swoim miejscu jako ostatnia.

Dyszałam i próbowałam się podnieść, ale upadłam, nie mogąc się już ruszyć.

Zimne nocne powietrze było przyjemne dla mojego rozgorączkowanego ciała i świadoma, że wszyscy mnie obserwują, próbowałam skulić się w sobie.

Wilki warczały wokół mnie i przybliżyły się. Mogłam dostrzec ich łapy, gdy zatrzymały się przed moją twarzą.

- Stój. Ona nie jest już zagrożeniem - powiedział mężczyzna.

Próbowałam poruszyć głową, żeby go lepiej widzieć, ale mogłam ją przesunąć tylko o cal do przodu.

Brud i małe kamyczki przyklejały się do mojej twarzy i sprawiały, że była brudna a także mokra od mojego niekończącego się strumienia łez.

- Jeremy, rozpoznajesz tego łotra? - zawołał mężczyzna.

Inny ruszył w moją stronę z ciemności. Wstrzymałam oddech, gdy pierwszy z nich pochylił się obok mnie.

Skrzywiłam się, gdy jego ręka zbliżyła się do mojej twarzy i nieudolnie próbowałam wydobyć z siebie dźwięk.

Mężczyzna chwycił moje policzki mocno i odwrócił moją twarz tak, by Jeremy, mógł zobaczyć mnie lepiej.

Jeremy górował nade mną a cienie migały na jego twarzy, powodując, że jego intencje były nie do rozszyfrowania. Uklęknął po mojej drugiej stronie, aby dokładnie mi się przyjrzeć.

Próbowałam mocniej się skulić, ale zdołałam tylko drgnąć. Ziemia pode mną wgryzała się w moje ciało, ale uczucie to zaczęło powoli zanikać.

- Spokojnie, mały łotrze. Nikt cię dziś nie skrzywdzi - powiedział Jeremy, odgarniając włosy z mojej twarzy. - Nie poznaję jej. Nie sądzę, że jest w naszych rejestrach.

Rejestry? Łotry? Świat wokół mnie zanikał i to wszystko było coraz trudniejsze do zrozumienia..

Zaczynałam coraz mniej przejmować się tylko tym, że zostałam schwytana.

- Jak to możliwe? Mamy każdego łotra z okolicy w rejestrze - powiedział drugi mężczyzna.

- Ten może być tylko przejazdem, Patrick.

- Możliwe - odpowiedział mężczyzna zwany Patrickiem. - Problem polega na tym, żę możemy nigdy się tego nie dowiedzieć, chyba że szybko zabierzemy ją do lekarza. Ona krwawi na wszystkie strony.

Patrick wstał, a ja odetchnęłam z ulgą.

Myślałam, że odejdzie, gdy znów pojawił się przede mną. Przycisnął coś do mojej tryskającej rany i zastosował ucisk, próbując zatamować krew.

Syczałam z bólu, ale ponieważ wszystko zaczynało drętwieć, nie przeszkadzało mi to na długo.

- Przytrzymaj to - powiedział Patrick i zobaczyłam ciemną twarz Jeremy'ego, która pojawiła się znów, gdy przyciskał materiał do rany.

Coś opadło na moje drżące ciało. Pachniało jak człowiek, który stał nade mną. Duże, ciepłe dłonie wsunęły się pode mnie.

- Przygotuj się - wyszeptał Patrick, podnosząc mnie na swoich ramionach.

Gwiazdy rozbłysły mi przed oczami przy tym gwałtownym ruchu.

Moje ciało osiadło na nagiej klatce piersiowej Patricka, a ja zdałam sobie sprawę, że przykrył mnie swoją kurtką i użył swojej koszuli, aby zatamować moje krwawienie.

Przypomniałam sobie, że jestem naga, ale nie mogłam się już nawet zmusić, żeby się tym przejmować. Mój wzrok zaczął mnie zawodzić, gdy ciemność przesunęła się jak burzowe chmury nad moimi oczami.

Czułam ją, gdy Patrick zaczął iść i słyszałam, jak mężczyźni rozmawiają, ale wkrótce ich głosy stały się niczym więcej jak tylko milknącymi szeptami.

Nie mogłam już dłużej utrzymać otwartych oczu. Ostatnią rzeczą, którą widziałam, zanim moje oczy ostatecznie się zamknęły, był księżyc.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea