Ugryzienie Alfy - Okładka książki

Ugryzienie Alfy

Lydia Rose

Witaj w stadzie

Quinn

Gęsta mgła spowijała las, gdy przez niego wędrowałam, przesuwając dłońmi po gałęziach drzew.

Wszystkie wyglądały na martwe, ale jakimś cudem były jeszcze piękniejsze niż drzewa pokryte liśćmi.

Perłowo białe, gładkie i wznoszące się w powietrze tak wysoko, że nie mogłam powiedzieć, gdzie się kończą.

Wszystko wyglądało tak samo, gdziekolwiek spojrzałam, ale nie czułam się zagubiona.

To było dziwnie uspokajające.

Niskie buczenie przyjemnie zabrzęczało w powietrzu, a gdy lekki wiatr potargał mi włosy, czułam się, jakby szeptał mi do ucha.

Złapałam widok unoszących się w powietrzu długich, białych blond włosów, które widziałam gdzieś wcześniej.

Podbiegam do nich, a wokół mnie zaczęła wirować smużka dymu, aż zmaterializowała się w piękną kobietę.

Wyglądała tak znajomo, a kiedy klasnęła w moje dłonie, unosząc się kilka stóp nad ziemią, wiedziałam, że mogę jej zaufać.

Quinn, musisz się jeszcze wiele nauczyć. - Uśmiechnęła się ciepło. -Na początku nie będzie łatwo, ale są tacy, którzy pomogą ci i poprowadzą cię w twojej podróży.

-Tak jak ty - zapytałam.

-Nie, dziecko, zaprowadziłam cię tak daleko, jak tylko mogłam. Moje miejsce nie jest w twoim świecie.

-Nie rozumiem... Co się ze mną stanie? Czy ja w ogóle żyję - zapytałam zmieszana.

-Tak, ale kiedy się obudzisz, twoje życie nie będzie już takie samo jak było. Przeznaczone ci są o wiele większe rzeczy, moje dziecko.

Kim jesteś? Skąd cię znam?

-Znasz mnie ze swojego serca, Quinn.

Położyła swoje długie, eleganckie palce na moim sercu.

-Zapamiętaj te słowa - będziesz wiedział komu możesz ufać… - powiedziała, zaczynając znikać.

-Czekaj, jakie słowa? Nie odchodź jeszcze!

Sięgnąłem do niej, nagle nawiązując połączenie.

-Czy ty jesteś… moją ciotką?

-Lupus Paulo, powiedziała cicho, znikając.

***

Pik. Pik. Pik

Pik. Pik. Pik

Co się dzieje? Gdzie ja jestem?

Mój wzrok był zamglony, ale pokój wydaje się nieskazitelnie biały.

-Ugryzienie było głębokie, ale z czasem się zagoi. Proces ten powinien znacznie przyspieszyć, gdy jej ciało przejdzie przemianę.

-A kiedy dokładnie to nastąpi, doktorze - zapytał głęboki, ochrypły głos.

-Trudno powiedzieć, ale nie powinno to trwać długo.

Kim są ci ludzie? Co to za dźwięk?

Kroplówka przylgnęła do mojego nadgarstka, a monitor obok mnie powoli pikał.

Czy to szpital?

-Myślisz, że jej ciało wytrzyma tę przemianę - zapytał ponownie ten ochrypły głos. - Ona jest bardzo... mała. Mogłaby zostać złamana na pół.

-Być może, mój Alfo, ale czas pokaże.

Alfa? Przejście? O czym oni mówią? Co się ze mną stanie, co może mnie złamać na pół?

Moje serce zaczęło bić szybciej, a pikanie na monitorze również nabrało tempa.

Moja kroplówka automatycznie podała mi do ręki coś, co mnie rozluźniło.

-Czy będziesz mnie informował o jej stanie - zapytał mężczyzna zwany Alfą.

-Oczywiście, mój Alfo. Skontaktuję się z tobą natychmiast, jeśli nastąpią jakieś zmiany.

Znowu zacząłem odpływać ze świadomości, ale piękna kobieta nie wracała do mnie.

Jedynie jej słowa.

Lupus Paulo.

***

Kiedy znów doszłam do siebie, zmrużyłam oczy na światło dochodzące z wiszących nade mną jaskrawych jarzeniówek.

Przesunęłam moje czarne, splątane włosy na oczy, żeby je przyćmić.

Oświetlenie zawsze było moją najmniej ulubioną częścią szpitali.

Spróbowałam się poruszyć, ale natychmiast zrozumiałam swój błąd.

Skrzywiłam się z bólu i zacisnęłam szczękę. Nigdzie się nie ruszę. Spojrzałam w dół na moją owiniętą nogę.

Cholera, chyba jest zwichnięta.

Zastanawiałam się, kto mnie tu przyprowadził...

Myślałam, że wilk już teraz będzie mnie wygrzebywał z zębów.

Gdy zagrzechotała klamka drzwi do mojego pokoju, nagle poczułam falę strachu w dole brzucha.

A co jeśli to była moja matka? Co by mi zrobiła? Byłam już w szpitalnym łóżku, ale szczerze mówiąc bałam się jej bardziej niż wilka, który mnie tu wpakował.

Zamiast mojej matki, weszła najbardziej miła, urocza i życzliwie wyglądająca dziewczyna, niosąc bukiet wspaniałych róż.

-Hej - powiedziała z lekkim południowym akcentem. -Widzę, że w końcu się obudziłaś.

Jej zielone oczy lśniły pod jej falującymi blond włosami, a jej różowe policzki były jeszcze bardziej czerwone niż kwiaty.

Położyła róże obok mojego łóżka i usiadła, wpatrując się we mnie z ciekawością.

Dlaczego ona jest tak zaciekawiona? To ja mam pytania.

-Kim...kim jesteś - wyjąkałam. - I jak się tu znalazłam?

-Jestem Sky - powiedziała słodkim tonem. - Wiesz, tak jak miejsce, gdzie chmury, ptaki i słońce spędzają czas.

To brzmi całkiem dobrze. Ta dziewczyna jest tak pogodna, że to aż zaraźliwe.

-Jestem tutaj komitetem powitalnym. - Uśmiechnęła się.

-I gdzie jestem witana?

- W stadzie Shadow Moon, oczywiście.

Musiała wyczuć moje zdumienie, bo natychmiast zadygotała i zakryła usta.

-Och, no nie, pewnie miałam jeszcze nic nie mówić. Ja i moja wielka gęba. Nie masz pojęcia, co się dzieje, prawda?

-Zostałam zaatakowana przez wilka, a teraz leżę w szpitalnym łóżku... to cały zakres mojej wiedzy.

Sky nerwowo zaczęła obgryzać swoje długie paznokcie na wzmiankę o wilku.

-Boże, jak ja to wytłumaczę człowiekowi - mruknęła.

Człowiekowi? No dobra, o czym ona do cholery mówi?

-Zaczynasz mnie przerażać, Sky... co to jest stado Moon Pack?

-Cóż, to rodzaj rodziny... rodziny, do której będziesz, uh, dołączać...od czasu twojego, uh, incydentu.

-Och, Boże, nie jesteś częścią jakiegoś kultu, prawda? Czytałam wiele książek, i to nigdy nie kończy się dobrze dla uciekiniera - powiedziałam, zaczynając się niepokoić.

Sky, z drugiej strony, wyglądała na rozluźnioną.

-Och, nie, nic takiego. Musiałaś pomyśleć, że jestem totalną dziwaczką - zaśmiała się. - Nie, jesteśmy rodziną wilkołaków, watahą.

Szczęka mi opadła. Czy to był jakiś pokręcony żart? Gdzie były ukryte kamery?

Ona po prostu powiedziała wilkołaki.

Wróciłam myślami do wilka w lesie - jak mnie zostawił po ugryzieniu.

A potem ten masywny popielato-blond wilk - sposób, w jaki przytulił mnie ochronnie...

Czy to, co ona mówi, może być...?

-Wiem, że to dużo do przyswojenia, Quinn, ale wilkołaki istnieją. Istniejemy od wieków, tylko się ukrywamy. Bądźmy szczerzy, rasa ludzka nie zniosłaby tej informacji zbyt dobrze. Pewnie chwyciliby za widły i pochodnie przy pierwszej wzmiance o czymś nadprzyrodzonym.

Nie. Nie ma mowy. To jest szalone. Nie ma mowy, żeby to było prawdziwe.

-Słuchaj, Sky, wydajesz się być miłą osobą, naprawdę, ale nie jestem zainteresowana dołączeniem do twojego sabatu wilkołaków czy czegokolwiek innego. Jest kilka gotyckich dzieciaków, które grają w piątki w bibliotece... może przyniesiesz swoją kartę zapisu do-

-Quinn, jesteś zabawna. Sabaty są dla czarownic. My jesteśmy stadem. A ty się nie zapisujesz. Już jesteś członkiem - powiedziała, wskazując na ugryzienie na mojej nodze.

Ktoś tu jest zabawny, ale to nie ja.

-Właściwie chciałabym tylko porozmawiać z doktorem, jeśli mogłabyś-

Drzwi nagle się otworzyły i do pokoju wpadł mężczyzna o popielato-blond włosach. Jego mięśnie wybrzuszały się pod cienką, białą koszulką, a złote oczy były hipnotyzujące.

Nigdy w życiu nie widziałam nikogo tak przystojnego, a natychmiastowy magnetyzm, który poczułam w stosunku do niego był odurzający.

Byłam przerażona i zdenerwowana jednocześnie.

Dlaczego tak mnie do niego ciągnęło? To nie było normalne uczucie.

Kiedy się odezwał, rozpoznałam jego chrapliwy głos. To był człowiek, którego doktor nazywał Alfą.

-Sky, co jej powiedziałaś - powiedział surowo.

Sky nagle zbladła. - Właśnie witałam ją w stadzie. Pomyślałam, że przydałby się jej bardziej... delikatny dotyk, no wiesz, żeby ją w to wprowadzić.

Ten człowiek wyglądał, jakby "delikatny dotyk" był obcym zwrotem. Jego słownik zawierał raczej słowa takie jak rozbić, zniszczyć, zmiażdżyć.

-Wyjdź. Muszę porozmawiać z nią sam na sam - rozkazał.

Sky rzuciła mi przepraszające spojrzenie, gdy opuszczała pokój. Nagle zapragnęłam, żeby ta szalona wilkołaczka wróciła.

Unikałam bezpośredniego kontaktu wzrokowego z nim. Te złote oczy przebiegały w górę i w dół mojego ciała, i pomimo tego, jak bardzo czułam się nieswojo, podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył.

-Twoje imię - powiedział dominującym tonem.

-Quinn.

-Quinn… - powiedział, testując je.

-A twoje - spytałam nerwowo, wciąż patrząc w dal.

Nie odpowiedział, ale zrobił krok w stronę krawędzi mojego łóżka. Czułam promieniujące od niego ciepło, które rozgrzewało mnie od środka.

-Spójrz na mnie - rozkazał.

Kim on myśli, że jest? Przystojny czy nie, nie może mi mówić, co mam robić...

Kiedy podniosłam wzrok i spojrzałam mu prosto w oczy, stało się coś wymarzonego. Poczułam nieopisaną więź z tym zupełnie obcym człowiekiem. Czułam się tak, jakby właśnie stał się częścią mnie.

Sądząc po zszokowanym wyrazie jego twarzy, on też musiał to poczuć.

-Jak...jak to możliwe? Nawet się jeszcze nie przemieniłaś - powiedział oszołomiony.

Jego złote oczy pozostały utkwione na moich srebrnych, żadne z nas nie było w stanie odwrócić wzroku.

-Więc, jesteś moją partnerką...

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea