Nimfa i Alfa - druga szansa - Okładka książki

Nimfa i Alfa - druga szansa

Toria Blue

Kairos Garcia

KAIROS

Mój wilk mówił do mnie. Dla wilkołaków nie było to nic dziwnego.Wilk Kye przemówił do mnie po raz pierwszy od dwóch lat.

Był na mnie zły. Ja też nie wybaczyłbym sobie czegoś takiego, to ja byłem powodem dla którego milczał. Skrzywdziłem go w najgorszy znany innym wilkom sposób. Zabrałem mu jego i moją towarzyszkę.

Dzisiaj mój wilk postanowił się odezwać, nie odpowiedział na żadne z moich pytań, ani nawet nie przyjął do wiadomości, że tam jestem.

Nawet nie mówił z sensem. Ciągle coś bredził, nie bardzo mogłem się zorientować co, ale cieszyłem się, że coś mówi. Nawet gdybym był w swojej wilczej postaci, przedtem nie odezwałby się do mnie.

Siedziałem w swoim gabinecie, kiedy mój Beta Raphael wszedł pukając do drzwi zaledwie raz. Raphael był jedyną osobą, której wolno było wejść do mojego gabinetu bez mojej zgody. Przed tragedią, która wydarzyła się dwa lata temu był moim najbliższym przyjacielem, ale teraz nie byłem godny, by mieć przyjaciela, lepiej, że nie byłem z nikim blisko.

-Alfo! Otrzymałem wiadomość od watahy Mrocznego Księżyca.

- O co chodzi? - nie dostawaliśmy wiadomości zbyt często ze względu na reputację tej watahy.

-Ich Alfa i jego najlepsi wojownicy chcą tu przyjść i trenować.

To było coś nowego, nikt nigdy nie chciał tu przychodzić z własnej woli, kiedyś były dziesiątki wiadomości od innych stąd.

Słyszeli tysiące historii o mnie i moim stadzie. Byliśmy teraz przeklętą paczką, a niewiele osób spoza mojej watahy wiedziało dokładnie co się stało, że nadano nam taki tytuł i nikt nie chciał mówić o tamtej nocy.

Zastanowiłem się przez chwilę, wstając z mojego skórzanego fotela i podchodząc do okna, które znajdowało się za siedzeniem. -Co dobrego nam to przyniesie?- Zapytałem, patrząc z góry na domy mojego stada w oddali.

Nie mieszkałem z resztą stada. Mieszkałem sam w swoim ogromnym domu. Nawet moja siostra Fala nie mieszkała ze mną. Chciałem, żeby tu ze mną zamieszkała, ale ona uznała, że jest tu zbyt przygnębiająco, więc chętnie zamieszkała w domu watahy.

Powiedziała, że to miejsce straciło cały swój blask i wdzięk. I było daleko od wszystkich innych domów, może dlatego tak bardzo mi się podobało. Uwielbiałem być odizolowany.

Lubiłem być sam, tak bardzo jak to tylko możliwe, teraz bardziej niż kiedykolwiek.

Patrząc z góry widziałem, że idą jacyś ludzie. Moja paczka, Nocnych Wędrowców, liczyła kiedyś ponad dwa tysiące członków, teraz było ich tylko sto osiemdziesiąt jeden, nie licząc dzieci.

Mieliśmy dużo dzieci, bo większość z nich straciła rodziców w walce, gdy sami byli chronieni, a reszta to rodziny zmarłych wilkołaków.

Wszystko to było tylko i wyłącznie moją winą. Członkowie mojej watahy byli ślepi skoro nie widzieli, że to moja sprawka, mogłem to powstrzymać wcześniej, ale zaślepiła mnie miłość. Nie potrafiłem sobie wybaczyć tego, co zrobiłem.

Nie wiadomo dlaczego zyskałem jeszcze większy szacunek po tej jednej nocy, która to spowodowała, i nienawidziłem tego. Tak wielu ludzi zginęło, tak wielu straciło swoich bliskich. A mimo to wciąż mnie chwalili.

-Alpha Hans mówi, że da nam uczciwą zapłatę- wyjaśnia moja Beta. -Alfo, nasi wojownicy są najprawdopodobniej najsilniejsi, inne stada się nas boją. To pomoże im zrozumieć, że jesteśmy wiarygodni i godni zaufania, a nawet pomocni.

Beta kontynuował. -Chcemy rozszerzyć naszą paczkę tak bardzo, jak to możliwe.Afo, członkowie watahy zasługują na to, aby być postrzegani jako coś więcej niż więźniowie.

-Czy to jest to, co myślą? Że są więźniami? - powiedziałam bardziej do siebie.

Raphael zaśmiał się za moimi plecami. - Opowieści nigdy się nie kończą, tak bardzo się nas boją, że każdy pretekst jest dobry, by nas nienawidzić.

Mój Beta był mądry, ale myślał też, że jesteśmy przyjaciółmi, co za głupiec. Był ze mną od czasu, gdy po raz pierwszy otrzymałem tytuł Alfy. Do dziś zastanawiam się, dlaczego się mnie nie bał.

-Oni się nas boją?- Zapytałem, a Beta wypuścił z siebie pełne zmieszania westchnienie. -Nigdy nie bali się naszej paczki, to o mnie chodziło przez ostatnie dwa lata.

-Alfo, oni nie wiedzą, co się stało. Każdy słyszał inną opowieść o tej nocy. Jesteś mitem dla wszystkich.

Nie chciałem myśleć o przeszłości. Wszystko, co musiałem zrobić, to to, co było najlepsze dla mojej watahy - niech Alfa Hans wie, że się zgadzam i przekażę mu daty, kiedy mogą przyjść i trenować.

Beta skinął głową zadowolony i wyszedł z gabinetu.

Było już blisko północy, ale mój wilk wciąż chodził w kółko. Coś było z nim nie tak. Może stracił rozum od tak długiego nie odzywania się.

O co chodzi? - zapytałem go.

Biegnij! Chodźmy pobiegać. Głęboko w lesie. Tam jest takie miejsce. Ogromne drzewo. Pełnia księżyca. Tam to znajdziesz. Teraz! Chodźmy teraz...

Zachowywał się dziwnie, ale przynajmniej w pewnym sensie mi odpowiadał. Przynajmniej mogłem teraz zrobić to, co powiedział. Może w końcu zacznie ze mną normalnie rozmawiać.

Odłożyłem na bok wszystkie moje prace i zrobiłem to, co kazał mi mój wilk. Wyciągnąłem torbę, aby zabrać ze sobą ubrania. Nie wiedziałem jak daleko zaprowadzi mnie mój wilk, ale to nie miało znaczenia, przynajmniej tyle mogłem dla niego zrobić.

Wchodząc do lasu rozebrałem się i włożyłem wszystkie ubrania do torby, po czym zmieniłem się w czarnego wilka i wziąłem torbę w zęby.

Pozwoliłem Kye’owi przejąć pełną kontrolę. Biegł jak szalony. Byliśmy teraz daleko od stada.

Kye zbliżał się do terytorium sąsiednich stąd. Zwolnij. Jesteśmy poza naszym stadem - powiedziałem do niego, przejmując kontrolę.

Musimy tam iść - powiedział.

Dlaczego? - odpowiedziałem.

Nie czujesz tego? - powiedział.

Czułem ten szczególny pociąg w kierunku sąsiedniego stada, ale tylko w jednym kierunku.

Nie wiedziałam, co to było, bardzo możliwe, że zmierzałem w kierunku śmierci, nawet jeśli wiedziałem, że to stado jest przyjazne i nieszkodliwe.

Założyłem ubranie, a moje stopy prowadziły mnie same, przed siebie.

Las był bardzo piękny i czysty. Sprawiał wrażenie, jakby nie było żadnej gałęzi czy liścia na ziemi. W niczym nie przypominał lasu mojego stada. Można powiedzieć, że ten był zadbany. Utrzymanie lasu w czystości musi być ciężką pracą, jak oni to w ogóle robili? Jak mieli na to czas?

W miarę jak wchodziłem coraz głębiej w terytorium sąsiedniego stada, zauważyłem słodki zapach, który stawał się coraz silniejszy. Był to świeży zapach lilii zmieszany z drzewem sandałowym, silny, ale jednocześnie delikatny i spokojny.

Był odurzający. Zakręciło mi się w głowie. To było dziwne. Znane i dawno zapomniane uczucie ogarnęło mnie. Co to było? Znałem to uczucie, ale skąd?

Mój wilk był teraz cicho, jakby czekał na mój kolejny ruch. Nie zatrzymywałem się, to już nie mój wilk mnie ciągnął, to byłem ja.

I wtedy w zasięgu mojego wzroku pojawiła się dziewczyna. Nie, nie dziewczyna. Młoda kobieta. Chodziła wokół drzew i wirowała, jakby to był jej pierwszy oddech świeżym powietrzem.

Miała na sobie długą, białą, lejącą się suknię, która podkreślała każdą wypukłość jej delikatnego ciała. Wydawała się lekka jak piórko, prawie unosiła się w powietrzu.

Jej uroda zapierała dech w piersiach, była wyjątkowym skarbem, jakby skrojona na zamówienie. Jej ciemne włosy lśniły w blasku księżyca, gdy ocierały się o plecy.

Moje stopy szły dalej i wtedy ona podniosła z ziemi tkaninę, zauważyła mnie i spojrzała mi w oczy.

Jej oczy były idealne, srebrne, zmieszane z leśną zielenią, usta pulchne i pełne, a skóra miękka i porcelanowa, bez żadnej skazy czy znamienia.

Była odwzorowaniem bogini. Była idealna, anielska.

Przerwała kontakt wzrokowy i założyła na siebie materiał, który podniosła- była to peleryna. Zakryła głowę kapturem, ale ja nadal szedłem w jej stronę.

Coś kazało mi się zatrzymać. Towarzyszka! Powiedział zdyszany mój wilk.

Towarzyszka? Nie. To nie może być ona!

Odwróciła się w moją stronę, ale patrzyła w dół na swoje stopy, nie widziałem jej twarzy.

Była moją drugą szansą. Spojrzałem z powrotem na księżyc.

Dlaczego mi to robisz, Księżycowa Bogini? Dlaczego ukarałaś tę kobietę takim towarzyszem jak ja? Nie mogę traktować jej tak, jak na to zasługuje. Nie mogłem pozwolić sobie na ponowne uczucie, dla dobra mojego stada.

Ale teraz, gdy ją spotkałem, nie mógłbym żyć bez niej, a ona beze mnie. Nigdy nie będę dla niej godnym partnerem, ani nie będę próbował. Przepraszałem boginię księżyca za to, że nie byłem godnym partnerem.

Będzie wystarczająco blisko, byśmy nie stracili rozumu, ale nie pozwolę jej zbliżyć się do mojego serca. Nie mogłem pozwolić, by historia się powtórzyła.

-Jak masz na imię? - zapytałem ją.

- Nazywam się Adelie Murrell.

Jej głos był anielski i słodki, mówiła z wdziękiem i elegancją, a nawet jeśli patrzyła w dół, jej postawa była idealna.

-Jestem Alfą z watahy Nocnych Wędrowców. Kairos Garcia.

Moja prezentacja prawie sprawiła, że spojrzała na mnie, ale wciąż nie mogłem jej dostrzec pod kapturem. Musiała wiedzieć, kim jestem. Ciekawe, którą wersję na mój temat słyszała.

-Czy przyjdziesz do mojej watahy? - zapytałem ją.

Zawahała się przez sekundę - Chyba tak. Jeśli to jest to, co muszę zrobić, Alfo.

-Powiedz swojej Alfie, że odbiorę cię jutro, spakuj swoje rzeczy i bądź gotowa o 17. Osobiście przyjdę i odprowadzę cię do mojego stada - powiedziałem wymagającym tonem. I bez żadnego spojrzenia wróciłem do swojej watahy.

Mój wilk nic nie powiedział. Był zły, że jej nie objął. Ja nie mogłem. Nie mogłem też jej odrzucić, to zabiłoby i ją i mnie. Niewiele wilkołaków przeżyło odrzucenie, a jeśli już, to większość popadała w obłęd.

Odrzucenie to najbardziej bestialska zbrodnia, jaka istniała.

Wróciłem do swojego domu i od razu umysł połączył się z Betą. Potrzebuję cię teraz w moim gabinecie!

Nie odpowiedział, ale wiedziałem, że to zrozumiał. Zakłócałem jego sen, ale nie mogłem czekać do jutra.

Beta wszedł do mojego gabinetu - Alfo. Co się stało, że wołasz mnie o tej porze? - spytał i przeprosił za swój strój. Zakładam, że po prostu włożył pierwszą lepszą kurtkę, bo się spieszył.

Odchyliłem się na krześle - Poszedłem pobiegać… - powiedziałem zatrzymując się w połowie zdania.

Beta zmarszczył brwi - Co? Czy były tam wampiry? Łobuzy? - szybko potrząsnąłem głową.

-Nie... spotkałem... Poznałem młodą kobietę - powiedziałem i czekałem na jego reakcję. - Kobietę, która okazała się być moją towarzyszką drugiej szansy.

Uśmiechnął się i zaśmiał, - To wspaniała wiadomość - wykrzyknął, ale szybko zmienił reakcję, gdy zobaczył, że wpatruję się zimno w podłogę.

-Ale...nie jesteś szczęśliwy Alfo? Dlaczego ?

-Gdybym wiedział, że bogini księżyca myśli o daniu mi drugiej szansy błagałbym ją, żeby tego nie robiła - powiedziałem trzaskając pięścią w stół. To sprawiło, że mój Beta poczuł coś pomiędzy złością a smutkiem.

-Ale stado... oni zasługują na Lunę - powiedział. I to jest jeden z powodów, dla których nie mogłem po prostu pozwolić jej odejść.

-Tak. I właśnie dlatego przybędzie tu jutro - zachowywałem tak kamienna twarz, jak to tylko możliwe.

-Przyjeżdża, bo jest Luną, a nie dlatego, że jest twoją towarzyszką? - zapytał, zdezorientowany.

-Ona nie będzie moją partnerką! - wykrzyknąłem.

-Nie chcesz jej, ale tu zamieszka? - zaśmiał się szyderczo. - Nie możesz walczyć z więzią.

-Mogę! I zrobię to - powiedziałem podnosząc głos. - I zrobię to z całych sił. Miłość nie oślepi mnie ponownie.

-Alfo, daj jej szansę, daj sobie szansę- powiedział. Jak mógł to powiedzieć po tym, co stało się z poprzednią Luną? - Ona nie będzie taka jak... tamta. Musisz...

Przerwałem mu. - Wystarczy, Beto. Rano wataha ma się dowiedzieć o jej przybyciu!

-Alfo, jesteś niesprawiedliwy, oddałbym wszystko, aby mieć partnerkę, i tak samo wszystkie inne wilki bez pary - prawie krzyknął, zatrzaskując za sobą drzwi.

Ona będzie jak każdy inny członek watahy, po prostu zamieszka pod tym samym dachem co ja. Więź nie będzie miała władzy nade mną ...

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea