Na końcu świata - Okładka książki

Na końcu świata

E.J. Lace

Napraw to

SAVANNAH

Percy i ja trzymaliśmy tę małą wpadkę w tajemnicy przez ostatnie dwa dni.

Próbował się dowiedzieć, do czyjej szafki się włamałam i jak mogę zwrócić ubrania, jeśli to rzeczywiście był Damon Henley.

On jest synem króla motocyklistów i policja toczy o niego wojny, a ja jestem siostrzenicą zastępcy szeryfa – to nie wyszłoby nikomu na dobre, jak twierdzi Percy.

Trzeciego dnia doszłam do wniosku, że powinnam po prostu stawić czoła temu wyzwaniu i przyjąć każdy problem, jaki Damon zechce mi zrobić.

Dwie godziny przed naszym normalnym wyjściem do szkoły wymknęłam się z domu i poszłam na stację benzynową kilka przecznic dalej.

Kasjerka dziwnie na mnie spojrzała, gdy kupowałam kartę podarunkową na paliwo o czwartej nad ranem.

Powrót do domu w mniej niż trzydzieści minut i wkradnięcie się z powrotem były tak łatwe, że pomyślałam o rozmowie z wujkiem Jonahem i o tym, że system bezpieczeństwa jest do dupy.

Przygotowałam list z podziękowaniami bez podpisu, żeby przeprosić za "pożyczenie bez pytania" jego ubrań i butów.

I podziękowałam mu za to, że zostawił otwarty zamek, żebym mogła z nich skorzystać w potrzebie.

Wyjaśniłam, że w ramach podziękowania dodaję kartę na benzynę.

Nawet wyprasowałam jego ubrania i włożyłam je do czarnego, aksamitnego pudełka, które obwiązałam niebieską wstążką, aby wyglądało na to, że włożyłam dodatkową troskę w ich zwrot.

Chciałam się upewnić, że ten facet będzie wiedział, że nie kradnę; to był prawdziwy nagły wypadek i byłam mu wdzięczna.

Schowałam ją do plecaka, a kiedy dotarliśmy z Percym do szkoły, poprosiłam go, żeby wskazał mi Damona Henleya.

Powiedziałam mu, że to po to, żebym mogła się upewnić, że nie wejdę mu w drogę.

Wierząc w to kłamstwo, tak właśnie zrobił.

– Okej, więc jeszcze nie patrz, ale to ten pośrodku z czarnymi włosami. Ten najwyższy, przy łazience.

Nonszalancko wskazał go bez faktycznego odwrócenia się, by pokazać go dokładnie.

Zachowując się, jakbym tylko rozglądała się po sali, moje oczy wsiąkły w człowieka, z którym musiałam porozmawiać.

Percy mówił o Damonie tak, jakby był spadkobiercą Lucyfera, a patrząc na niego, mogłam połączyć pewne fakty, które sprawiały, że prawie chciało mi się śmiać.

Mówią, że Lucyfer był najlepszym, najbardziej chwalebnym i najprzystojniejszym aniołem w niebie i patrząc na tego całego Damona Henleya, widziałam w tym prawdę.

Damon, słodki Jezu.

Wyglądał jak upadły anioł w czarnej skórze i podartych dżinsach.

Jego czarne, atramentowe włosy były zaczesane do tyłu na żel, który trzymał je z dala od twarzy… ich długość była jak z mokrego snu...

Były idealnie długie, tak że chciało się nimi bawić, a wyglądały jak u złego chłopca palącego szlugi pod szkołą.

Tatuaże wyglądały i chowały się na jego białej szyi w kształcie litery V, która ukazywała wyrzeźbione ramiona i obojczyki.

Nigdy nie sądziłam, że szyja może być seksowna, ale widząc Damona, który odwrócił się, by spojrzeć na faceta obok niego, i tatuaże, które biegły wzdłuż niej, czułam się, jakby moje majtki się rozpadały.

W całym moim siedemnastoipółletnim życiu nigdy nie widziałam tak kurewsko dobrze wyglądającej istoty ludzkiej.

To powinno być nielegalne.

A kiedy przeczesał palcami włosy, zostawiając na nich szerokie pasma i tę prawie zmierzwioną falę, byłam oczarowana.

Dorastając, wcześnie zaczęłam zauważać chłopców.

W wieku dziesięciu lat wpadłam w tarapaty za grę w butelkę, a w wieku trzynastu “prawda czy wyzwanie” było moją ulubioną zabawą.

Lubię męski gatunek.

Nigdy nie umawiałam się z nikim na poważnie ani nie szłam na całość, ale miałam gorącą krew, jak próbowała to wytłumaczyć moja mama.

Mówiła, że jestem bardziej impulsywna i muszę wszystko przemyśleć, zanim zrobię to, co zamierzam.

W czasie dojrzewania zawsze zgadzałam się na śmiałość, złamałam kilka kości i wpadałam w kłopoty.

Latem, kiedy Percy i ja spędzaliśmy razem nieskończoną ilość czasu, on też się w to wciągał, mimo że pilnowałam, by nigdy nikt go za to nie obwinił.

Ale nigdy nie czułam się tak jak teraz, nigdy.

Damon ociekał seksapilem, a ja chciałam być gąbką, która to wszystko wchłonie.

– Hej, Ziemia do Van – Percy pstryknął palcami przed moją twarzą, sprawiając, że spadłam z powrotem do mojej twardej i okrutnej rzeczywistości.

– O nie – wyszeptałam, rzucając Percy'emu spojrzenie, które sprawiło, że uderzył podręcznikiem w swoje czoło.

– Nie, zła Vannah! Absolutnie nie – złapał mnie za ramię i odciągnął z dala od sali.

Zaciągnął mnie do stołówki i wepchnął na moje miejsce.

– Nie, i serio mówię nie. Nie próbuj z nim niczego. To zły gość.

Wiem, że mówi poważnie, i to śmieszne, jak bardzo stara się mnie przekonać, żebym trzymała się z daleka.

Gdyby to było pół roku temu, gdybym była tą samą osobą, co wtedy, podeszłabym do niego i zaczęła rozmawiać.

Kiedyś potrafiłam nawiązywać znajomości natychmiast, gdy tylko wchodziłam do pokoju.

Kiedyś byłam zupełnie inna.

Miałam zabójczą pewność siebie; kochałam swoje ciało i kochałam to, jak się w nim czułam.

Pokazywałam je i byłam właścicielką każdego centymetra mojej skóry. Pomogło mi w tym bycie gwiazdą w chórze; wygrywałam każdy konkurs, czy to solo, czy jako część grupy.

Kochałam siebie.

Co było bardzo rzadkie jak na nastolatkę.

Świat wokół mnie żerował na idei niepewności i czynił nas bezbronnymi.

Teraz byłam tą dziewczyną, o której zawsze myślałam, że to szczęście nią nie być.

Teraz byłam załamana i niepewna siebie.

Miałam blizny, z których najgorsze były niewidoczne dla normalnego oka.

Kiedyś byłam pełna życia i żartowałam, uwielbiałam rozśmieszać ludzi.

Byłam pogodna, ciepła i głośna.

Uśmiechałam się cały czas, byłam imprezowiczką.

Teraz gówno wiem o tej nowej wersji siebie, oprócz tego, że jest zła.

Kiedyś byłam nieustraszona.

Szłam za czymkolwiek i kimkolwiek chciałam; rządziłam na scenie i żyłam w świetle reflektorów.

Patrząc na mnie teraz, nie uwierzyłbyś w to.

Wydaje mi się, że to odległa rzeczywistość.

Tamta dziewczyna umarła razem ze swoją rodziną.

Ta, która się obudziła, jest pusta i mroczna, pozostaje w cieniu i nienawidzi myśli, że kiedykolwiek jeszcze będzie śpiewać.

Jest cicha i powściągliwa.

Ostrożna i wycofana.

Nie ma już imprez ani dowcipów do opowiedzenia, nikt nie słyszy jej śmiechu, nie ma uśmiechu do posłania.

Nie jestem już pogodna ani wesoła.

Przeszłam z bycia Tygryskiem do Kłapouszka i jakoś Percy o tym zapominał.

– Wyluzuj, nie mam zamiaru. – Zmiotłam jego ręce z moich ramion i przesunęłam siedzenie, żeby dać nam trochę miejsca między sobą.

Uraz głowy, jak każdy inny uraz, jest do dupy.

Po wszystkich badaniach, tabletkach i terapii, psychiatrycznej i fizycznej, skończyłam z listą diagnoz.

Kiedyś byłam po prostu Savannah Gabriele Madis.

Teraz jestem bardziej moją diagnozą niż osobą.

W moim odczuciu każdy lekarz przeoczył mnie i widział w moim ciele tylko problemy, a nie to, kim jestem, co te problemy mi robiły i powodowały.

Jakie żniwo zbierały we mnie leki.

To tak, jakby widzieli tylko to, co mam, a nie mnie samą.

Mój mózg jest pokiereszowany i okaleczony po wypadku samochodowym, podobnie jak inne części mojego ciała.

Byłoby łatwiej, gdyby mój umysł został oszczędzony... nie straciłam przecież jeszcze wystarczająco dużo, prawda?

Na mojej ciągle rosnącej liście pojebanych części organizmu mam PTSD, klaustrofobię, lęki, depresję, schizofrenię wywołaną stresem i lista się wydłuża... i zmienia.

Czy to nie jest zabawne?

Różni terapeuci stawiają mi różne diagnozy.

Tak.

Zabawne.

Różne leki też robią swoje.

Obecnie biorę garść rano i w nocy, razem z "lekami ratunkowymi", które trzymam w torbie jak koc bezpieczeństwa.

Po naszym rozstaniu na wf-ie zachowywałam się nieświadomie wobec dziewczyn w szatni, chichoczących i szepczących za moimi plecami.

Gdybym była starą sobą, pobiegłabym i zajęła się swoimi sprawami, ale... rzeczy się zmieniają.

Przez ostatnie kilka dni trzymałam wszystkie swoje rzeczy w mojej właściwej szafce.

Kiedy zaczęliśmy bieganie, skończyłam pierwsze okrążenie przed zapytaniem trenera Kline'a, czy mogłabym zmienić buty.

Wiedząc, że nie pozwoliłby mi iść do łazienki, zachowywałam się tak, jakbym zupełnie zapomniała, że mam na sobie sandały, a nie tenisówki.

Gburowaty dupek zgadza się, mówiąc mi, abym pospieszyła się z powrotem, zanim będzie musiał przyjść i na mnie patrzeć.

Myślę, że mogę zakraść się z powrotem do szatni i rozpoznać szafkę, kiedy ją zobaczę, i właśnie to robię.

Chwytając kartkę z podziękowaniem i czarne pudełko, podbiegłam do drzwi szatni chłopców i nasłuchiwałam, czy ktoś jest w środku.

Nic nie słysząc, weszłam do środka; jak zwykle podążałam za swoim wewnętrznym Agentem Bondem i szybko przemieszczałam się między rzędami szafek, aż znalazłam szafkę Percy'ego.

Odtwarzając tamten dzień, stanęłam przed nią. Oczywiście jedyną szafką bez cholernego zamka była szafka D. Henleya.

Otworzyłam ją i położyłam pudełko z kartką z podziękowaniami na wierzchu.

Poczułam się z tym dobrze; zamykam drzwi, unosząc kciuki do szafki, jakby miała być ze mnie dumna, i pstrykam palcami, jakbym była cool, zanim obrócę się na pięcie...

...tylko po to, żeby uderzyć prosto w ścianę z cegieł obitych materiałem.

Upadam na tyłek, wypuszczam spanikowane sapnięcie, które mimowolnie wyrywa się z mojej klatki piersiowej.

Trzymam rękę na nosie i w kółko go pocieram, aby rozmasować przeszywający go ból, moje oczy pełzają w górę ciemnego anioła i jego dwóch najemników stojących przede mną.

– Co, do cholery, właśnie włożyłaś do mojej szafki? – warknął, trzymając ręce skrzyżowane na piersi jak wybrzuszające się pytony.

Gdybym nie była tak zaskoczona, mogłabym zamilknąć od głębokiego męskiego głosu, który w każdej innej rozmowie brzmiałby jak gładka roztopiona czekolada.

Moja szyja musiała się cofnąć, żebym mogła spojrzeć mu w oczy.

– Mów, dziewczyno – zaszczekał, patrząc w dół na moją zszokowaną postać.

– Jest słodka, przestań ją straszyć. – Popielaty blondyn po jego lewej stronie próbował flirtować.

– Ooo, ona po prostu chce być twoim przyjacielem, jest miła. – Brudnobrązowowłosy chłopak po jego prawej stronie błysnął czarującym uśmiechem i zatrzepotał rzęsami.

– Nie, nie chcę. Ja tylko coś zwracałam. – Podniosłam się na nogi, wycierając ręce o moje niebieskie spodenki.

– Zwracałaś co? – Damon wystąpił naprzód; spojrzenie, jakie na mnie rzucił, mogłoby wywołać płacz u dzieci.

– O kurwa, to ona zabrała twoje gówno, patrz.

Blondyn wziął pudełko, wręczył kartkę z podziękowaniem brązowowłosemu chłopakowi i otworzył wieko.

Patrzyłam, jak niebieska wstążka, na której dobry wygląd poświęciłam dużo czasu, spada na podłogę i w sekundę znika w zapomnieniu.

– Więc jesteś brudnym małym złodziejem. Chcesz mnie tak bardzo, że kradniesz moje brudne ubrania? Człowieku, masz nierówno pod deklem. – Damon przeskanował oczami z góry na dół mojego ciała, jakby był zdegustowany moim widokiem.

Czułam, że moje policzki się zapalają; gniew uderzył w mój krwiobieg. To nie było dobre połączenie, dodając do tego moje oczywiste zakłopotanie.

Prychnęłam i przewróciłam oczami.

– Wow, taki jesteś nadęty? Nawet nie wiem, kim jesteś.

Wiemy, że to kłamstwo, ale nie wiedziałam o tobie, kiedy brałam te cholerne rzeczy.

Podeszłam bliżej, nie miałam na liście rzeczy do odhaczenia walki z tym dupkiem, ale proszę bardzo.

Jego oczy praktycznie uderzyły w tył głowy, gdy wyzywająco nimi wywracał.

– Po drugie, nie jestem złodziejem. Pożyczyłam twoje rzeczy bez pytania i teraz je zwracam. – Skrzyżowałam ramiona i naśladowałam jego postawę, dodając moje własne mocne spojrzenie.

– Dała ci kartkę z podziękowaniami. I och, kartę podarunkową na 40 dolców do Murphy's. Ładnie.

Brązowowłosy chłopak wręczył ją Damonowi, żeby na nią spojrzał, na co ten szybko mrugnął oczami, zanim wrócił do próby mentalnego podpalenia mnie.

– Pożyczanie bez pytania jest kradzieżą. Jesteś pieprzoną złodziejką, nie wspominając o moich brudnych ubraniach. Kurewsko chore. – Splunął, jakbym była gorsza i stuprocentowo zła.

– Nie, tak właściwie to tak nie jest. – Wyprostowałam się, machnęłam biodrem na bok i wbiłam w niego wzrok w niezachwianym pokazie dominacji.

– Pożyczanie bez pytania oznacza brak manier i jest niegrzeczne, ale jeśli się to coś zwróci, to nie kradzież. Zostawiłam notatkę. To był dowód pożyczki.

– Złodzieje zazwyczaj nie zostawiają dowodu pożyczki ani prezentów dla swoich nieświadomych ofiar. Uwierz mi, gdybym miała tego dnia inne wyjście, nie sięgnęłabym po twoje paskudne rzeczy.

– Przepraszam, że zabrałam twoje ubrania, ale nie miałam wyboru. Wyprałam je, wysuszyłam i wyprasowałam, powiedziałam, że mi przykro, więc do widzenia i dzięki za brak głupiej kłódki.

Wskazałam na srebrne kłódeczki, które wisiały na reszcie niebieskich szafek wokół nas.

Cofnęłam się, odwróciłam i odeszłam, ale kiedy dotarłam do drzwi, blondyn już przed nimi stał.

– Kim jesteś? – wyszeptał z uśmiechem i błyskiem zachwytu w oczach.

– Jestem nikim. – Dopasowałam się do poziomu jego głosu, sprawiając, że jego delikatny uśmiech się powiększył.

– Hej, nie powiedziałem, że możesz odejść. Nikt nie mówi do mnie w ten sposób – warknął za mną Damon.

Odwracając się, uśmiechnęłam się do niego.

Ta, wiem.

Damon podążył za mną dookoła szafek i uwięził mnie pomiędzy blondynem a swoim olbrzymim ciałem.

Blondyn przyłożył grzbiet dłoni do ust, aby ukryć chichot.

– Dlaczego je wzięłaś? – Brązowowłosy chłopak oparł się na stosie szafek za nim.

– Bo ich potrzebowałam – spojrzałam mu w oczy, odpowiadając.

– Potrzebowałaś ich dlaczego? – wydyszał Damon.

Nie chcąc zwiększać swojego zakłopotania, nie chciałam powiedzieć nikomu prawdy.

– Bo tak było – odparłam.

Próbując wyglądać na znudzoną tą rozmową, nie dodałam nic więcej.

Wyśmiał mnie, jego atramentowe czarne włosy opadły i zaczęły przesuwać się w dół na jego czoło.

Straciłam na sekundę swój tok myślenia, kiedy zobaczyłam, jak trzy grube pasma jego włosów opadają do przodu i zwisają przed jego oczami.

Ciemny kolor wyglądał jak bezgwiezdne niebo.

– Nie szukam nowej zabawki.

Jego głos wyrwał mnie z mojego małego snu na jawie.

– Nie mam pojęcia, co to niby znaczy?

Otworzyłam szeroko oczy i zacisnęłam wargi, aby pokazać swoją irytację.

– Nie wypieprzę cię, dziewczyno.

– Cóż, dziękuję Bogu za ten fakt. – Podniosłam przesadnie ręce do nieba tylko po to, żeby go wkurzyć.

Pozostali dwaj faceci śmiali się, ale książę ciemności przede mną wyglądał, jakby próbował mnie rozgryźć.

– Jesteś szczerze tak pewny siebie, że myślisz, że pożyczyłam brudne, przepocone ubrania z siłowni i nosiłam je po domu, bo co? Wyprawiam jakieś dziwne zboczone fetyszystyczne gówno?

– Musiałam mieć powód, dla którego zwracam je na osobności i używam dyskrecji, żebyś nie wiedział, kto je pożyczył lub od kogo je wzięłam.

– Nie wiem nic o tobie, ani jak się nazywasz, ani jak wyglądasz, nic. Nie martw się jednak, aniołku, nie sprawiasz, że mam kisiel w gatkach.

Wzdrygnęłam się, gdy potrząsnęłam głową w jego stronę.

Dwóch kolesi wciągnęło powietrze i zakaszlało, żeby ukryć chichot.

Damon wydawał się być zaskoczony moimi słowami – szczerze mówiąc, ja też byłam.

Nie wiedziałam, że jeszcze mam w sobie ten ogień.

Oczy Damona rozszerzyły się, a jego nozdrza rozchyliły się wraz z kliknięciem na linii jego szczęki.

Upewniłam się, że moje oczy nigdy nie oderwały się od ciemności, którą mnie oczarował.

Wpatrywałam się w niekończące się doły jego ciemnych, czarnych basenów i nie zawahałam się ani na moment.

– Jak masz na imię – warknął.

– Lara Croft. – Uśmiechnęłam się do śmiejącego się z tyłu blondyna.

– Jak do cholery masz na imię, dziewczyno. – Jego ramiona opadły na boki, a twarz poczerwieniała.

– Dobra! Jeśli powiem ci moje imię, mogę iść?

Poszłam w jego ślady i też opuściłam ręce w dół.

Staliśmy tak, wpatrując się w siebie przez minutę, aż oblizał dolną wargę i wziął głęboki oddech, który sprawił, że wyglądał, jakby drżał ze złości.

– Powiedz mi swoje imię, do kurwy nędzy, i możesz wrócić do siłowni. – Powiedział to tak spokojnie, jakby był inną osobą.

Zachowując się tak, jakbym naprawdę zamierzała wyjawić mu moje imię, westchnęłam i spojrzałam w dół, zachowując się tak, jakbym nie chciała tego zrobić, ale on postawił mnie do kąta i to była moja jedyna szansa.

– Ginny – mruknęłam słabo.

Jego brew uniosła się do góry, ale tego nie zakwestionował.

– Nazwisko.

– Dlaczego? – Udawałam strach, martwiąc się, po co mu to potrzebne, jakby miał zamiar mnie skrzywdzić czy coś.

– Nazwisko, dziewczyno! – Jego twarz z powrotem zapłonęła czerwienią, którą tak łatwo udało mi się wydobyć.

– Kurwa, w porządku! Granger, okej! Teraz mogę już iść?

Tupnęłam nogą i wystrzeliłam w jego stronę tyle bajeranctwa, ile tylko mogłam.

– Pa. – Pomachał sarkastycznie z radością.

Odwróciłam się i spojrzałam na blondyna; złapał za klamkę i pociągnął za sobą drzwi, kłaniając się i uśmiechając, jakby uwielbiał show, które właśnie wystawiłam.

– Dziękuję, Słoneczko. – Pomachałam mu na pożegnanie i skasowałam wzrokiem Damona jeszcze raz, zanim skręciłam za róg i zniknęłam z pola widzenia.

Pospiesznie wróciłam na salę gimnastyczną, nawet nie zmieniając butów, co pozostało niezauważone przez trenera.

Ginny Granger.

Dwie z moich ulubionych postaci z Harry'ego Pottera.

Pomyślałam o moim fałszywym nazwisku.

Przez ostatnie pół roku nie chciało mi się nawet śmiać.

Ale myśl o wielkim złym księciu motocykliście, który sądzi, że naprawdę nazywam się Ginny Luna Granger, sprawiło, że prawie się uśmiechnęłam i roześmiałam na głos.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea