Nowe początki - Okładka książki

Nowe początki

Mel Ryle

0
Views
2.3k
Chapter
15
Age Rating
18+

Summary

Zoey Curtis jest zdesperowana, by odejść z pracy i oderwać się od swojego obecnego szefa dupka! Kiedy dostaje ofertę pracy jako asystentka miliardera, przystojnego Juliana Hawksleya, nie jest przygotowana na pragnienia i iskry, które w niej wzbudzi…

Kategoria wiekowa: 18+

Zobacz więcej

Obudź się

ZOEY

Od czasu ukończenia studiów na Uniwersytecie Illinois sześć lat temu, nie wszystko poszło zgodnie z planem.

Co mogło mieć coś wspólnego z faktem, że tak naprawdę nie miałam planu.

Kiedyś miałam w zwyczaju. Mieć plan. Na wszystko.

Ale to było kilka lat temu, a od tego czasu sprawy trochę się pozmieniały.

Mam dyplom licencjacki z biznesu. Chciałam zostać kierownikiem ds. reklamy.

Uwielbiałam strategię tej pracy.

Organizacja połączona na wszystkich poziomach.

Odkrywanie, czym ta organizacja była naprawdę i czego naprawdę potrzebowała.

Jak pokazać to światu bez mówienia im o tym.

Kochałam to, co robiłam.

Cóż, to do tego dążyłam.

Jeszcze tam nie dotarłam.

Kiedy skończyłam college, tak siebie nazywałam.

"Aspirujący menedżer marketingu".

Używanie tego tytułu stawało się coraz trudniejsze z biegiem czasu.

Rodzinny problem zdrowotny – u mojej mamy zdiagnozowano nadciśnienie – naprawdę wytrącił mnie z równowagi.

Nigdy nie doświadczyłam czegoś, co sprawiło, że tak intensywnie spojrzałam na swoje życie.

Na to, jakie są moje priorytety.

Chciałam, żeby moja kariera się rozwijała, żeby nabrała rozpędu i uniosła się w górę. Wszyscy w mojej rodzinie tego dla mnie chcieli.

Ale jeśli kosztowałoby mnie to czas z tymi, których uważam za najważniejszych, czy mogłabym pozwolić, aby było to moim głównym priorytetem?

Musiałam w końcu zdecydować: kontynuować pracę, która mogła być pierwszym krokiem w mojej karierze, czy pomóc mamie i tacie w najtrudniejszym okresie ich życia...

Wybór był wtedy prosty. Poszłam za głosem serca... i zrobiłam krótką przerwę w karierze, aby pomóc mojej rodzinie.

Mieliśmy szczęście, a stan mojej mamy się ustabilizował, ale do tego czasu, staż i późniejsza praca przeleciały we wstecznym lusterku.

Nigdy nie żałowałam tej decyzji.

Cieszyłam się, że mogłam pomóc, gdy mama mnie potrzebowała i nie żałowałam opóźnienia w rozwoju kariery.

Nie miałam nic przeciwko ciężkiej pracy.

Ale czasami miałam wrażenie, że wzięłam za dużo na swoje barki.

Wiem, brzmi jak cliché.

...Prawdę mówiąc, niektóre dni w niektórych miejscach pracy wystawiały moją cierpliwość na próbę.

***

– Zoey? Oooooch, Zoey? – usłyszałam Pana Danielsa wołającego przez ścianę i przewróciłam oczami.

Byłam na przerwie w pokoju dla pracowników, czytając artykuł w magazynie internetowym, starając się nie rzucać w oczy.

Włączyłam słuchawki i skupiłam się na moim artykule.

Hawksley ma gorący towar! Nowy projekt zagospodarowania terenu ekscentrycznego prezesa to ambitne przedsięwzięcie

Jestem entuzjastką architektury, a każda siedziba i hotel przedsiębiorstwa Hawksley są architektonicznymi cudami. Śledziłam wszystko, co robili.

Interesowałam się nimi w college'u, podczas studiów biznesowych, których w swoim obecnym życiu wykorzystywałam do zerowego użytku.

Mając dwadzieścia siedem lat, nie zamierzałam w najbliższym czasie piąć się po szczeblach korporacyjnej drabiny.

Studia wydawały się być wieki temu i w żadnym momencie mojego życia nie planowałam znaleźć pracy jako sekretarka w agencji reklamowej.

Ale miałam obowiązki.

Wobec moich rodziców. Teraz, kiedy moja mama nie mogła pracować, potrzebowali pomocy w płaceniu rachunków.

Wobec mojego chłopaka. Kiedy tylko był w mieście.

Wobec mojego właściciela mieszkania.

A teraz, niestety także wobec Vlashion, agencji reklamowej, którą odkryłam, przeglądając ogłoszenia "Poszukiwany" w gazecie dwa lata temu.

Potrzebowali sekretarki, a ja potrzebowałam pracy.

Straciłam impet po studiach i miałam piekielny problem z powrotem do moich starych przyzwyczajeń z czasów szkoły biznesowej.

Nie rozpaczałam, że moja kariera jeszcze nie nabrała rozpędu. Potrzebowałam tylko odpowiedniej pracy, która pozwoli mi zacząć.

Nie, żeby to była TA praca.

Od dnia, w którym zaczęłam, wiedziałam, że ta sama rzecz, która wypędziła mnie z kilku ostatnich prac, prędzej czy później wypędzi mnie z tej.

Molestowanie.

Pan Daniels, lub Don, jak czasami prosił, żebym go nazywała, nie podzielał tych samych pojęć profesjonalizmu, szacunku czy zgody, co świat wokół niego.

A ja byłam jego celem.

Słysząc jego tupot na zewnątrz, bezszelestnie przesunęłam swoje krzesło do ściany z szafkami, tak, że gdyby wszedł do pokoju, może by mnie nie zobaczył.

Przez resztę dnia będę myśleć tylko o wymyślaniu wymówek, żeby odmówić randki, czy drinka po godzinach, które proponował prawie codziennie.

Dość o tym głupim pełzaczu – skarciłam siebie. ~Masz dziesięć minut. Czytaj!~

Przedsiębiorstwo Hawksley zorganizowało uroczystą galę w swojej nowo wykończonej siedzibie w Londynie, z udziałem miliarderów, celebrytów, fashionistek, jak kto woli.

W artykule podkreślano imponujące osiągnięcia firmy w dziedzinie nieruchomości w Stanach Zjednoczonych, Australii i Europie, a także dyskutowano o tym, jak firma próbuje rozwinąć skrzydła w Azji i Ameryce Łacińskiej.

Julian Hawksley, dyrektor generalny firmy, lubił mawiać: "Wykaż się globalną inicjatywą!"

Wyglądało na to, że już wkrótce "Hawksley" będzie tak samo znany jak "Rockefeller".

W artykule był zamieszczony klip wideo: wywiad z Julianem i Jensenem Hawksleyami, właścicielami firmy.

Wcisnęłam play, obserwując londyński zgiełk i hałas za tymi dwoma przystojniakami.

Julian przemówił jako pierwszy, odpowiadając na pytanie ankietera. – To miejsce jest wspaniałe, spektakularne! Zabierzemy cię na przejażdżkę, chodź!

Jensen, poważniejszy młodszy brat, przeczyścił gardło, a Julian przewrócił oczami i usadowił się na swoim miejscu.

Julian wyglądał trochę niepewnie. Napił się szampana i wzruszył ramionami na młodszego brata, nie czując wstydu z powodu świętowania.

Julian wznowił: – Jesteśmy zachwyceni tym miejscem! Jesteśmy już w Londynie, jesteśmy w Nowym Jorku, w Azji i Europie!

Ale powiem wam, czym jestem najbardziej podekscytowany – przełamywaniem gruntu w Wietrznym Mieście!

Jensen przytaknął i odezwał się. -Tak, szukamy nowego oddziału na terenie Stanów Zjednoczonych. Do opracowania jest cała logistyka, zwłaszcza w przypadku tak dużego kompleksu budynków, jaki byśmy chcieli. Więc nie wstrzymuj oddechu...

Julian złapał Jensena za ramię, nagle podekscytowany. – Nie czekaj za długo! Toast!

Wypił z gwinta szampana, ale był pusty.

Przewróciłam oczami, uśmiechając się. Mówcie co chcecie, ale ten playboy Julian Hawksley, wydawał się naprawdę zabawny.

Jensen powiedział: – W każdym razie niedługo będzie długa lista, której potrzebujemy, aby to zadziałało: dostęp do linii brzegowej, transport, bliskość centrum i biznesowego centrum miasta – jest tego dużo…

Pomyślałam o moim rodzinnym mieście, wymieniając różne miejsca, które pasowałyby do listy życzeń miliarderów, dzielnica po dzielnicy...

Wrigleyville... Lincoln Park... Streeterville... The Loop... South Loop...

Parsknęłam na głos.

Kogo ja oszukuję? Mam 0,0% szans na to, że ta myśl będzie miała jakiekolwiek znaczenie. Nie schlebiaj sobie, dziewczyno – powiedziałam sobie.

Nie wychylaj się. Masz obowiązki.

Na nagraniu Julian złapał butelkę szampana i oderwał korek, co spowodowało głośne wybuchnięcie.

Pan Daniels musiał mieć ucho przy drzwiach, bo chwilę później drzwi do pokoju się otworzyły, a on wszedł do środka. Odchylił szyję i zauważył mnie w rogu.

– Tak myślałem, że cię tu znajdę… – zaczął, zamykając cicho drzwi, mając nadzieję, że nikt z zewnątrz nie widział, jak się skrada.

– Tak... – odpowiedziałam, starając się go zignorować, mając nadzieję, że zrozumie aluzję.

Pan "Don" Daniels nigdy nie dostał z mojej strony zachęty.

– Och, kochanie, nie możesz wykrzesać z siebie trochę więcej entuzjazmu? Wiem, że nie masz serca do tej pracy, ale przecież płaci ci ona rachunki, prawda? – powiedział.

Ten rodzaj bzdur naprawdę do mnie dotarł. – Zawsze wykonuję swoją pracę z pełnym zaangażowaniem i uwagą… – powiedziałam.

Odrzucił moje słowa, podchodząc do mnie i zaczynając masować moje ramiona. – Wiem, że to robisz. Po prostu czuję się jak...no wiesz.

Moje ciało zesztywniało. Kim on do diabła jest, że myśli, że może mnie dotykać?

– Nie, nie wiem. Wiem, że zostały mi trzy minuty do końca przerwy – powiedziałam, wkładając telefon i przekąskę do torebki i próbując wstać.

Puścił mnie, ale poszedł za mną do mojej szafki. Oparł się o nią i powiedział: – A co moglibyśmy zrobić przez trzy minuty?

– Przepraszam, panie Daniels.

– Zoey...Don, daj spokój, tylko raz. Chcę, żebyś mówiła do mnie Don – powiedział.

– Panie Daniels, chcę opuścić ten pokój – teraz.

– Don, chcę...?

Wpatrywałam się w niego z kamienną twarzą.

Podniósł ręce w szyderczym poddaniu się. – Jezu, poważnie! Dobra. Przyszedłem po więcej papieru do drukarki, bo nie zrobiłaś tego ty, kiedy się skończył...

– To nieprawda, jest pełna! Napełniam ją każdego ranka!

– Cóż, bądź wyrozumiała, dobrze? Chcę się upewnić, że nam nie zabraknie. Robimy reklamy, nie może zabraknąć papieru, chwyć świeże pudełko.

Przewróciłam oczami, chcąc na niego krzyczeć. Gówno prawda.

Nie zależało mu na papierze, chciał tylko zobaczyć, jak schylam się po pudełko, żeby mógł spojrzeć na moje krągłości.

Zapasowy papier trzymamy w pokoju dla pracowników, w pobliżu alarmu przeciwpożarowego, żeby biuro wyglądało schludniej dla klientów.

Niestety, nie było sposobu, aby podnieść pudełko, które nie eksponowałoby mojego tyłka.

Przykucnęłam, chwytając pudło, kiedy Daniels zakradł się za mną, przyciskając mnie do siebie. – Pomogę ci z równowagą – powiedział.

W głowie mi się zakręciło. Nie sądziłam, że jestem w niebezpieczeństwie, ale nie zamierzałam tego tak zostawić.

Musiałam natychmiast wydostać się z tego pokoju i z dala od niego, a pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam, był alarm przeciwpożarowy.

Nie zastanawiając się – wyciągnęłam rękę, chwyciłam go i pociągnęłam najmocniej jak potrafiłam!

Niekończący się RRRRRRRRRRRRRIIIIIIIIIIINNNNNNNGGGGGG wrzasnął w całym biurze, a kroki grzmiały wokół budynku, gdy wszyscy się ewakuowali.

Pan Daniels gapił się na to zamieszanie i był na tyle rozproszony, że z łatwością udało mi się go odepchnąć, wrzucając mu w ramiona pudełko z papierem.

– Bierz to! – powiedziałam i pospiesznie wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami.

Dołączyłam do pracowników zmierzających do wyjścia. Wzruszyłam ramionami wraz z moimi współpracownikami, udając niewiedzę, co się dzieje. – Alarm przeciwpożarowy? Co mogło się stać?

Kiedy wyszłam za drzwi razem z innymi, Daniels wyszedł z pokoju z pudełkiem papieru, krzywiąc się na mnie z drugiego końca holu.

Nie był to grymas wściekłego szefa, ale myśliwego, którego ofiara zdołała uciec.

W tej pracy nie było dobrych dni, ten ostatni epizod w pokoju pracowników to też nie było jego najgorsze zachowanie.

Wystaczy – pomyślałam sobie.

Potrzebuję nowej pracy!

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea