Niecodzienny bohater - Okładka książki

Niecodzienny bohater

Jessie F Royle

Rozdział 2

Przez cały czas, gdy zespół gra, trudno mi oderwać od niego wzrok.

Obserwuję, jak fachowo pracuje nad strunami gitary, jak jego włosy opadają mu na twarz i jak przejeżdża po nich palcami, żeby je odsunąć.

– Łał, ktoś się wciągnął – głos Desiree przebija się przez moje marzenia.

– Hmm? C… co?

– Dokładnie to.

– On jest po prostu taki...

– Seksowny, mroczny, tajemniczy, utalentowany, a nie jak niedojrzały chłopak z liceum? Tak, wiem.

– Tylko nie wiem, czy mam odwagę tak po prostu podejść i z nim porozmawiać. Pewnie nie jest zainteresowany młodszymi dziewczynami.

– Ma kutasa, prawda? Zaufaj mi. Będzie zainteresowany, Syd. Wyglądasz dzisiaj bardzo gorąco.

– Może jest w nim coś więcej niż to – mówię.

– Och, spójrz na siebie. Już go bronisz, a nawet jeszcze z nim nie rozmawiałaś.

– To głównie myślenie życzeniowe. Spodziewam się najgorszego.

– Hej, skończ z tym gównem, Sydney. Naprawdę musisz mieć do siebie trochę więcej zaufania. Jesteś piękna, inteligentna, miła i trochę wszystkiego innego. Każdy facet byłby szczęśliwy, gdybyś zwróciła na niego uwagę.

Czuję, że rumienię się na jej komplement, ale nie mogę znaleźć słów, aby odpowiedzieć. Nie muszę jednak, bo muzyka się zatrzymuje, a salę wypełniają głośne oklaski.

– Dzięki. Zamierzamy zrobić sobie teraz przerwę. Wrócimy za pół godziny – mówi do mikrofonu główny wokalista.

Zespół odkłada swoje instrumenty i zaczyna kierować się w stronę boku sceny.

– Chodź, Syd, idziemy – mówi Desiree, podnosząc się szybko na nogi. – Pokonajmy tłum.

Zostaję na miejscu, czując się bardzo nerwowo. Desiree wzdycha i ciągnie mnie niecierpliwie za moje ramię.

– Chodź tu, ty kurczaku.

Wzdycham z rezygnacją i pozwalam jej ciągnąć mnie w kierunku schodzącego ze sceny zespołu. Desiree puszcza moją rękę akurat w momencie, gdy wpadam na przechodnia.

– Przepraszam… – mamroczę do osoby, która już dawno odeszła.

Kiedy się odwracam, wpadam prosto na inną osobę, a siła uderzenia jest na tyle duża, że powala mnie na mój tyłek.

– Auć – jęczę.

Twardy beton jest bezlitosny.

– O cholera! Tak mi przykro. Pozwól, że pomogę ci wstać – mówi głos z góry, a ja widzę pojawiającą się przed moją twarzą rękę.

Moje oczy spoglądają w górę, aby zobaczyć przyczynę mojego bólu. Prawie wylatują mi z głowy, kiedy widzę jego twarz. To on! Jest wyższy niż wygląda na scenie.

– Um… uh… dzięki – udaje mi się powiedzieć, gdy biorę jego rękę.

Ciągnie mnie do góry bez praktycznie żadnego wysiłku. Czuję, jak moje policzki płoną w upokorzeniu. Czy ja muszę być taką niezdarą?! Jego dłoń jest jednak ciepła i lekko zgrubiała.

To powoduje mrowienie skóry na mojej dłoni.

– Tak mi przykro. Nie patrzyłam, gdzie idę – mruczę.

Jego oczy są ciepłe. Uśmiecha się do mnie i miękko chichocze.

– Żaden problem, też nie zwróciłem uwagi – mówi, choć jestem pewna, że to tylko po to, aby zrobiło mi się lepiej.

Wpatruję się w niego z powrotem, nie chcąc, żeby poszedł, i staram się myśleć o czymś, co mogłabym powiedzieć, zanim to zrobi.

– Hej, jesteś w zespole – mówię, próbując utrzymać równowagę.

Kiwa głową.

– Tak. Podoba ci się występ?

– Bardzo.

Dobra, może uda mi się sprawić, że potrwa to trochę dłużej.

– Nie słyszałam o was przed dzisiejszym wieczorem, ale moja przyjaciółka powiedziała, że słyszała, że jesteście nieźli – dodaję.

– I zgadzasz się z tą oceną? – pyta, uśmiechając się do mnie.

– Myślę, że jesteście niesamowici. Uważam, że powinnam była usłyszeć o was przed dzisiejszym wieczorem.

– Cóż, dziękuję. Jesteśmy tutaj całkiem nowi, gramy od zaledwie kilku miesięcy. Dołączyłem do zespołu w maju. Podobno wcześniej grali tylko w małych pubach. To pewnie dlatego nikt nie słyszał o nas przed tym latem.

– Wygląda na to, że zbudowaliście już całkiem sporą bazę fanów, więc nie minie wiele czasu, zanim zarezerwujecie większe koncerty.

Jasne, Syd, przymilaj się dalej, co? Na szczęście śmieje się w odpowiedzi.

– Mamy nadzieję. To nasz cel.

Po prostu przytakuję. Nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Gdzie jest w ogóle Desiree? Rozglądam się i dostrzegam ją zaledwie kilka metrów dalej, rozmawiającą z głównym wokalistą.

– A więc, jak masz na imię? – pyta mnie nagle, biorąc mnie z zaskoczenia.

– Na imię?

Ładnie!

– Tak, chciałbym wiedzieć, dla kogo kupuję drinka.

Co?

– Um...

On się śmieje. O kurde, to taki seksowny dźwięk.

– Mam na imię...

Sydney czy Jane?

– Sydney – decyduję.

– Miło cię poznać, Sydney. Jestem Conrad.

Conrad. Westchnienie.

– Miło cię poznać, Conrad – mówię i uśmiecham się do niego promiennie.

– A więc, co do tego drinka...

Wskazuje mi gestem drogę w kierunku baru. Zaczynam tam iść i czuję, że podąża blisko za mną, naprawdę blisko. Czuję coś dziwnego w żołądku.

Nie mogę uwierzyć w to, że to się dzieje. Bierzemy miejsce obok siebie, przy barze, a Conrad wskazuje na barmana, który szybko do nas podchodzi.

– A więc, Sydney, którego byś chciała? – pyta mnie.

– Jakiegokolwiek – mówię mu.

Nie bardzo chcę zamawiać jakieś wymyślne drinki, które Des i ja piłyśmy wcześniej.

– W porządku. Zobaczmy...

Marszczy brwi, jakby naprawdę się nad tym zastanawiał, zanim się uśmiechnie i zwróci się w stronę barmana, który czeka cierpliwie pomimo tłumu.

– Jimmy, weźmiemy dwie tequile oraz dwa piwa, proszę.

Tequile? Rany!

– Robi się. – Barman o imieniu Jimmy kiwa do nas głową przed przystąpieniem do pracy.

Conrad odwraca się do mnie, gdy czekamy, z ciekawskim spojrzeniem i wyrazem twarzy. Czuję, jak moja twarz ogrzewa się pod jego spojrzeniem.

– A więc, Sydney, ile tak właściwie masz lat? – pyta.

Nie osiemnaście.

– Dwadzieścia jeden? – odpowiadam mu, a on się śmieje.

– Czy to jest pytanie?

– Nie… Nie, mam dwadzieścia jeden.

Przytakuje, ale coś na jego twarzy mówi mi, że nie udało mi się jednak go do końca oszukać.

– Powiedziałaś, że nie widziałaś nigdy wcześniej jak gramy? To chyba oznacza, że nie przychodzisz tu często?

– Nie. To jest mój pierwszy raz tutaj.

– Tak? Gdzie zwykle wychodzisz, żeby się zabawić?

Nie wiem, czy on mnie teraz testuje, czy jest po prostu dociekliwy. Problem w tym, że nie mam dobrej odpowiedzi.

– Nie wychodzę zbyt często, tak szczerze mówiąc – przyznaję – Nie jestem aż tak wielką fanką takich miejsc.

– Myślę, że to dobrze. Co więc robisz dla zabawy? Jeśli nie bary...

– Większość lata spędziłam, pracując. Kiedy tego nie robiłam, spędzałam dużo czasu na czytaniu. Nie jestem zbyt interesująca, jak sądzę. Wyciągnęła mnie tu dziś wieczorem moja przyjaciółka, Des.

– Czytaniu, co? To odświeżające. Sam spędzam na tym bardzo dużo czasu. Co obecnie czytasz?

Właśnie w momencie, gdy mam mu odpowiedzieć, napoje zostają postawione przed nami. Conrad wręcza Jimmy'emu trochę gotówki i stawia przede mną jedną ze szklanek.

– Możesz to zrobić tak, czy potrzebujemy limonki i soli? – pyta.

– Nie piję zbyt dużo...

– A więc z limonką i solą. – Śmieje się i sięga ręką w stronę baru, skąd podnosi dwie limonki oraz sól.

Przyglądam mu się z ciekawością, a on mnie na tym łapie.

– Znają mnie tutaj, bez obaw. Dobra, Sydney, wiesz, co robić, prawda?

– Nie piję zbyt często, ale wiem, jak działa tequila. – Uśmiecham się.

– Tylko sprawdzam. Możemy?

Oblizuje bok swojej dłoni i posypuje nią sól, po czym mi ją podaje, a ja robię to samo.

– Ok, gotowa? Dawaj – mówi głośno.

Robimy to w tym samym czasie; jednak podczas gdy on zachowuje spokojną twarz, moja wykręca się w obrzydzeniu.

– Och, to jest straszne – jęczę, kręcąc głową.

Conrad zaczyna się ze mnie śmiać, coś, co robił często, odkąd go poznałam.

– Mówiłam ci, że nie piję zbyt często.

– Widzę, ale wiesz co? To nie jest zła rzecz.

Sposób, w jaki się na mnie teraz gapi, wysyła elektryczne mrowienie w górę mojego kręgosłupa, a moje dłonie zaczynają się pocić.

Mam problemy z utrzymaniem z nim kontaktu wzrokowego, ponieważ za każdym razem, gdy patrzę mu w oczy, moje policzki stają się ciepłe. Conrad popycha w moją stronę piwo.

– Masz, popraw sobie po tym – proponuje.

Biorę butelkę i biorę łyk. Nie jest to zbyt straszne, ale nadal nie byłoby moim pierwszym wyborem. Och, dobrze, wypiję to, ponieważ Conrad był na tyle uprzejmy, aby to dla mnie kupić.

– Nie musisz tego pić, jeśli ci nie smakuje – mówi nagle, gdy podnoszę butelkę do ust po kolejny łyk.

– Nie, smakuje mi – mówię.

– Nie, nie smakuje. Mogę to stwierdzić. Po prostu powiedz mi, co lubisz, Syd – nalega.

Wiem, że mówi o napoju, ale słowa wychodzące z jego ust sprawiają wrażenie, jakby miały ukryte znaczenie, co również mi się podoba.

– Nie, naprawdę, jest w porządku.

– Kiedy dziewczyna mówi, że jest dobrze, rzadko ma to na myśli.

Nagle sięga po butelkę z mojej ręki i odstawia ją na barek. Nie odrywa ode mnie wzroku, gdy ponownie przywołuje do nas Jimmy'ego.

– Jimmy, ta pani potrzebuje czegoś trochę... łatwiejszego do przełknięcia.

– Myślę, że mogę to zrobić – odpowiada Jimmy.

Obserwuję, jak barman zaczyna chwytać kilka przypadkowych butelek, mieszając trochę tego i tamtego, zanim wstrząśnie wszystko z lodem i wleje fioletowy płyn do szklanki.

Przynosi ją do nas i stawia przede mną.

– Spróbuj tego – mówi Jimmy.

Conrad obserwuje mnie z uśmiechem, gdy biorę szklankę i wciągam słomkę do ust. Biorę łyk, a potem kolejny.

– Dobre? – pyta Conrad.

– Smakuje jak Jolly Rancher – mówię, biorąc kolejny łyk.

– Dzięki, Jim – mówi Conrad, wręczając mu kolejny rachunek.

– Naprawdę nie musiałeś tego robić.

– Chciałem.

Spotykam wtedy jego spojrzenie i utrzymuję je przez sekundę. Jego oczy są tak głębokie i ciemne, że praktycznie mnie hipnotyzują. Bojąc się, że za bardzo się gapię, odwracam się już po chwili.

Ze sceny dobiega jakiś dźwięk i odwracamy się, aby zobaczyć wracającą na scenę resztę zespołu.

– Cóż, chyba już na mnie czas. Zostajesz do końca koncertu?

– Nie przegapiłabym tego – odpowiadam mu, czując rozczarowanie, że nasz wspólny czas dobiegł końca.

– Świetnie. Przyjdź do mnie po wszystkim, dobrze?

Co? Tego się nie spodziewałam.

– Naprawdę? – udaje mi się powiedzieć.

– Tak. Dlaczego nie?

– Okej.

– Obiecujesz?

– Obiecuję – zapewniam go, próbując ukryć moje rosnące podniecenie.

– Lepiej dotrzymaj obietnicy – mówi, błyskając mi szerokim uśmiechem przed podniesieniem swojego piwa i ruszeniem w kierunku sceny.

Stoję tam, patrząc za nim jak idiotka, kiedy widzę idącą w moją stronę Desiree. Jej twarz jest rozświetlona.

– O mój Boże, opowiedz mi wszystko – praktycznie krzyczy.

– Nie ma wiele do opowiadania. Kupił mi kilka drinków i trochę pogadaliśmy.

– Gówno prawda. Z miejsca, w którym patrzyłam, wyglądało to tak, jakby toczył się tam jakiś poważny flirt.

– Nic o czymś takim nie wiem.

– Proszę cię, Syd. Albo kłamiesz, albo naprawdę nie umiesz dobrze odczytywać sygnałów.

– Ok, może trochę. Nie wiem.

– A więc to tak.

– Chce, żebym go znalazła po koncercie – przyznaję.

Desiree smaga mnie po ramieniu.

– Ała.

– Jeśli to nie był wyraźny sygnał, to nie wiem już, co nim jest. To bardziej, niż świetnie, bo rozmawiałam z głównym wokalistą, Harrisonem, a on poprosił mnie o to samo. Wygląda na to, że udało się nam obu.

– Jestem zdenerwowana. Boże, Des, oni są o tyle starsi od nas. Co się może stać? Conrad myśli, że mam dwadzieścia jeden lat.

– Och, a więc ma na imię Conrad? Podoba mi się. Pasuje do niego. Zresztą, co z tego, że są starsi? To tylko trochę zabawy na koniec lata.

– Nie mówimy tu o długoterminowych sprawach, Syd. Za tydzień wrócimy do szkoły i pewnie już ich nawet nie zobaczymy.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea