To nie mój Alfa - Okładka książki

To nie mój Alfa

BD Vyne

Rozdział drugi

Brooke

Mój oddech zatrzymał się na sekundę dłużej niż było to komfortowe.

Co było ze mną nie tak? Ten człowiek był bardziej Grizzly Adams niż Grizzly Adams.

Jego ciemna, zadbana broda sięgała mu do klatki piersiowej, a długie, czarne włosy opadały mu na ramiona.

Choć był tak surowo przystojny, to ta niesamowita para szarych oczu, mogła sprawić, że każda kobieta drżała.

Miały kolor ciemnych deszczowych chmur przed burzą z piorunami.

Jego usta były ułożone w coś, co jak zgaduję miało być uśmiechem, ale jego oczy, tliły się, przykuwając mój wzrok.

Jeden z mężczyzn stojących obok tego o niesamowitych oczach zdawał się w końcu wyrwać z tego transu, w jakim wszyscy się znajdowali.

- Oczywiście, że jest. Tędy.

Z szerokim uśmiechem na ustach, wskazał ręką kierunek, w którym miałam się udać.

Bez wahania, z radością powitałam odwrócenie uwagi od dużego, dominującego mężczyzny, który zdawał się wypełniać całą salę swoją obecnością.

Jego spojrzenie zawierało w sobie więcej ciepła i wiedzy, niż było mi wygodnie, a to tylko pogorszyło sprawę, że pozwoliłam sobie cieszyć się tą chwilą dłużej, niż powinnam.

Głęboki, rezonujący głos wypełnił pokój za nami i wydawało się, że zachęcił innych do kontynuowania rozmowy.

O dziwo, moje serce zaczęło bić szybciej, a po całym ciele rozeszło się ciepło.

Zdziwiło mnie to i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie mam przedwczesnych uderzeń gorąca.

Po tym jak pokazano mi pomieszczenia i skorzystałam z nich, spryskałam twarz wodą i przyłożyłam chłodną chusteczką do szyi.

Chłopcy musieliby skorzystać z bieżącej wody, zanim pójdziemy dalej, ale ja chciałam zatrzymać się tylko na chwilę w przestronnej toalecie.

W tej chwili było spokojnie, poza stłumionymi śmiechami i głośnymi rozmowami, które dobiegały spoza pomieszczenia.

Zmęczenie deptało mi po piętach i walczyłam z całych sił, by utrzymać je na wodzy. Mojemu ciału i umysłowi brakowało snu, który był niezbędny do normalnego funkcjonowania.

Niestety, tak było od czasu, gdy Mark został zdiagnozowany.

Sen był luksusem.

Czując, że mam trochę lepiej poukładane w głowie, wyszłam z toalety i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.

Stały strumień rozmawiających głosów sprawił, że poczułam się pewniej wychodząc i zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie byłam aż tak interesująca.

Nie chodziło o to, że nie jestem z natury pewną siebie osobą, po prostu nie funkcjonowałam jak moja normalna jaźń.

Im bardziej jestem zmęczona, tym bardziej niedorzeczne są moje słowa i zachowanie.

- Przepraszam panią.

Kto inny wjechałby w środek pustkowia dla kaprysu, tak dla zabawy? I zobacz, gdzie nas to zaprowadziło!

Jesteśmy w jakimś dziwnym, ukrytym mieście w górach, zmuszeni do skorzystania z toalety w domu jakiegoś nieznajomego, bo najbliższa jest osiem godzin drogi stąd.

Komu jeszcze przytrafiają się takie rzeczy?

W tym momencie dotarło do mnie, że brakuje mi manier.

Z pewnością dziękujesz osobie, która pozwoliła ci wtargnąć do jej domu, aby skorzystać z toalety, prawda? Jaka jest etykieta w tej kwestii?

Zwłaszcza, gdy wygląda na to, że mają jakieś przyjęcie.

Czy mam po prostu podejść i powiedzieć Hej, dzięki za możliwość skorzystania z toalety?

A gdybym to zrobiła, komu z nich bym podziękowała? Oni wszyscy wydawali się tam pasować.

No, może nie Grizzly Adams tak bardzo jak inni, ale z pewnością był tam obecny.

Myśl o nim spowodowała małe dreszcze na mojej skórze.

Potrzebuję snu.

Kiedy jakaś ręka dotknęła mojego ramienia przez koszulę, zaskoczyło mnie to.

Byłam tak całkowicie pochłonięta własnymi myślami, że nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś jest blisko mnie.

Mały dreszcz przeszedł w prąd, który przeskoczył przez moje ramię aż do koniuszków palców.

Odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z osobą, która zatrzymała moje rozmyślania i wywołała te piękne mrowienia, które rozchodziły się po moim ciele.

Moje usta wciąż były otwarte od energii, która wciąż kipiała z miejsca, gdzie jego palce ogrzewały moją skórę przez bluzkę.

Przez chwilę mogłam się tylko gapić, zanim coś w moim mózgu połączyło się z moimi funkcjami cielesnymi.

- Och, gdzie są moje maniery?

Moja głowa zareagowała szybciej niż moje ciało. Jego szare oczy wwierciły się we mnie, a ja chciałam, żeby moje stopy odsunęły się od niego, żeby przerwać kontakt.

- Proszę podziękować… uch, cóż… ktokolwiek pozwolił nam korzystać z udogodnień. Nie mogę wystarczająco podziękować za to, że pozwolono nam złapać oddech i skorzystać z toalety.

Uśmiechnęłam się lekko. - Mogę sobie wyobrazić jak niekonwencjonalne jest przyjmowanie gości z tak daleka.

Jego oczy utrzymywały ten sam uśmiech, co usta. Był szeroki i pełen białych zębów, gdy kiwnął głową w moją stronę.

- Całkiem niekonwencjonalne, ale zdecydowanie nie jest niemile widziane.

- Cóż, to strasznie miło z twojej strony, że tak mówisz.

Poczułam jak moja twarz się czerwieni, jakby rumieniec zaczął pełzać po moich policzkach. Intensywność w jego spojrzeniu z pewnością mogła być tego przyczyną.

Jeden błąd prowadził do drugiego i wyciągnęłam rękę. - Nazywam się Brooke Marlin.

Zanim zacisnął moją dłoń w swojej, spojrzał na nią nieco zaciekawiony.

Jego ręka przesunęła się do przodu tak szybko, że przegapiłam ten ruch, aż poczułam, jak całe moje ciało zadrżało od kontaktu.

Rumieniec, który pojawił się na moich policzkach, zalał całe moje ciało, jakbym została naznaczona jego dotykiem.

Wpadłam w panikę, mój mózg był przytłoczony zmęczeniem i szokiem.

Odrywając swoją dłoń od jego, byłam zaniepokojona, że kontakt nie został przerwany.

Obie jego ręce były teraz owinięte wokół mojej, zamykając ją całkowicie w swojej.

- Miło mi cię poznać, Brooke.

Pozwolił, by moje imię przetoczyło się przez jego usta jak doświadczenie krytyka kulinarnego nad pięciogwiazdkowym fine dining.

Jak coś takiego może wysłać fale uderzające we mnie było poza mną.

Małe westchnienie wymknęło mi się, zanim zacisnęłam drugą rękę na ustach, przerażona tym dźwiękiem i modląc się, żeby nikt inny go nie usłyszał.

Co się ze mną działo? A tak, brak snu.

Te absurdalne rzeczy i dziwne zachowania, są normalne, gdy brakuje snu.

Dziecięce głosy dotarły do mnie, gdy drzwi frontowe otworzyły się i moi chłopcy pobiegli w moją stronę.

Uwalniając moją rękę od jego ograniczenia, uklęknąłem, aby złapać ich w uścisku, gdy biegli na mnie na pełnym gazie.

Mój najstarszy nie był małym dzieckiem, a ciężar ich obu prawie powalił mnie na podłogę.

Ciepła dłoń na moich plecach powstrzymała mnie od utraty pozycji pionowej i wysłała przeze mnie kolejny strumień ciepła. Naprawdę potrzebuję snu.

Śmiałam się z ich wybryków, starając się ignorować ciepło na moich plecach.

- A to... - powiedziałam, wstając i mierzwiąc ich włosy - to są moje największe dary radości, i frustracji.

Oboje zachichotali, gdy uszczypnęłam ich nosy.

Gdy zaczęli gonić się nawzajem wokół moich nóg, złapałam każdego z nich za rękę, aby zapobiec ich gonitwie za sobą.

Mężczyzna przede mną obserwował nas z rozbawionym błyskiem w oczach i ciekawością, której nie mogłam zgłębić.

- To są Aaron i Hayden. Aaron i Hayden, to jest...

Wtedy właśnie dotarło do mnie, że nie podał mi swojego imienia.

Ten wielki, górski mężczyzna pochylił się do ich poziomu, jego wielka, masywna rama odmawiała pomniejszenia swoich rozmiarów.

- Miło mi was poznać. Jestem Slate.

- Miło poznać - zaraz, co? - Hayden ściągnął brwi razem, próbując ustalić, czy to, co usłyszał, było dokładne - Masz na myśli jak ten zły facet, z którym walczy Robin?

Slate spojrzał w górę na mnie, pytanie zapisane na jego twarzy.

- Och - zaśmiałam się. - On mówi o Robin, z Batman i Robin - powiedziałam, wyjaśniając mu skojarzenie mojego młodszego syna.

Ścisnęłam małą rękę Haydena w mojej, zachęcając go, aby spojrzał na mnie i pochylając się.

- Nie, kochanie. On nazywa się Slate, nie Slade. Robin nie ściga pana Slate'a.- przynajmniej tak mi się wydawało. Uśmiechnęłam się do niego.

- Och, rozumiem. Ale, hmm...

Pozwolił, by palec uderzył o jego podbródek na minutę, jak gdyby w głębokiej kontemplacji o problemach świata podczas mierzenia wzrokiem człowieka przed nim.

W końcu jego oczy zalśniły, gdy się rozszerzyły.

- Ale może Slate pracuje z Robin, aby złapać złych facetów. Może on jest superbohaterem.

Potrząsając głową, mogłam teraz zobaczyć, jak lata podziwiania superbohaterów skorumpowały umysł mojego syna.

- Tak - to słowo, nie będąc pewna, jak daleko w to pójść. - Niech tak będzie.

Slate, superbohater?

Puściłam jego dłoń i zwróciłam wzrok z powrotem na Slate'a, próbując spojrzeć na niego jak pięciolatek wyobrażający sobie superbohatera.

Moc, którą ten człowiek emitował, nawet się nie starając, poczucie bezpieczeństwa, które można poczuć w jego pobliżu, siła i determinacja, które z niego emanowały, oraz seksualna sprawność, która wypływała z jego istoty, wszystko to wydawało się pasować, prawda?

Czekaj! Seksualna sprawność? Czy to była cecha superbohatera?

Drzwi wejściowe otworzyły się powoli, a ja mogłam tylko dostrzec szuranie stóp ubranych w tenisówki.

Jego ruchy były zawsze trochę bardziej przemyślane... trochę bardziej ostrożne.

- Brooke?

Uśmiech, który nosił, gdy odwróciłam się do niego, wydawał się lepszy niż chwile wcześniej, a ja byłam wdzięczna.

Wdzięczna, że jego twarz nie nosiła już bólu, który zaczynał odczuwać, zanim dotarliśmy tutaj.

Uśmiech ulgi zagościł na mojej twarzy.

- Mark! - mogłabym pójść do niego, gdyby nie rozbrykani chłopcy u mojego boku.

- Chodź poznać pana, em, Slate’a.

Odwracając się do Slate’a, zauważyłam wyraz zaskoczenia, który przebiegł jego rysy, zanim zauważyłam, że jego oczy przyjęły ciemniejszy odcień szarości.

Wyraz jego twarzy stał się jeszcze mroczniejszy niż przekazywały jego oczy.

- Wszystko w porządku?

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea