Scarlett - Okładka książki

Scarlett

L.E. Bridgstock

Zemsta i romans

SCARLETT

Wampiry i Nadprzyrodzeni.

To nie może być przypadek… prawda?

– Czytasz coś ciekawego? – zapytałam tak spokojnie, jak tylko mogłam.

– Tylko coś do szkoły – powiedział, wsuwając książkę do plecaka. – Żadnej więcej kawy dla mnie. Będę na nogach całą noc.

Przerzucił torbę przez ramię i podniósł się ze swojego miejsca, zatrzymując moje spojrzenie swoimi głęboko brązowymi oczami.

Były przeszywające.

Gniewne.

Jego wzrost już nie był już czymś, co można było podziwiać. Stał się czymś, czego należało się bać.

I gdyby próbował zaatakować mnie, musiałabym liczyć się z rozpiętością jego ramion.

– Dziękuję – powiedział, wyciągając zmiętego piątaka.

Cofnęłam rękę.

Lodowata skóra to znak rozpoznawczy wampirów.

– Zostaw to na stole – wskazałam, odmawiając przerwania kontaktu wzrokowego.

– Pasuje do ciebie. – Położył banknot obok pustego kubka.

Następnie zrobił krok w moją stronę.

Zacisnęłam pięści, gotowa udaremnić ewentualny atak.

Ale ku mojemu zaskoczeniu, jego stopy wciąż się przesuwały, aż do momentu, gdy wpatrywałam się w jego plecy.

Dzięki Bogu.

Ulga przepłynęła przeze mnie.

Przepchnął się przez szklane drzwi knajpy. Wydałam z siebie gwałtowny wydech, gdy odpalił motocykl i zniknął z pola widzenia.

Był czas, kiedy byłam młodsza, kiedy zabiłabym go na miejscu tylko za posiadanie książki o moim gatunku.

Wtedy świat był mniejszy, a ludzie o wiele bardziej przesądni.

Obawiano się zjawisk nadprzyrodzonych, a nie romantyzowano je i gloryfikowano, jak to ma miejsce w dzisiejszych książkach i filmach.

Więc Nick miał szczęście.

Uszedł z życiem, tym razem.

Ale jeśli znów się tu pojawi... nie wiadomo, co zrobię.

NICK

Zabiję go.

Tak jak powinienem był to zrobić wczoraj.

Wampiry to bezduszne stworzenia, które zasługują na śmierć, a ja jestem świetnie wyszkolony, by je zabijać.

Więcej nie dam się nabrać temu krwiopijcy.

Odjeżdżając z restauracji na motocyklu, ignorowałem każde czerwone światło stopu, które próbowało mnie spowolnić.

W ciągu dziesięciu minut zatrzymałem się przed domem, który odwiedziłem poprzedniej nocy.

Skierowałem się do drzwi wejściowych.

Nie zamierzałem czynić mu zaszczytu ponownego pukania.

Nie ma mowy.

Wyciągnąłem drewniany kołek z kieszeni i wbiłem go w okno.

Włożyłem rękę przez szparę, rozcinając sobie skórę na poszarpanym szkle.

Adrenalina zmieszana z kofeiną zdołała odwrócić moją uwagę od bólu... przynajmniej na razie.

Sięgnąłem ręką na drugą stronę, odkręciłem zamek w drzwiach od wewnątrz i przekręciłem klamkę. Wsunąłem kołek z powrotem do dżinsów, gdy drzwi się otworzyły.

Był tam, czekając na mnie po drugiej stronie, jego blada skóra praktycznie rozświetlała ciemny pokój.

W jego wrzecionowatych dłoniach tkwił pistolet.

Więc… spodziewał się mnie.

– Oscar – warknąłem.

– Witaj, Nick – powiedział. – Miło, że złożyłeś mi kolejną wizytę.

Starałem się utrzymać wzrok na jego twarzy, zamiast wpatrywać się w lufę.

– Gdzie jest Darren?

– Ile razy mam ci powtarzać? Nie wiem, gdzie on jest, Nick.

– Cóż, wszyscy, których wyłuskałem z tylnej alejki tego obrzydliwego klubu, mówią, że widzieli cię z nim. Więc powiedz mi, gdzie jest mój brat, ty krwiopijco!

– 'Krwiopijca...' Czy to najlepsze, co masz? – parsknął Oscar.

I wtedy to zobaczyłem.

Jego palec zaciskający się wokół spustu.

Zanim zdążył go nacisnąć, usunąłem się z drogi.

Próbował namierzyć mnie lufą i oddał strzał, ale uniknąłem go. Skoczyłem z powrotem na nogi i zaszarżowałem w jego stronę.

Zamachnął się ręką i broń zderzyła się z moją żuchwą.

Szybko się jednak pozbierałem, chwyciłem go za nadgarstek i wykręciłem go między swoimi dłońmi, próbując wyrwać mu broń z rąk.

Drugą ręką chwycił mnie za twarz, obnażając kły, by odwrócić moją uwagę.

Wbijając łokieć w jego brzuch, udało mi się go osłabić na tyle, by móc chwycić broń.

Złapałem Oscara w uścisk.

– To twoja ostatnia szansa – powiedziałem, odzyskując przewagę.

– Powiedziałem ci już wszystko, co wiem – zadygotał nabierając powietrza. – Idź do Coffee Stop.

– Poszedłem tam – powiedziałem. – Siedziałem tam przez wiele godzin i żaden z twoich ludzi nie przyszedł na spotkanie ze mną.

– To nie jest ktoś z moich ludzi – zakaszlał. – Powinieneś szukać.

Opuściłem korek broni.

– Więc kto to jest? – splunąłem, ale wciąż nie odpowiadał, więc pociągnąłem za spust, posyłając kulę przez jego ramię.

Wiedziałem, że to go nie zabije. Żadna kula by tego nie zrobiła. Ale będzie bolało jak cholera.

Tak jak oczekiwałem, zawodził teraz z bólu.

– KTO? – krzyknąłem, zagłuszając jego krzyki.

Rozluźniłem chwyt na jego szyi, by mógł mówić.

– Ta czerwona – powiedział w końcu. – Nie znam jej wybranego imienia. Ale ona jest tą, której szukasz.

– Masz na myśli... kelnerkę? – zapytałem, wciskając lufę pistoletu głębiej w jego czaszkę.

Przytaknął.

– Dlaczego miałaby wiedzieć cokolwiek o Darrenie?

– Ponieważ ona jest jedną z naszego gatunku, choć lubi udawać, że nie jest – powiedział. – Jest wampirem.

Wpatrywałem się w niego, gdy jego słowa zakorzeniały się w moim umyśle.

Co?

Czy to mogła być prawda?

Było w niej coś, co wydawało się... inne. Była łatwa do zapamiętania.

Musiałem uważnie obserwować kelnerkę.

Ale przede wszystkim, musiałem zająć się Oscarem.

Bez zastanowienia zrzuciłem jego ciało na podłogę, stanąłem nad nim, przycisnąłem go do ziemi moimi butami ze stalowymi czubkami i wbiłem mu kołek w serce.

I nie czułem ani grama winy, że to zrobiłem.

SCARLETT

Był późny piątkowy wieczór. Stoły wciąż były wypełnione odurzonymi ludźmi, którzy krzyczeli, śmiali się i zajadali się późnymi naleśnikami.

Ale nie musiałam nawet podnosić wzroku z mojego notatnika, żeby zauważyć, kiedy on wślizgnął się do środka.

Pęd powietrza na zewnątrz przeniósł zapach Nicka w moją stronę...

Wrócił.

Dlaczego do cholery wrócił?

Zamarłam na chwilę, zanim kontynuowałam sprawdzanie zamówienia z grupą klientów.

Trzymałam głowę pochyloną w dół, gdy szłam z powrotem w kierunku lady, ale on wkroczył na moją drogę, zatrzymując mnie w pół kroku.

Spojrzałam w górę na jego twarz.

Co do…?

Wyglądał, jakby został pobity. Mocno.

Długie cięcie biegło wzdłuż jego policzka, przesłaniając siniaka na szczęce.

– Co się sta…?

Nie mogłam mówić.

Częściowo dlatego, że byłam w szoku, a częściowo dlatego, że rana potęgowała zapach jego krwi.

I mimo, że byłam wciąż nasycona po ostatnim karmieniu, jego zapach był nie do odparcia. Był bardziej kuszący niż u większości śmiertelników. Nie pomagało mi też to, że jego twarz i ciało również były niesamowicie... apetyczne.

Musiałam się powstrzymać przed oblizaniem warg.

– Nic ci nie jest? – w końcu wykrztusiłam.

– Tak, nic mi nie jest – odpowiedział. – Nie ma się czym martwić.

– Co się stało? – zapytałam, ciekawość wygrała.

On postawił na zakłopotany wyraz. – Wybrałem walkę z osobami, z którymi nie powinienem. Ale powinnaś zobaczyć jak wygląda ten drugi.

– Oczywiście – powiedziałam sarkastycznie. – Kiedy to powiedzenie umrze?

– Mam nadzieję, że wraz ze wszystkimi głupimi mężczyznami, którzy wszczynają bójki – powiedział z uśmiechem. Zdałam sobie sprawę, że był to pierwszy uśmiech, jaki kiedykolwiek mi posłał.

– Co mogę ci podać? – zapytałam, wchodząc w moją utartą rolę kelnerki, aby przestać myśleć o jego uśmiechu.

I jego krwi.

Zamrugał, złapany z zaskoczenia moją nagłą zmianą tematu.

– Kawę na wynos, chyba.

Ciesząc się z każdej wymówki, by oddalić się od jego zapachu, schowałam się za ladą i nalałam trochę kawy do styropianowego kubka.

Postawiłam go przed nim, ale nie podniósł go.

Zamiast tego, odchrząknął. – Scarlett.

– Tak? – Przesunęłam butami po podłodze, czekając na kolejne uderzenie jego zapachu.

– Przyszedłem tu też z innego powodu – zaczął powoli. – Może to nie jest najlepszy moment, z... tym wszystkim.

Gestem wskazał na swoją poobijaną twarz, a potem na zatłoczoną restaurację.

– Ale właściwie zastanawiałem się, czy może chciałabyś kiedyś zjeść ze mną kolację.

– Och – powiedziałam, szczerze zaskoczona.

Czy on zaprasza mnie na….randkę?

Tego się nie spodziewałam.

Mój umysł usilnie poszukiwał odpowiedzi, niepewny jak zareagować.

Może on naprawdę był tylko studentem, który się we mnie podkochiwał. Czy to byłoby złe gdybym spędziła wieczór poznając go lepiej?

Oczywiście, że to byłoby złe.

A poza tym, żyłam wystarczająco długo, by wiedzieć, że prawda często leży w ciemności. Więc pewnie mnie wrabiał, wabił w jakąś pułapkę, którą sam wymyślił.

Jeśli tak, to dlaczego?

Dla kogo on pracuje?

Kto chce mojej śmierci?

Musiałam się tego dowiedzieć.

– Przepraszam – powiedział, przerywając moje wirujące myśli. – Nie chciałem stawiać cię w niezręcznej pozycji. Pójdę już.

Odwrócił się, aby odejść, ale zawołałam za nim.

– Nick, poczekaj – wymamrotałam. – Z przyjemnością spotkałabym się z tobą na kolacji.

– Ooooo – pisnął jeden z moich pijanych klientów. – Nasza kelnerka idzie na randkę!

Potrząsnęłam głową.

– A teraz wynoś się stąd – powiedziałam do Nicka. – Wywołujesz scenę.

Bez kolejnego słowa, odwrócił się w stronę drzwi. I kiedy patrzyłam jak odchodzi, zastanawiałam się czy podjęłam dobrą decyzję.

Wiecie, co mówią...

Trzymajcie swoich przyjaciół blisko.

I chodźcie na randki ze swoimi wrogami?

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea