Splątane umysły - Okładka książki

Splątane umysły

Cassandra Rock

Rozdział 2

ELAINA

– Pospiesz się, kochanie. Musimy wyjść. – Mama mnie poganiała, ale nie miałam pojęcia, dlaczego. Wszystko było w porządku, kiedy kładłam się spać. Zawsze wszystko było w porządku.

Przyglądam się z łóżka, jak mama wkłada jakieś moje ciuchy do walizki, ale jedyne, co byłam w stanie powiedzieć, to: – Wyjeżdżamy, mamusiu?

Spojrzała na mnie, a jej wyraz twarzy mnie przeraził. Wyglądała na przestraszoną. Jeśli mama się bała, to ja też powinnam. To ona była tą, która miała mnie chronić.

– Tylko na chwilę.

– Ale dlaczego? Nie chcę iść.

~Szybko chwyciłam z łóżka wypchanego króliczka i ścisnęłam go mocno w ramionach. Jeśli byłam zmuszona do opuszczenia domu, jako czteroletnie dziecko, potrzebowałam mojego pluszowego króliczka.

– Obiecuję, że pewnego dnia będzie to w końcu miało sens. - Mama uspokoiła mnie, a potem wzięła mnie za rękę i sprowadziła w piżamie na dół.

~Stała tam już jedna walizka.To musiała być walizka mamy. Chociaż powiedziała, że to będzie miało sens, to teraz wszystko było takie zagmatwane.

– Zaniosę nasze bagaże do samochodu. Poczekasz tutaj, dobrze? – Powiedziała mi, a ja odpowiedziałam prostym skinieniem głowy.

Patrzyłam, jak mama podnosi walizkę i otwiera drzwi.

~Dopiero gdy otworzyła frontowe drzwi, zdałyśmy sobie sprawę, że czeka na nas wysoki mężczyzna. Jego obecność przeraziła ją, sprawiła, że krzyknęła i cofnęła się.

– Co ja mówiłem, Fiona? Nie odchodzisz. Zawsze będę o krok do przodu – mruknął przerażający mężczyzna, po czym spojrzał na mnie. – Wracaj do snu, Elaina. Ty i twoja matka nigdzie się nie wybieracie.

Otworzyłam oczy i ujrzałam nieznany mi pokój. Był duży i zdecydowanie zbyt przestronny. Nie potrzebowałam nawet połowy tej przestrzeni, ale to było najmniejsze z moich zmartwień.

Nie byłam w domu i nie miałam pojęcia, gdzie jestem.

Ostrożnie zsunęłam się z łóżka, stanęłam ostrożnie i podeszłam do drzwi. Ktoś mógł być po drugiej stronie. Vadim mógł być po drugiej stronie.

Ale drzwi wydawały się w tym momencie oczywistym wyborem.

Próbowałam je otworzyć, ale były zamknięte od zewnątrz. Nawet szarpanie i potrząsanie klamką nic nie dało, więc zaczęłam w nie wściekle walić.

To było szaleństwo. Moje życie zostało całkowicie wywrócone do góry nogami z powodów, których już nie rozumiałam.

Nagle ktoś pchnął drzwi, przez co upadłam na plecy na podłogę.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam jednego z dryblasów, którzy byli w moim domu, zanim straciłam przytomność. Nadal był ubrany w garnitur i nadal się nie uśmiechał.

– Twój ojciec chce się z tobą zobaczyć.

– On nie jest moim ojcem – odpowiedziałam, nie myśląc tak naprawdę o żadnych możliwych konsekwencjach.

Nie zareagował inaczej niż ruchem głowy, wskazując, żebym wstała. – Wstawaj.

Nie musisz go słuchać, powtarzałam sobie, ale to było wbrew mojemu lepszemu osądowi. Oczywiście, że tak. Jeśli to byli ci ludzie, o których mówił Vadim, mogłam być w wielkim niebezpieczeństwie.

Nie miałam pojęcia, jak udało mi się znaleźć w tej sytuacji, tak samo jak nie miałam pojęcia, jak się z niej wydostać.

Wstałam z podłogi i podążyłam za mężczyzną, który prowadził mnie korytarzem. Korytarz był długi, nieco ciemny i w moim odczuciu mało przyjazny.

Podłogi były pokryte czerwonym dywanem, a ja zawsze uznawałam czerwony dywan za wymyślny lub elegancki rodzaj wystroju. Ale to tylko moje zdanie.

Hol był pełen różnych drzwi, co sprawiało, że zaczęłam się zastanawiać, ilu ludzi tu mieszkało i gdzie dokładnie znajdowało się tutaj. Wyglądało to gigantycznie. Nikt w Ohio nie miał tak dużego domu.

Mężczyzna zatrzymał się przy drzwiach, które były znacznie większe od innych i zapukał. – Proszę pana, tu Viktor.

Usłyszałam, jak Vadim odpowiedział: – Wejdź, Viktor.

Viktor otworzył drzwi, a Vadim siedział za dużym biurkiem w kolorze wiśni, pisząc jakieś rzeczy, tak jakby był biznesmenem.

Ale to, co sprawiło, że serce mi zamarło, to pistolet, który zauważyłam na blacie jego biurka.

– Piękny, nieprawdaż?

Spojrzałam w górę po tym, jak zdałam sobie sprawę, że gapiłam się na pistolet. – Ja...

– Założę się, że zastanawiasz się, "czy on zabił ludzi tym pistoletem?". Lub "czy on serio mówił prawdę?". Cóż, moja droga, odpowiedź na oba te pytania brzmi "tak" – powiedział Vadim z dumnym uśmiechem na twarzy, po czym odłożył pióro.

– Daj nam chwilę, Viktor, dobrze?

Viktor skinął głową i wyszedł z pokoju. Teraz zostaliśmy tylko ja i Vadim, a także ten przerażający srebrny pistolet, na który nie mogłam przestać się gapić.

– Usiądź, Elaino. Mamy dużo do omówienia. – Wskazał na miejsce naprzeciwko siebie. Kiedy podniósł pistolet, natychmiast się cofnęłam, co spowodowało, że z jego diabelskich ust wydobył się chichot.

– Chyba nie myślisz poważnie, że przyprowadziłem cię aż tutaj, żeby cię zabić? Usiądź, Elaina. Nie będę prosił ponownie.

Aż tutaj? Jak daleko byliśmy?

Powoli zajęłam miejsce na krześle, które było ustawione przed jego biurkiem, kładąc ręce na kolanach. – Gdzie… gdzie my jesteśmy?

– Kiedy drzemałaś, przywiozłem cię do domu do Chicago – odpowiedział, powodując, że moje oczy zrobiły się szerokie.

Moje serce zaczęło przyspieszać, gdy wszystko stało się jasne. To było porwanie. Nie byłam już nawet w tym samym stanie.

– Gdzie jest moja mama?

– Nie martw się o nią. Nic jej nie jest… na razie. Tak długo, jak będziesz postępować zgodnie z instrukcjami, twojej mamie nie stanie się krzywda – zapewnił mnie Vadim. Zaniepokoił mnie, nie miałam pojęcia, jakie instrukcje muszę wykonać.

– Jakie instrukcje?

Wstał od biurka i obszedł je dookoła, aby dotrzeć do mojego boku. – W naszym rodzinnym biznesie chodzi o zaufanie, Elaino. O to i o więzi.

– Musimy mieć bliskie relacje z jak największą liczbą ludzi, silnych ludzi, dla naszej korzyści.

Nazywał te mafijne sprawy rodzinnym biznesem, jakby to było coś, z czego można być dumnym. To było przestępstwo, a ich nikt nie powstrzymywał.

Jeśli są mafią, to gdzie do cholery jest policja?

– Tworzymy więzi z Włochami. To fantastyczna okazja i wielki ruch dla władzy – kontynuował, ale jak to się miało do mnie, nie miałam pojęcia.

– Szefem włoskiej mafii jest Marco Acerbi. Czy wiesz, co oznacza Acerbi, Elaina?

Tylko potrząsnęłam głową.

– To znaczy surowy. To są silni ludzie – żyją zgodnie ze swoim nazwiskiem. Potrzebujemy układu z nimi. – Vadim podniósł mój podbródek, bym spojrzała na niego, po czym swobodnie powiedział: – Aby to osiągnąć, nasze rodziny muszą się zjednoczyć.

– Masz poślubić syna Marco, Valentino.

Niemożliwe.

Moje usta otworzyły się i spojrzałam na niego z kompletnym szokiem w oczach, zanim powiedziałam stanowczym tonem: – Nie.

Zanim zdążyłam zdać sobie sprawę, jak głupia byłam, że odezwałam się do tego nieznajomego, który udowodnił, że jest zagrożeniem, grzbiet jego dłoni spotkał się z moją twarzą, a ja przytrzymałam się boku krzesła dla oparcia.

– Nie mów do mnie w ten sposób. Będziesz mnie szanować, a kiedy Acerbi przyjdą wieczorem, ich też uszanujesz. – Wysyczał przez zęby, patrząc na mnie.

Moja twarz płonęła i wiedziałam, po bólu, który czułam, że zostanie na niej ślad. Nigdy w życiu nie zostałam uderzona. Ani przez moją matkę, ani nawet przez innego dzieciaka w szkole. To był pierwszy raz.

Oni tu przyjeżdżali. Włosi. Utknęłam w domu pełnym mafiosów, którzy używali mnie jako pionka w swoich osobistych interesach.

Vadim określał ich mianem surowych, co nie ułatwiało spotkania z nimi.

Chciał mnie zmusić do poślubienia obcego człowieka, w dodatku przestępcy, a wszystko po to, by stworzyć więzi w jakimś nielegalnym biznesie.

Moje dorosłe życie nie zaczęło się w dniu, w którym skończyłam osiemnaście lat; całe moje życie się wtedy skończyło.

***

Vadim wysłał sukienkę do pokoju, w którym obudziłam się wcześniej tego samego dnia, żebym mogła przygotować się do kolacji z Acerbimi.

Praktycznie zawijał mnie jak prezent i nakładał na mnie kokardę dla nich. Wyglądało to jak jakiś rodzaj sutenerstwa.

Myśl, że jakoś w tym chorym, pokręconym świecie był biologicznie moim ojcem, obrzydzała mnie jeszcze bardziej.

Nie miał ani jednej ojcowskiej kości w swoim ciele. To wszystko była władza, ale z drugiej strony – z tego, co wiem – taka właśnie powinna być mafia.

Do tej pory nawet nie wiedziałam, że mafia nadal istnieje. Zawsze myślałam, że zniknęli w latach siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych.

Stanęłam przed dużym lustrem, które umieszczono w pokoju, przyglądając się sukience. Byłam głęboko przejęta faktem, że idealnie na mnie pasowała. Nie była ani za mała, ani za duża. Idealny rozmiar.

Czarny materiał przylegał do mojego ciała i opadał tuż nad kolano, ukazując lekki dekolt.

Czarny nie jest kolorem, który wybrałabym na tę okazję. Czułam się, jakbym szła na pogrzeb, ale z drugiej strony to mógł być mój pogrzeb.

Rozległo się pukanie do drzwi, a ja nerwowo na nie spojrzałam. – Tak?

Gdy drzwi lekko się otworzyły, Viktor odruchowo się cofnął. – Pospiesz się. Przybyli Acerbi.

– Eee… czy mamy coś do makijażu? – To było niedorzeczne pytanie, byłam tego świadoma, ale duży siniak na mojej twarzy od policzka, który wymierzył mi Vadim, był dość widoczny.

Gdybym tylko miała podkład, żeby go zakryć czy coś.

Viktor przewrócił oczami. – Słuchaj, księżniczko, twój ojciec nie przyprowadził cię tu, żeby cię rozpieszczać. Dwie minuty.

To było coś, z czego już dobrze zdawałam sobie sprawę: nie był ojcem, był biznesmenem. Nie chciałam wychodzić za mąż, ale chciałam też, żeby moja mama była bezpieczna.

Teraz więc musiałam zejść na dół i zjeść kolację z grupą maniaków, którzy mieli pistolety przymocowane do bioder.

Nie było nic komfortowego w tej sytuacji, ale to było coś, z czym musiałam żyć, dopóki nie znajdę wyjścia – a znajdę wyjście.

Poprawiłam swoje długie brązowe włosy, utrzymując je w porządku i układając do dołu. Nie chciałam mieć nad czym pracować i nie miałam zamiaru nikomu imponować. Nędza w najlepszym wydaniu.

Kiedy otworzyłam drzwi, Viktor niecierpliwie czekał na mnie i bez słowa zaczął prowadzić mnie na dół.

Był co najmniej onieśmielający. Nigdy nie okazywał żadnych emocji i prawie w ogóle się nie odzywał. Wykonywał tylko rozkazy i takie tam.

Nie miałam jeszcze okazji się rozejrzeć, choć nie byłam pewna, czy w ogóle mi wolno. Byłam zamknięta w tym pokoju przez cały dzień, trochę jak Roszpunka w wieży, ale moje włosy nie mogły mnie uratować przed tym burdelem.

Dotarliśmy na dół i Viktor otworzył duże drzwi, które prowadziły do jadalni. Naprzeciwko Vadima siedziało dwóch mężczyzn, również ubranych w drogie garnitury.

Mogłabym przysiąc, że usłyszeli, jak przełykam, bo wszyscy spojrzeli w moją stronę, gdy to robiłam.

Vadim oznajmił: – Oto i ona – po czym wskazał miejsce obok siebie. – Usiądź, Elaino.

Wsunęłam kosmyk moich brązowych włosów za ucho i powoli podeszłam do stołu. Czułam, że moje ciało się trzęsie i wiedziałam, że to widać.

Byłam przerażona. Nie mogłam tego po prostu ukryć. Zwłaszcza teraz, gdy tak wiele osób rozmawiało o moim życiu, a ja nie miałam nad tym kontroli.

Powoli usiadłam na krześle obok Vadima, ale wpatrywałam się w pusty talerz. Pusty jak moje serce.

– Elaina, nie bądź niegrzeczna. Pozwól, że cię przedstawię – skarcił mnie Vadim, co sprawiło, że posłusznie podniosłam głowę. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam, był kolejny policzek.

Wskazał na starszego mężczyznę z czarnymi włosami, przez które przebijała się lekka siwizna. – To jest Marco Acerbi.

– Witam – odezwałam się cicho, ale zabrzmiało to jak pisk. Był dokładnie taki, jak opisał go Vadim. Miał surowe spojrzenie, prawie surowe, a na jego twarzy nie było najmniejszego śladu powitania.

Nawet nie odwzajemnił mojego pozdrowienia.

Vadim zwrócił się do młodszego mężczyzny, na jego twarzy pojawił się uśmiech, a ja już wiedziałam, kto to jest. – To jest Valentino Acerbi. Jest następny w kolejce do zostania capo Włochów.

– Capo? – zapytałam. Przypomniałam sobie, że słyszałam, jak Vadim mówił to wcześniej, ale nie zastanawiałam się nad tym za bardzo.

Vadim wyjaśnił: – Przywódcą.

Zerknęłam na Valentino. Jego oczy były ciemnobrązowe i pozbawione emocji. Miał czarne włosy, które nie były rozczochrane nawet w najmniejszym stopniu, a na jego twarzy widniał spory zarost.

Nie był nastolatkiem, tego byłam pewna, a swój surowy wygląd zawdzięczał ojcu.

Jego usta zacisnęły się w cienką linię; nikt nie przejmował się faktem, że narzucono nam małżeństwo.

– Jestem pod wrażeniem, Vadimie – odezwał się w końcu Marco. – Osiemnaście lat ukrywania swojej córki dla bezpieczeństwa. Dobra robota.

– To niebezpieczna sprawa – odpowiedział kurtuazyjnie – i spodziewam się, że Valentino potraktuje to zadanie równie poważnie, gdy Elaina zostanie jedną z Acerbich.

Valentino nie miał szansy mówić za siebie; jego ojciec mówił za niego. – Bardzo cenimy rodzinę.

– Nazwisko Acerbi jest ważne i kiedy tylko twoja córka stanie się częścią rodziny, możesz ją uważać za nietykalną.

Zauważyłam, jak uśmieszek na twarzy Vadima poszerzył się. – Przypuszczam, że mamy ślub do zaplanowania.

My. Jakby to ~oni~ mieli ślub do ustalenia. Zostałam sprzedana człowiekowi, który nie potrafi się uśmiechnąć ani przywitać. Z tego, co wiem, będę mieszkać w garażu, podczas gdy on będzie prowadził osobne życie w prawdziwym domu.

Bardzo chciałam odmówić, ale kiedy ostatni raz to zrobiłam, ojciec mnie spoliczkował.

– Raczej szybciej niż później – odpowiedział Marco. – Valentino nie robi się młodszy, a jak wiesz, Vadim, związki są bardzo ważne.

– Oczywiście.

Vadim pstryknął palcami i w ciągu kilku sekund pokojówki podały mu trzy cygara. Podał jedno Marco, który łaskawie je przyjął, a drugie wyciągnął do Valentino.

– Cygara nie są w moim guście – odpowiedział.

– To jest uroczystość, mój synu. Połączenie dwóch potężnych rodzin. To wielka okazja – nalegał Vadim, zachęcając Valentino do przyjęcia cygara.

Zauważyłam, że oczy Valentino zrobiły się ciemne i spojrzał na Vadima. –No. Non mi prova.

Tłumaczenie: Nie testuj mnie.

Wpatrywałam się w jeden punkt, czując, jak atmosfera całkowicie się zmienia. To, że Vadim mnie spoliczkował, to jedno, ale jeśli się nie myliłam, to nie mógł spoliczkować Valentino.

– Calma, figlio – Marco uspokoił Valentino, po czym skupił się na Vadimie. – Gdzie jest jedzenie, Vadim? Czekamy już od dłuższego czasu.

Tłumaczenie: Uspokój się, synu.

Rozmowa szybko się zmieniła i przez większość wieczoru była prowadzona po angielsku, co nie miało dla mnie znaczenia, ponieważ nie brałam w niej udziału.

Mężczyźni, głównie Vadim i Marco, rozmawiali, podczas gdy ja siedziałam w milczeniu przez całą kolację. Byłam jak posąg, przerażona, że nie mogę oddychać i że nie mogę się ruszyć.

Moja mama mogłaby mnie teraz szukać, a ja przy pierwszej nadarzającej się okazji uciekłabym. Nie było mowy, żebym spędziła swoje życie wplątana w to gówno. To było niedorzeczne.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea