Lacey Martez Byrd
RIVER
– Nie mogę uwierzyć, że mnie zostawiasz – powiedziała Maria, wsuwając swoje książki do szafki.
– Wiem... ale nie mogę tu dłużej zostać. Przynajmniej mam brata. Gdyby nie on... cóż, kto wie.
Nie chciałam nawet rozważać, co by się stało, gdyby nie Jackson.
– Komu mam się teraz poskarżyć na wszystkich innych? Nie mogę przecież narzekać na te wszystkie idiotki w ich towarzystwie, prawda?
Maria była jedyną osobą w tej szkole, z którą odważyłam się spędzać czas.
Była jedyną dziewczyną poza mną, która zdawała sobie sprawę, że jesteśmy tu dla szkoły, a nie po to, żeby robić to, co wszystkie inne dziewczyny robią przez cały dzień. Chciałabym móc zabrać ją ze sobą. To miejsce na nią nie zasługiwało.
– Nie, nie możesz. Ale będę do ciebie dzwonić codziennie i będziesz mogła mi się wyżalić, ile tylko zechcesz.
– Umowa stoi – powiedziała, zanim zatrzasnęła szafkę.
***
Dwa dni później wyszłam z lotniska i wkroczyłam w inne życie, rozglądając się za moim bratem. Gdzie on, do diabła, był? Gdy tylko ta myśl przeszła mi przez głowę, w tylnej kieszeni zabrzęczał telefon komórkowy.
– Gdzie jesteś?
“Dzień dobry” było przereklamowane.
– Miałem coś do załatwienia w pracy... Mój kumpel tam czeka, jest w białym Bronco.
Rozejrzałam się po wszystkich samochodach, które czekały na swoich pasażerów, aż mój wzrok padł na Bronco i jego kierowcę...
Spędziłam niezliczoną ilość godzin z nosem utkwionym w mojej książce o mitologii greckiej, ale jeszcze więcej czasu słuchając nauczycielki, pani Macrom, która obsesyjnie nadawała o greckim bogu, Apollinie.
Uważano go za najprzystojniejszego ze wszystkich bogów, więc przypuszczam, że we współczesnych czasach byłby bardzo gorący.
Opalona, złotowłosa istota otworzyła drzwi Bronco z grymasem na twarzy, a ja pomyślałam tylko, że musi być tak blisko greckiego boga, jak tylko człowiek może być.
Mój brat nadal mówił, ale ja nie miałam najmniejszego pojęcia, o czym. Byłam zbyt zajęta studiowaniem doskonałej twarzy nieznajomego.
Jego brwi były ściągnięte i mogłam już powiedzieć, jak bardzo był podekscytowany, że mnie podwozi. Pociągnęłam za sobą walizkę i podeszłam do niego.
– Jest tutaj. Do zobaczenia, Jacksonie.
Wsunęłam telefon do kieszeni, zanim otworzyłam usta, żeby odezwać się do nieznajomego, ale on mnie uprzedził.
– Czy ty jesteś River?
– Tak. Jackson nie zdradził mi twojego imienia, tylko to, że przyjechałeś po mnie.
Wziął moją walizkę i podniósł ją na swoje tylne siedzenie, po czym zdjął torbę z mojego ramienia.
– Jestem Beau, a twój brat jest idiotą. Zapomniał poprosić o zwolnienie z pracy na dzisiaj.
– Cóż, nie mogę się z tym spierać.
Roześmiałam się.
Wyciągnął rękę, aby otworzyć mi drzwi od strony pasażera.
No proszę, rycerskość jeszcze nie umarła.
Obszedł mnie dookoła, wsiadł po stronie kierowcy i nie tracąc czasu, wyjechał na drogę.
– Dzięki, że po mnie przyjechałeś. Mogłam zadzwonić po taksówkę.
– Taksówkę? Nie, to zbyt niebezpieczne.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że znowu się na mnie gapi. Jezu, łatwo go było zirytować.
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale on znów mnie uprzedził.
– Poza tym to ponad osiemdziesiąt mil, a to oznacza kosztowną podróż taksówką.
Czekaj, czy on powiedział osiemdziesiąt mil?
– O rany, masz rację. Mój brat jest idiotą. Tak mi przykro, że musiałeś po mnie jechać aż tutaj.
To niezły dystans, czułam się z tym okropnie.
– Jesteś głodny? Pozwól, że postawię ci obiad albo coś w tym rodzaju. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Zaoszczędziłam większość pieniędzy, które zarabiałam na korepetycjach. Mogłam wygospodarować trochę, żeby kupić mu jedzenie.
Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że jego grymas powrócił. W tym momencie powinien już na stałe zagościć na jego twarzy.
Co mam teraz powiedzieć?
Ale on również się nie odezwał. Pochylił się tylko i podkręcił radio, a ja uznałam to za sygnał, żeby usiąść prosto i być cicho.
Zrobił już wszystko, co w jego mocy, żeby przyjechać aż tutaj i mnie odebrać; przyjęcie wskazówki było najlepszym, co mogłam mu dać w tym momencie.
Po kilku minutach piosenka się zmieniła, a Beau pochylił się nad nią i przełączył stację, wybierając klasycznego rocka.
– Nie podobała ci się ta piosenka? – zapytałam.
– Nie, nie jest odpowiednia.
Nieodpowiednia?
– Co?
Spojrzał na mnie i westchnął.
– Nie powinnaś tego słuchać.
Co do diabła?
– Słuchaj, stary... odkąd Jackson się wyprowadził, jestem zdana tylko na siebie. Muzyka mi nie zaszkodzi.
Z jego strony dobiegł jakiś hałas i dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że się śmieje. Nie byłam pewna, czy jest do tego zdolny, ale ojej, to nie był obrzydliwy dźwięk, jak miałam nadzieję.
– Dlaczego się śmiejesz?
– Nie spodziewałem się, że będziesz tak... śmiała.
Skrzyżowałam ramiona i odwzajemniłam jego grymas, co tylko sprawiło, że roześmiał się jeszcze bardziej. Co się z nim działo?
– Cóż, przygotuj się, jeszcze nic nie widziałeś.
– Zrozumiałem.
Włączył migacz i wjechał na międzystanową.
Chciałam być cicho, sprawić, żeby cierpiał w ciszy, ale to oznaczałoby, że ja robiłabym to samo.
– Lubisz ciastka?
Nie mogłam zamknąć ust.
Przełknął ślinę.
– Tak.
– Zrobię ciasteczka, gdy dojedziemy na miejsce. Wiem, że Jackson ma już wszystkie składniki, bo ciągle mnie męczył, żebym je zrobiła. Uznaj to za swoją zapłatę.
– Jakie ciasteczka?
– Masło orzechowe z płatkami owsianymi.
– Uwielbiam masło orzechowe.
Uśmiechnął się do mnie.
Jezu, dlaczego on musiał to zrobić?
– Jak długo jeszcze? – zapytałam, próbując zignorować to, jaki był piękny.
– Około czterdziestu pięciu minut.
Po czterdziestu pięciu minutach ciszy podjechaliśmy pod dom Jacksona.
– Wróci dopiero za jakąś godzinę, ale do tego czasu zostanę z tobą – zapewnił mnie, wyjmując z tylnego siedzenia moje bagaże.
– O nie, nie musisz tego robić. Poradzę sobie.
Chciałam mu powiedzieć, że przyzwyczaiłam się do samotności, że byłam sama przez długi czas, ale na podstawie sposobu, w jaki na mnie patrzył, to by go tylko bardziej zirytowało.
– Jestem pewien, że poradziłabyś sobie sama, ale ja i tak zostaję.
Przełożył moją torbę przez ramię i pociągnął ją za sobą, idąc w kierunku drzwi wejściowych. Otworzył drzwi i dał mi znak, żebym weszła pierwsza.
Byłam zszokowana tym, jak nieskazitelnie wyglądał salon. To nie był Jackson, z którym dorastałam. W jego pokoju rzadko można było zobaczyć podłogę, bo była zbyt zabałaganiona, ale tu było nieskazitelnie czysto.
– Zostawię tu twoje rzeczy, nie jestem pewien, który pokój jest przeznaczony dla ciebie.
– Dobrze – powiedziałam, ale byłam zbyt zajęta rozglądaniem się, żeby się skoncentrować. Znalazłam drogę do kuchni i zaczęłam otwierać szafki.
Jackson miał garnek do gotowania?
Do czego mu był potrzebny?
Wyglądał tak, jakby nigdy go nie używał. Kontynuowałam poszukiwania i znalazłam o wiele więcej kuchennych gadżetów, niż kiedykolwiek spodziewałam się mieć.
Poszłam do jego spiżarni, zebrałam wszystkie składniki, których potrzebowałam do ciasteczek, i zamknęłam drzwi nogą, ale prawie wyskoczyłam ze skóry, gdy zobaczyłam Beau stojącego po drugiej stronie.
– Pomóc ci z tym?
Mój Boże, on potrzebował dzwonka czy czegoś takiego.
Nie odpowiedziałam, więc wziął na siebie obowiązek wyjęcia mi rzeczy z rąk i położenia ich na blacie.
– Ma gdzieś mikser – powiedział Beau przeszukując szafki.
Dlaczego wciąż tu był? Czy nie musiał być gdzie indziej?
– Nie musisz pomagać.
Spojrzałam na niego. Po raz pierwszy naprawdę na niego spojrzałam.
Wyglądał na zmęczonego, jakby przydała mu się drzemka. Ale jego oczy... Wyglądały niemal hipnotycznie i musiałam oderwać wzrok od ich głębokiego błękitu.
– Wiem, ale chcę.
Dlaczego? Tak bardzo chciałam o to zapytać.
Ale zamiast tego podałam mu miarki i masło orzechowe.
Godzinę później siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole mojego brata, wpatrując się w ciasteczka, czekając, aż ostygną na tyle, by włożyć je do ust.
Rozchylił wargi, żeby coś powiedzieć, a ja wyprostowałam się na swoim miejscu, poświęcając mu całą swoją uwagę, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się i mój starszy brat wpadł do środka, rzucając się prosto na mnie.
– Riv! Zrobiłaś już ciasteczka?
Ściągnął mnie z krzesła i wziął w ramiona.
– Tak... Jacksonie, nie mogę oddychać, za mocno mnie ściskasz – wyjęczałam.
– Och, przepraszam.
Postawił mnie z powrotem na ziemi, ale nie puścił.
– Cholera! Co to jest? Tak tu ładnie pachnie.
Kolejny facet przeszedł przez drzwi wejściowe i nagle odniosłam wrażenie, że to częste zjawisko.
– Uważaj na słowa.
Zarówno mój brat, jak i Beau warkneli w tym samym momencie.
Nowy facet przechylił głowę na bok, patrząc na nich tak, jakby obaj postradali zmysły.
Beau uniósł brwi i widać było, że ma nadzieję, że ten facet będzie chciał wyjaśnienia, ale Jackson oszczędził mu kłopotu.
– Moja młodsza siostra jest tutaj – powiedział, przyciągając mnie bliżej do siebie.
Tak, byłam tam, czy mi się to podobało, czy nie.