Ugryzienie Alfy - Okładka książki

Ugryzienie Alfy

Lydia Rose

Partnerzy i tajemnice

Quinn

-Partnerką - powiedziałam, wpatrując się pustym wzrokiem w niemal idealnego mężczyznę stojącego przede mną.

To znaczy, on mógłby z łatwością znaleźć się na okładce czasopism People "Najseksowniejszy Żyjący Mężczyzna", które trzymałam ukryte pod moim łóżkiem w domku.

A teraz mówił jakieś bzdury o tym, że jestem jego partnerką?

-Jak - powtórzył jeszcze raz. - Nawet nie zmieniłeś się jeszcze w swojego wilka...

Przepraszam, najseksowniejszy żyjący wilkołak. Boże, tylko nie to.

To naprawdę wyglądało jak wyszukany żart. Żart, w którym to ja byłam puentą.

-Dlaczego nazwałeś mnie swoją partnerką - zażądałam wyjaśnienia. - Nawet nie znam twojego imienia.

Czułam, jak wściekłość pulsuje w moich żyłach, sprawiając, że moje mięśnie się napinają, ręce drżą, a kości zaczynają się rozszczepiać i pękać.

Zmieniałam się z czystej, oślepiającej, zwierzęcej wściekłości.

-Hej, zadałam ci pytanie - krzyknęłam.

Jego złote oczy skierowały się na mnie, a ja poczułam przypływ pożądania.

Jak on to zrobił?

Nienawidziłam tego, jak łatwo był w stanie sprawić, że go pragnęłam. Nigdy wcześniej nawet nie uprawiałam seksu. Do diabła, ledwo opuściłam swoją sypialnię. Gorące romanse z biblioteki były moim jedynym źródłem przyjemności.

A teraz byłam tutaj, życząc sobie, żeby Pan Sześciopak zerżnął mnie właśnie tutaj, na tym szpitalnym łóżku.

Na samą myśl o słowie "pieprzyć", moja ręka powędrowała do ust.

Dlaczego naglę czuję te seksualne pożądanie? To tak jakby moje ciało przeżywało jakieś przebudzenie...

Biorąc pod uwagę sposób, w jaki jego twarde piersi przebijały się przez obcisłą koszulę i sposób, w jaki pot zbierał się na jego czole, mogłam stwierdzić, że on również myślał o seksie.

-Musisz odpocząć - powiedział nagle. - Nadal musisz się leczyć.

-Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, jak się nazywasz - zapytałam ponownie.

-Później. Porozmawiamy później - powiedział, zdenerwowany.

Kiedy wyszedł z pokoju, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że choć cały ten wilkołaczy nonsens był bardzo dziwny prawie nadprzyrodzone połączenie, które czułam do zupełnie obcego człowieka, było jeszcze dziwniejsze.

Jaxon

Wybiegłem ze szpitala i wsiadłem do swojej ciężarówki, trzaskając drzwiami.

Potrzebowałem przestrzeni, żeby pomyśleć. Żeby zdekonstruować ten bałagan.

Nie mogłem uwierzyć, że ta dziewczyna, która jeszcze nawet się nie przemieniła, jest moją towarzyszką.

MOJĄ PARTNERKĄ.

Co do kurwy?

Nie wiedziała nic o naszym świecie. Nawet nie wiedziała, co to jest partner.

Jak miałbym temu sprostać? Wciąż była człowiekiem...

Nie rozumiała naszych zwyczajów.

A z jej nieuniknioną przemianą, która nastąpi wkrótce...

Musiałaby być przygotowana. Zostać wytrenowana.

Albo jej ciało może tego nie wytrzymać.

Choć byłem zirytowany tą sytuacją, było we mnie podniecenie, którego nie mogłem stłumić.

Moja towarzyszka.

Ale kim ona była? Dlaczego włóczyła się po lesie w środku nocy z plecakiem pełnym zapasów?

Czy przed czymś uciekała? Albo przed kimś?

Nie mogliśmy ryzykować, że nasz sekret wydostanie się do ludzi.

Jeśli ktoś by jej szukał...

Musiałbym nauczyć ją, jak kontrolować swoją przemianę, zanim to się stanie. Dziki wilkołak na wolności był ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała nasza wataha.

Nawet jeśli wiedziałem, że doprowadzi mnie do szaleństwa, nie mogłam przestać o niej myśleć.

-Quinn - Pozwoliłem, aby jej imię wydostało się z moich ust.

***

Quinn

-Będziesz musiała chodzić powoli przez następne kilka dni, dopóki twoja noga nie zostanie w pełni wyleczona - powiedział lekarz.

To była ulga rozmawiać z kimś zdrowym dla odmiany.

To znaczy, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że ta wizyta w szpitalu będzie kosztować fortunę. A ja nie miałam żadnych.

-Doktorze - powiedziałam z wahaniem. - Ja... nie mam... ubezpieczenia. Jak mam za to wszystko zapłacić?

On po prostu spojrzał na mnie i roześmiał się.

-Och, nie musisz się o to martwić, Luna. Ubezpieczenie twojego partnera pokryje cię.

To jest jakaś cholerna Strefa Zmierzchu. Jestem tego pewna.

Partner.

Luna.

Ten znachor jest tak samo szalony jak cała reszta.

Nigdy w życiu nie byłam bardziej zdezorientowana. Dlaczego wszyscy wiedzieli, co się ze mną dzieje, oprócz mnie? To było tak, jakby wszyscy inni mieli scenariusz, a ja tylko improwizowałam.

-Puk, puk - powiedziała Sky, zerkając przez parawan. - Mogę do was dołączyć?

-O ile nie będziemy rozmawiać o wilkołakach, jasne - westchnąłem.

-Obiecuję - powiedziała splatając palce z moimi.

Kiedy Doktor zostawił nas samych, chciałam zapytać o to mistyczne "Ubezpieczenie Partnera", które zdawałam się mieć, ale uznałam, że w tej chwili lepiej nie pytać o sprawy finansowe.

-Właściwie jestem tu na misji - uśmiechnęła się chytrze Sky. - Żeby cię wyzwolić.

-Co masz na myśli?

Spojrzała na szpitalny fartuch, który miałam na sobie i moje splątane włosy.

-Zostałaś uwięziony tutaj przez cały dzień. Zabieram cię na zakupy!

Nareszcie, ktoś mówi coś, co ma sens.

***

Kiedy krzątałam się przed lustrem, ubrana w ciemnozieloną sukienkę, uśmiechałam się do siebie.

Moja mama nigdy nie kupowała mi ubrań ani nie zabierała na zakupy do pobliskiego centrum outletowego, więc było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. I od razu mi się spodobało.

-Wszystko, co chcesz, jest na mnie - powiedziała Sky, wsuwając się w parę obcasów, których nigdy nie byłabym w stanie założyć.

-Dlaczego jesteś dla mnie taka miła - zapytałam.

Sky zagryzła wargę, jakby chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała.

-Masz, musisz to przymierzyć - powiedziała, pomagając mi włożyć drogą skórzaną kurtkę.

To naprawdę dopełniało całości. Nigdy nie wiedziałam, że mogę tak wyglądać.

-Weźmiemy cały strój - powiedziała Sky do sprzedawczyni. - I te buty też.

Sky podniosła parę skórzanych butów, które pasowały do mojej kurtki. Spojrzała na moją pokiereszowaną nogę, a potem na szynę.

-Uh, po namyśle, weźmiemy tylko jeden but. Możesz zawinąć drugi.

Musiałam się roześmiać. Ta dziewczyna była taka dziwna, ale z jakiegoś powodu tak bardzo ją lubiłam.

Wpatrywała się we mnie ostrożnie, po czym chwyciła mnie za rękę i pomogła mi usiąść na kanapie.

-Słuchaj, Quinn - musimy porozmawiać.

-Ok, słucham. Tak długo, jak nie chodzi o...

- Tak - odcięła się. - Proszę, po prostu posłuchaj, co mam do powiedzenia.

Czy te ubrania były tylko podstępem, żeby zwabić mnie na kolejną gadkę o "dołączeniu do stada"?

-Quinn, zostałaś ugryziona przez wilkołaka. Nie normalnego wilka. Wilkołak. I masz wielkie szczęście, że przeżyłaś.

-Sky, tylko nie to znowu...

-Nie każdy, kto zostaje ugryziony, przeżywa to - kontynuowała. - Musisz mieć gen wilkołaka w swoim DNA, albo dominujący, albo recesywny, inaczej ugryzienie by cię zabiło. Zgaduję, że ktoś z twojej rodziny, może daleki, a może nawet ktoś kogo znasz, również był wilkołakiem.

Okej, to co mówiła wcześniej było dziwne, ale to już wymykało się spod kontroli.

Gen wilkołaka w moim DNA?

-To szalone - powiedziałam, zaczynając się wkurzać. - Najwyraźniej nie jestem wilkołakiem. Jestem człowiekiem. Przepraszam, że cię rozczarowałam. Nie mam futra ani kłów.

-Jeszcze nie - powiedział wojowniczo Sky. - Ale w końcu się przemienisz. Prawdopodobnie wkrótce. Może za kilka tygodni, może za kilka miesięcy, ale kiedy gen recesywny stanie się dominujący...nie będziesz w stanie tego kontrolować.

Spróbowałam wstać, ale Sky zacisnęła moją dłoń.

-Quinn, musisz pozwolić nam sobie pomóc. Zaufaj mi, nie chcesz przechodzić przez to sama. Będziesz potrzebowała treningu, aby twoje ciało stało się silniejsze, aby mogło wytrzymać przemianę.

-Teraz próbujesz mnie nakłonić, żebym też zapisała się na członkostwo w siłowni? - powiedziałam, niedowierzając. - Sky, mam już tego dość. Nie rozumiem tego żartu i mam już dość.

-To niezwykle bolesny proces, przemiana - powiedział Sky poważnym tonem. - Myślisz, że twoja kostka boli? Kiedy przemieniasz się po raz pierwszy, wszystkie twoje kości łamią się. Każda z nich. Czy myślisz, że to coś, co można wytrzymać samemu?

To była ostatnia kropla w czarze. Miałam już całkiem dość tych bzdur.

- Wychodzę - powiedziałam, wstając na nogi i idąc chwiejnie w kierunku drzwi. - Nie idź za mną, bo zacznę krzyczeć o pomoc.

-Quinn, wpisałam mój numer do twojego telefonu. Więc, jeśli dojdziesz do zdrowych zmysłów i zdasz sobie sprawę, że nie możesz odejść, po prostu wiedz, że jestem tutaj, jeśli potrzebujesz porozmawiać.

-Nie mogę odejść - zapytałam, czując się jakbym była doprowadzana do szaleństwa. - O czym ty w ogóle mówisz, Sky?!

-Nie rozumiesz - powiedziała, potrząsając głową. - Odejście jest fizycznie niemożliwe. Teraz, gdy jesteś związana z Alfą, jesteś z nim połączona. Gdzie ty pójdziesz, on też pójdzie. Wasze ciała będą łaknąć siebie nawzajem, gdy będą osobno i stanie się to nie do zniesienia.

-Sky, naprawdę mam nadzieję, że otrzymasz pomoc, której potrzebujesz. Naprawdę, naprawdę. Ale ja nie mogę ci pomóc.

Wybiegłam za drzwi i ruszyłam tak szybko, jak pozwalała mi na to moja rozwalona noga.

Nie wiedziałam, dokąd pójdę, ale to będzie daleko stąd. Daleko od tych psycholi.

Nagle poczułam, że jestem zwalona z nóg i wleczona w jakąś uliczkę. Próbowałam krzyczeć, ale wielka dłoń zakryła mi usta.

Kiedy oparłam się plecami o ścianę, nie mając dokąd uciec, zobaczyłam, że to mężczyzna ze szpitala wciągnął mnie w uliczkę.

Mój tak zwany partner.

Wyglądał na absolutnie wściekłego. Czułam jego wściekłość w sobie.

Jego złote oczy zaczęły się świecić.

Jego koszula zaczęła się rozdzierać, gdy jego wybujałe mięśnie się przez nią przedzierały.

Jego paznokcie zaczęły szybko rosnąć, zamieniając się w ostre szpony.

Z jego chrapliwych ust wysuwały się kły.

O mój Boże.

One są prawdziwe.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea