Uprowadzona - Okładka książki

Uprowadzona

Dzenisa Jas

Rozdział drugi

Clarice Mont

-W porządku, kochanie, myślę, że najlepiej będzie, jeśli odejdziesz z placu treningowego, i wrócisz do domu stada, pomóc matce w niektórych obowiązkach.

Wyzywające warczenie było słychać tuż po tym, kiedy starszy skończył mówić do swojego dziecka. Odepchnęła swoje kasztanowe loki i lekko spojrzała na niego.

-Nie wracam. Jest mi tu dobrze - powiedziała mu, nie chcąc opuszczać placu treningowego tylko dlatego, że jej ojciec nie chciał, aby była narażona na walkę.

-Kochanie, to nie jest miejsce dla ciebie. Rozumiem, że to twój pierwszy miesiąc zmiany, ale jesteś o wiele za młoda, aby być narażona na okrucieństwo - kontynuował, starając się zachować spokój, gdy jego córka ciągle na niego patrzyła.

-Nie jestem o wiele za młoda! Mam siedemnaście lat i zasługuję na to, by traktować mnie jak każdą inną wilczycę... To, że jestem od nich dużo mniejsza i trochę słabsza, nie oznacza, że nie mogę trenować, by stać się silniejsza.

Jej ojciec jęknął i podrapał swój piegowaty nos, a jego kurze łapki pojawiły się kiedy zwęził oczy.

-No dalej, tato, pozwól mi trenować. Członkowie stada czekają, a ja robię z siebie głupca - błagała, mając nadzieję, że choć raz jej ojciec przestanie traktować ją jak dziecko i zaakceptuje fakt, że jest dorosła.

-Dobrze. Możesz trenować. Ale jeśli usłyszę, że jesteś ranna, albo że płaczesz, wyciągnę cię stąd osobiście. Czy mnie rozumiesz - stwierdził, a jego ciemnobrązowe oczy nie pozostawiały już miejsca na dyskusję.

Jego córka pisnęła przytakując szczęśliwie, po czym odwróciła się i pobiegła w kierunku członków stada, którzy czekali na jej powrót.

-Nie możesz jej powstrzymywać, Nathanielu. Ona musi się uczyć, a jej wilk musi osiągnąć swoją najsilniejszą wersję.

Ojciec dziewczynki, Nathaniel, odwrócił się, by spojrzeć na mężczyznę, wzdychając, a jego wzrok szybko powrócił do małej córki: córki, za którą oddałby życie, gdyby zaszła taka potrzeba.

-Wiem o tym, Mattel, zaufaj mi, wiem. Ale spójrz na nią... Ona jest taka mała, i zagubiona. Nie wie, jak niebezpieczny jest nasz świat i boję się o jej reakcję, gdy się dowie.

-Cóż, w końcu, z tobą lub bez ciebie, ona się dowie. Wszyscy tak mamy, to jest to, co wynika, z tego, że urodzisz się wilkiem. Musi się tylko nauczyć teraz, kiedy jest świeżo po przemianie, żeby wiedziała, czego się spodziewać później - powiedział Mattel, patrząc wprost na kasztanowłosą dziewczynę, która z trudem ustawiała swoje ciało w pozycji do walki, w przeciwieństwie do wszystkich innych.

Nathaniel uśmiechnął się smutno do siebie na widok jednego z członków stada, który pomagał jego córce poprawić postawę, gdy ta rumieniła się z zażenowania.

-To prawda. Mam tylko nadzieję, że poradzi sobie ze wszystkim. Myślałem, że zmiana uczyni ją o wiele silniejszą, a z wyglądu nieco bardziej solidną, ale ona jest mała i wciąż jest trochę słaba, to mnie martwi - wyznał Nathaniel, po czym zwrócił całą swoją uwagę na przyjaciela.

Mattel westchnął, kiwając głową, a jego ręce przeczesały siwiejące włosy.

-Och, nie martw się, to wymaga nieco czasu, a ty i Kim opiekowaliście się nią tak długo, że nie jest zaskoczeniem, że się nie zmieniła. Ale miejmy nadzieję, że wszystko się zmieni, gdy jej wilk stanie się silniejszy, a jeśli nie, miejmy nadzieję, że jej partner będzie silnym mężczyzną z silnym wilkiem, który będzie mógł ją chronić.

Nathaniel westchnął głęboko zanim przytaknął. Jego oczy dryfowały do jego małego szczeniaka, który nie miał pojęcia o niebezpieczeństwach, które czyhały poza terenem ich watahy.

Dziewczynka stała obok swojej najlepszej przyjaciółki, Grety, ze zmarszczonymi brwiami i czołem lekko wilgotnym od potu z powodu fali upałów, które nagle nadeszły.

Nogi miała rozstawione na szerokość barków, kolana lekko ugięte, lewą stopę skierowaną w stronę, gdzie stał Beta, naśladując przeciwnika, i lewe ramię również skierowane w jego stronę, ręce zaciśnięte w luźnych pięściach.

Z trudem utrzymywała się w tej pozycji, ale wilk utrzymywał ją w równowadze i zmuszał do kierowania podbródka w dół, a oczu ku górze.

Reszta trenujących bez problemu stała na swoich pozycjach. Wszyscy wyglądali na twardszych i silniejszych od niej, co trochę ją onieśmielało.

Beta patrzył na nich wszystkich, sprawdzając ich postawy, szukając wad lub braków lub jakiekolwiek słabości, które trenujący mogą pokazać. Widział niewielkie potknięcie, lub brak wad, do momentu, aż jego oczy dotarły do dziewczyny z długimi kasztanowymi włosami, i jej przestraszonych oczu, które wciąż biegały w górę i w dół, jakby niepewne, gdzie powinny patrzeć.

-Claire, zawsze patrz w górę, a podbródek trzymaj w dole. Musisz być zawsze świadoma, gdzie jest twój przeciwnik, bo jeśli nie… - przerwał, gdy zauważył, że odwróciła wzrok, by nieśmiało spojrzeć w dół i w jednej sekundzie znalazł się przed nią, zanim zdążyła to zauważyć.

-Jeśli nie, będziesz martwa w ciągu sekundy.

Zamrugała, gdy zdała sobie sprawę, że jej Beta był przed nią o wiele szybciej, niż mogła sobie kiedykolwiek wyobrazić. Wystarczyło jedno spojrzenie w dal, by dotarł do niej tak bezdźwięcznie.

Jej oczy rozszerzyły się i wydłużyła swoją szyję jak tylko mogło, co spowodowało niewielki ból szyi, a inni trenujący parsknęli pod nosem, poza Gretą, która wpatrywała się bezpośrednio w swoją najlepszą przyjaciółkę.

-Oczy do góry. Podbródek w dół. - Lekko obniżył jej podbródek, ale zablokował ich spojrzenia, w wyniku czego jej szmaragdowe kolorowe oczy wpatrywały się w przestrzeń bezpośrednio przed nią.

Przytaknęła, rumieniąc się lekko, a on szybko się od niej odsunął.

-W porządku chłopaki, teraz będziemy łączyć się w pary. Znajdźcie swoich partnerów...

***

Claire wyszła z łazienki z cienkim ręcznikiem w kolorze liliowym, owiniętym wokół jej drobnego ciała, a drugi taki sam ręcznik wplątała we włosy na głowie.

Przeszukała swoją małą szafę w rogu jej małego pokoju w poszukiwaniu przypadkowego stroju, który mogłaby założyć na spotkanie watahy, które organizowała Alfa jej stada, Crescent Arc.

Wyciągnęła białą koszulę z długim rękawem i zieloną sukienkę, która była wykonana ze sztruksu i sięgała jej tuż nad kolana.

Po założeniu ubrań, wysuszyła włosy ręcznikiem i pozwoliła im swobodnie opaść na ramiona, aż do bioder.

Miała takie włosy, które zawsze pozostawały proste. Musiała używać lokówki, aby uzyskać takie włosy, jakie jej najlepsza przyjaciółka miała bez wysiłku i zazdrościła jej tej cechy.

-Clarice! Wychodzimy! - zawołała matka, a ona westchnęła, gdy zdała sobie sprawę, że nie ma czasu na rozczesanie kilku kołtunów ani na nałożenie odrobiny makijażu na swoje matowe policzki.

Wessała wargi i patrzyła, jak wyskakują, mając nadzieję, że staną się trochę pełniejsze, ale szybko wróciły kształtem do małego różowego dzióbka, przez co wydała z siebie kolejne westchnienie.

Lekko rozszerzyła oczy, próbując je rozbudzić, ale szybko wróciły do swojego podstawowego kształtu migdałów.

Wzruszyła ramionami, gdy zdała sobie sprawę, że te małe ruchy twarzy nic nie zmienią, i poczuła, że jej wilk robi się trochę niespokojny, co spowodowało, że jej szmaragdowo-zielone oczy zmieniły kolor na ciemniejszy, trochę jak sukienka, którą miała na sobie.

-Clarice!

Westchnęła, zanim szybko wybiegła ze swojego pokoju i w kierunku matki, która stała na dole schodów z poirytowanym wyrazem twarzy.

-Przepraszam! - Claire pisnęła, co sprawiło, że jej matka zachichotała, zanim lekko zmierzwiła jej włosy.

Matka Claire miała kasztanowe włosy, tak jak ona, podczas gdy jej ojciec miał bardziej brązowe włosy, oczy matki były bardziej podobne do sarny i miały kolor morskiego błękitu, a ona sama miała porcelanową skórę, podczas gdy Claire miała bardziej opaloną skórę, którą odziedziczyła po ojcu i w wyniku słońca.

-Chodźmy, kochane! - powiedział ojciec Claire, dołączając do nich na klatce schodowej, ubrany w czystą niebieską koszulę zapinaną na guziki i czarne dżinsy.

Wziął rękę swojej towarzyszki, a ich oczy szybko rozjaśniły się, gdy ich skóra się dotknęła, pokazując, że są ze sobą związani na całe życie.

Clarice była zachwycona siłą przyciągania towarzysza i nie ukrywała tego, patrząc mu głęboko w oczy, zanim powoli zaczęli wychodzić z domu i iść do watahy, gdzie miało się odbyć spotkanie.

-Czy wiesz, o co chodzi, Nathanielu? - Kim zapytała swojego męża, gdy powoli szli przez teren i w kierunku dużego domu.

Clarice szła za nimi, przysłuchując się ukradkiem ich rozmowie, mając nadzieję, że nie zauważyli jej podsłuchiwania.

-Mam pewien pomysł, ale mam nadzieję, że to nie jest to, o czym myślę… - urwał, gdy zauważył, że jego córka jest tuż za nimi, ze zdolnością słyszenia czegoś, czego nie była gotowa usłyszeć.

Zablokowali ją więc ze swoich głów i zaczęli łączyć się umysłami, co spowodowało, że Clarice przewróciła oczami z irytacją.

Zawsze sprawiali, że czuła się jak outsider, i traktowali ją jak dziecko. Nie była już dzieckiem.

-Witamy Nathaniela, witamy Kim i Claire.

Wszyscy trzej członkowie rodziny lekko pochylili głowy, gdy ich Beta powitał ich w domu watahy.

-Witaj, Beta Lance - Nathaniel przywitał go w imieniu ich wszystkich, a Beta uśmiechnął się ciepło, zanim zamknął za nimi drzwi.

Clarice poczuła, jak jej wilk zaczyna się w niej budzić, co sprawiło, że szybko zacisnęła dłonie w ciasne pięści. Biorąc pod uwagę że to pierwszy miesiąc, w którym się zmieniła, ona miała świeżego, nowego wilka i wciąż nie uzyskała pełnej kontroli nad swoją zmianą i obawiała się, że jej wilk wyjdzie przypadkowo.

-Wszystko w porządku, kochanie? - jej matka zapytała, kiedy szli w kierunku zgromadzenia. Claire skinęła szybko przed odwróceniem wzroku, potrzebował się na czymś skupić, aby utrzymać wilka w ryzach.

-To Alfa! - krzyknął ktoś, co spowodowało, że stado ucichło, a wszyscy szybko pochylili głowy w geście szacunku. Odgłosy szelestu i szurania butów po podłodze niosły się echem po całym pomieszczeniu.

-Witam wszystkich. Mam nadzieję, że wszyscy mieliście wspaniały dzień. Wiem, że to spotkanie zostało zwołane w ostatniej chwili, ale nie miałem innego wyboru, jak tylko zaplanować je od razu... - zrobił pauzę, gdy wszyscy zaczęli się prostować i podnosić głowy, by na niego spojrzeć.

Stał dumnie przed salą, jego oczy miały moc jak żadne inne, jego włosy były lekko posiwiałe u nasady, jego budowa była bardzo męska, a jego wzrost był na tyle wysoki, że Clarice była w stanie zobaczyć czubek jego czoła.

-O co tu chodzi, Alfo, jeśli wolno spytać? - zapytał go Beta Lance. Było to nieco dziwne dla stada, uświadomić sobie, że nawet Beta nie wiedziała, o co chodzi w tym spotkaniu. Musiało to więc być poważne.

-Cóż, jutro, w godzinach popołudniowych będziemy mieli gościa. Wszystko, o czym mnie poinformowano to to, że odwiedzi wszystkie wschodnie sfory. Tak więc odwiedził już Dark Crest, Red Blood, Opalescent Sparrow i my będziemy ostatnią watahą, którą odwiedzi - Alfa głęboko westchnął, gdy skończył, a wszyscy mogli wyczuć lekkie drżenie w jego głosie.

-Dlaczego on odwiedza? - zapytał przypadkowy członek watahy, co spowodowało, że wiele osób powiedziało “No właśnie”. Wybuchł szmer cichych rozmów..

-Uspokójcie się - rozkazał Alfa, co spowodowało, że wszyscy ucichli niemal w jednej chwili.

-Nie mam pojęcia, dlaczego on nas odwiedza. Rada were powiedziała tylko, że będzie odwiedzał wszystkie wschodnie sfory i że powinniśmy być gotowi.

-W porządku, ale kim on jest? - tym razem to Kim, matka Clarice, zadała pytanie, a wszyscy przytaknęli w odpowiedzi: wszyscy chcieli wiedzieć.

Nawet Clarice bardzo chciała wiedzieć.

-On jest Alfą wszystkich Wolf Borne. - W tym momencie szpilka mogłaby upaść i wszyscy, wilk czy nie, byliby w stanie to usłyszeć.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea