Wilczy apetyt - Okładka książki

Wilczy apetyt

Mel Ryle

2

MIA

Erik Alexander Kingsley.

Myśl o jego imieniu sprawiła, że ​​Mia westchnęła. To człowiek, którego niełatwo zapomnieć, bez względu na czas i odległość. Słysząc jego imię, wspomnienia ożyły na nowo.

Mia zadrżała, po czym się uspokoiła. Nikt nie znał jej historii, nie chciała słyszeć jego imienia ani o nim myśleć. To nie może być on – pomyślała. ~Albo może być?~

Mia udawała brak zainteresowania. – Czy znasz tego człowieka, ciociu?

– Tak – odpowiedziała konwersacyjnie. – Rodzina pana Kingsley’a posiada kilka nieruchomości w USA, na Karaibach i w Dubaju. Mają również hotele w całej Europie i USA.

– Jego rodzina jest również właścicielem banku. To właśnie uczyniło ich bogatymi. On jest Anglikiem, urodził się i wychował w Anglii.

Adelia parsknęła. – Cieszę się, że mam odpowiedź na zagadkę bogactwa tej rodziny.

– Rzeczywiście. Sama tego nie wiedziałam, dopóki nie spotkałam Erika – przyznała Leanna.

– Gdzie go poznałaś? – Mia naciskała z zainteresowaniem.

– Och, to było na imprezie biznesowej. Po śmierci mojego męża, przejęłam funkcję jego przedstawiciela.

– Jestem tylko nominalnym członkiem zarządu, ponieważ udziały są teraz na moje nazwisko. Bardzo sporadycznie zapraszają mnie do reprezentowania go – poinformowała z goryczą, po czym machnęła ręką, kontynuując swoją opowieść.

– W każdym razie, on tam był, a jeden z moich współpracowników biznesowych przedstawił nas.

– A jak dawno temu to było?

– Może rok temu lub coś koło tego – odpowiedziała. – Dlaczego pytasz, kochanie? Czy ty też go poznałaś?

Mia milczała przez chwilę, debatując, czy powiedzieć ciotce, czy nie. Pamięć o ich pierwszym spotkaniu wydawała się świeża w jej umyśle, jakby to było wczoraj.

Zrozumiała, dlaczego jej ciotka prawie mdlała, gdy o nim myślała. Sama miała wtedy taką samą reakcję.

Jego rysy twarzy i te głębokie, niebieskie oczy hipnotyzowały, pozwalając zapomnieć o mroku, który w nim tkwił.

Nieodparta i uwodzicielska, w ciągu kilku chwil od spotkania, stała się jego ofiarą. Jego drapieżne spojrzenie trzymało ją w klatce, dopóki nie odwrócił wzroku.

Czy powinnam jej powiedzieć? – pomyślała ponownie, prawie rezygnując z jednego ze swoich sekretów zeszłego roku.

Na szczęście dla Mii, Adelia oznajmiła, że są blisko domu, wyrywając ją z dławiącego uścisku wspomnień i mężczyzny, którego nie chciała już nigdy spotkać.

Droga prowadząca do domku była w większości żwirowa i gruntowa. Ale grząski odgłos kół powiedział jej, że zamieniła się w błoto po niedawnych opadach deszczu.

Kiedy podjechały pod domek, Mia poczuła przypływ euforii.

Wyobrażała sobie, że dach będzie zrobiony ze słomy i podtrzymywany przez cienkie, zniszczone drewniane ściany. Ale stojący przed nią dom wyglądał bardziej jak porządne gospodarstwo niż mała chatka.

Zamiast słomy, dach był pokryty czerwoną gliną. Ściany wykonano z drewna i pomalowano na kremowo-biały kolor. Frontowy ganek również pomalowano na biało, by pasował do chaty.

Po lewej stronie wznosił się kamienny komin, z którego widać było dym.

– Mój wnuk trochę tu posprzątał przed waszym przyjazdem – powiedziała Adelia, parkując samochód w pobliżu ganku.

– Richard jest tutaj? Myślałam, że wróci w przyszłym roku – Leanna zerknęła na Adelię z zaskoczeniem.

– Nie, jest tutaj. Postanowił zostać i zarządzać tawerną. Ale jest… – urwała i zakaszlała, by zmienić temat.

– Tak, powinnyśmy wejść do środka i się ogrzać. Przemierzyłyście długą drogę, samolot, morze, a później jeszcze ląd.

Leanna zwróciła uwagę na nagłe odrzucenie przez Adelię poprzedniego tematu i postanowiła nie dopytywać.

– Tak. Choć to nie mój pierwszy raz, to zawsze jest to wyczerpujące, zwłaszcza w moim wieku. I jestem pewna, że Mia też jest zmęczona – zerknęła na Mię ze znużonym uśmiechem.

Mia uśmiechnęła się, wybierając ciszę.

Wszystkie wysiadły z ciężarówki, a Mia poszła za ciotką.

Jej oczy z zaciekawieniem się rozglądały..

Z miejsca, w którym stała, ledwo mogła dostrzec sąsiedni dom. Wciąż zajmowała się swoimi myślami, zastanawiając się, jak ona i jej ciotka przeżyją trzy miesiące.

Ostatnim razem, kiedy wyjechała z miasta i mieszkała na odludziu, był to dom jej dziadków. Nawet wtedy ich miejsce nie było pozbawione bliskich sąsiadów.

Właśnie wtedy drzwi frontowe otworzyły się. Wpatrywała się w nieznajomą osobę. Wysoki, szczupły mężczyzna wyszedł na ganek.

Miał na sobie wełniany sweter z białą koszulką polo pod spodem i dżinsy. Biorąc pod uwagę pogodę, był ubrany trochę nie na miejscu.

Zbliżając się, Mia zwróciła uwagę na jego rysy twarzy. Jego ciemnobrązowa broda zakrywała większą część twarzy, ale nie zdradzała jego wieku. Był młody, między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia.

– Richard! – Adelia pomachała w stronę mężczyzny. – Chodź, pomóż nam z torbami i przywitaj się z panią Leanną Stanton i jej siostrzenicą, Mią Harnett.

Richard podszedł i zatrzymał się, wyciągając rękę na przywitanie.

– Cieszę się, że wasza podróż przebiegła bezproblemowo, proszę pani – zatrzymał się i zwrócił do Mii. – Panno Harnett.

Mia przez chwilę obserwowała go i jego wyciągniętą dłoń. Oczyściła gardło, po czym uścisnęła ją krótko. – Miło mi pana poznać, panie, um, jak się pan nazywa?

– Richard McKenzie, proszę pani.

Mia puściła z zaciśniętymi ustami. – Pan McKenzie.

Nastąpiła niezręczna pauza, gdy uważnie przyglądali się sobie nawzajem. Jakby czas stanął w miejscu.

Wtedy Mia zauważyła więcej jego cech. Delikatne zmarszczki na brzegach oczu i ich kolor. Dostrzegła w nich odcienie zieleni i żółci.

Ma piękne oczy – pomyślała. ~Ale nie mogą się równać z...~ – gdy ta myśl przeszła jej przez głowę, poczuła, że sztywnieje.

Adelia ściszyła gardło, wyrywając dwoje nowo poznanych młodzieńców z zamyślenia.

– Bagaże są w samochodzie, mo ghràidh, – Adelia poinformowała Richarda.

Mia zwróciła uwagę na nieznane jej słowo, a właściwie język, którego użyła. Po chwili jednak odwróciła uwagę, gdy Adelia gestem wskazała na domek. – A wy dwie, proszę, chodźcie ze mną. Niech Richie zajmie się dźwiganiem ciężkich rzeczy.

Leanna uśmiechnęła się do swojej siostrzenicy i obdarzyła Richarda swoim biznesowym uśmiechem. Jednak pod tą fasadą zauważyła zmartwiony wyraz twarzy siostrzenicy.

– Dziękuję, Richard. Miło cię znowu widzieć.

Richard zakaszlał, zerkając krótko na Mię, po czym zwrócił się z powrotem do Leanny. – Panią też, pani Stanton. Pójdę po pani rzeczy. Proszę udać się do domu i się ogrzać. Już rozpaliłem ogień.

– Jeszcze raz dziękuję, Richard – powiedziała Leanna i spojrzała z powrotem na swoją siostrzenicę. – Chodźmy, Mia. Twój nos jest teraz czerwony jak wiśnia – dodała kpiąco, po czym pomaszerowała przed siebie.

Adelia czekała już przy ganku.

Mia po cichu odeszła blisko za cieniem ciotki, spoglądając szybko za siebie. Obserwowała, jak sylwetka młodego mężczyzny zmierza w stronę samochodu, wyciągając bagaże.

Odwróciła swoją uwagę w stronę domku, słysząc kroki ciotki na drewnianych schodach. Rozejrzała się co wywołało na jej ustach uśmiech.

Najpierw zauważyła cytrynowożółtą firankę zaglądającą przez drewniane francuskie okno. Wchodząc na ganek, zobaczyła stolik kawowy z dwoma drewnianymi krzesłami ustawionymi naprzeciwko siebie, dominującymi w prawym rogu.

Z przodu, drzwi sprawiły, że spojrzała na nie dwa razy. Miały dziwny kolor czerwieni – ten sam odcień co krew.

Gdy weszła do środka, deski podłogowe skrzypiały przy każdym kroku.

Kabina wydawała się mała. Drzwi wejściowe otworzyły się bezpośrednio na salon. Nie było jednak zbyt ciasno. Przypomniało jej się stare mieszkanie, w którym mieszkała na studiach.

Jej pierwsze wrażenie nie było takie, jakiego się spodziewała. To miejsce miało w sobie poczucie normalności, coś, czego brakowało jej ciotce, żyjącej wystawnie w mieście.

Przyglądając się dokładniej temu miejscu, zauważyła, że aksamitne kanapy stojące naprzeciwko komina mają dziergane poszewki na poduszki. Jej oczy powędrowały w stronę kominka, który syczał i trzeszczał, gdy płomienie stawały się coraz jaśniejsze.

Po drugiej stronie korytarza stał stół jadalny z dębu i mahoniu. Po drugiej stronie znajdowała się kuchnia, wyłożona granitowym blatem, z kuchenką i zlewem ze stali nierdzewnej.

Lampy były rozmieszczone strategicznie wokół pomieszczenia, roztaczając ciepły blask.

Dom nie wyglądał jak dom owdowiałej multimilionerki.

Mia osądziła swoją ciotkę po tym, za kogo wyszła za mąż. Prawie zapomniała, że była siostrą jej matki, kogoś, kto wychował się z profesorem za minimalną pensję jako ojcem i krawcową jako matką.

To była znajoma domowa sceneria, przypominająca jej dzieciństwo.

Mia zrozumiała, dlaczego odwiedzała to miejsce częściej niż inne swoje domy. To był prawdziwy dom, a nie tylko imitacja tego, czym według niej powinien być dom.

Z tego powodu jej ciotka uczyniła to miejsce swoim domem na trzy miesiące, wracając tam co roku. Mia, gdyby miała wystarczające wsparcie finansowe, zrobiłaby to samo.

Z każdą upływającą minutą coraz bardziej przyzwyczajała się do uroków domku – i do tego, co tak naprawdę oznaczało bycie z dala od swojego dotychczasowego życia.

– Gdzie są nasze pokoje, ciociu? – zapytała Mia. Kontynuowała ocenę terenu, wchodząc dalej, aż stanęła pośrodku między salonem, a stołem jadalnym.

Leanna wskazała na dwoje drzwi w prawym rogu. – Możesz wziąć ten przy kuchni, Mia. Łazienka to drzwi pośrodku – odpowiedziała.

Kiwnąwszy głową, odwróciła się i odeszła, chcąc zobaczyć swoją prywatną kwaterę.

Jej sypialnia była taka, jakiej spodziewała się po domku: jednoosobowe łóżko w lewym rogu, wysoka drewniana komoda obok drzwi i stolik z lustrem i krzesłem po drugiej stronie łóżka.

Podeszła do komody i zaczęła szperać w dwóch szufladach, mając nadzieję, że zobaczy coś tajemniczego. Ku jej rozczarowaniu, była pusta.

Kontynuowała poszukiwania przy toaletce, wysuwając szufladę, ale znowu nic nie znalazła. Jej inspekcja została nagle przerwana przez pukanie do drzwi.

– Mia, twoje rzeczy są w salonie. Czy potrzebujesz pomocy?

Westchnęła z ulgą, słysząc głos ciotki za drzwiami. Spodziewała się kogoś innego.

Richard McKenzie.

Zainteresowanie nowo poznanym młodym Szkotem zbiło ją z tropu. Ale okłamałaby samą siebie, gdyby powiedziała, że nie jest bardziej atrakcyjny niż większość mężczyzn w jego wieku. Ta myśl zaskoczyła ją jeszcze bardziej.

Ile czasu minęło, odkąd uznała kogoś za atrakcyjnego? Potrząsnęła głową, odsuwając od siebie to wspomnienie.

– Zaraz będę, ciociu. Sama sobie poradzę – zawołała po zamknięciu dolnej szafki.

Mia ostatni raz rozejrzała się po przytulnym i kompaktowym pokoju, uśmiechając się do zamkniętego okna naprzeciwko drzwi. Przynajmniej miała dostęp do świeżego powietrza, gdyby w pokoju zrobiło się duszno.

Kiedy dołączyła do swojej ciotki, Adelia i jej wnuk Richard, siedzieli przy drzwiach wejściowych. Bagaże leżały koło kanapy, w połowie rozrzucone na podłodze.

Przez skrzypiącą deską podłogową, utrudniającą podkradanie się do kogokolwiek, wszyscy zwrócili się w jej kierunku, gdy tylko się pojawiła. Mia uśmiechnęła się nieśmiało, jakby została przyłapana na robieniu czegoś złośliwego.

– Wezmę swoje rzeczy i zacznę się rozpakowywać. Może pójdę wcześnie spać i pominę kolację – poinformowała ich, ruszając w kierunku swoich rzeczy.

– Och, nonsens. Nie waż się opuścić posiłku, Mia. Adelia coś nam przygotuje, zanim ona i Richard wrócą na farmę.

Leanna zwróciła się do swojej powierniczki. – Co mamy na obiad, Adelio?

Starsza kobieta uśmiechnęła się i napotkała spojrzenie Mii. – Zrobię ciasto pasterskie według jednego z przepisów mojej rodziny. To jedno z ulubionych dań twojej ciotki.

– Och! Zrobisz to dzisiaj wieczorem – Leanna wzięła głęboki oddech. – Czuję, że jeszcze nie zaczęłaś. Czy byłabyś w stanie zrobić to teraz?

Adelia zaśmiała się. – Mogę to zrobić, Leanno. Nie martw się o to. Skończę, gdy obie się umyjecie i rozpakujecie.

Zerknęła przelotnie na swój zegarek. – I mam trochę czasu. Bez obaw.

– Jeśli tobie to nie przeszkadza, to mi też – Leanna uśmiechnęła się i podeszła do Mii. – A ty, moja droga, jesz z nami kolację?

Uniosła brew w wyzwaniu, choć jej pytanie nie było otwarte na odmowę.

Mia zacisnęła wargi w porażce. – Dobrze. Z przyjemnością do was dołączę – zaczęła wyciągać swoje torby ze stosu, chrząkając jak to robiła. – Zacznę się teraz rozpakowywać.

Wtedy Adelia szturchnęła swojego wnuka, wyrywając go z osłupienia. – Richie, idź. Pomóż dziewczynie.

Podskoczył jak oblany zimną wodą, półbiegiem ruszył w stronę Mii i wyrwał jej torby z ręki.

– Pozwól – powiedział, zanim zdążyła zaprotestować. Nie czekając na jej propozycję, skierował się w stronę jej pokoju.

Mia chwyciła resztę swoich rzeczy, które nie ważyły tyle co te, które niósł Richard i po chwili podążyła za nim.

Leanna i Adelia przyglądały się im z niepokojem. W końcu wydały z siebie westchnienie, gdy ta dwójka zniknęła z salonu.

Kiedy zostały same, Adelia w końcu zadała jej pytanie – coś, czego nie mogła powiedzieć przy obecności Mii.

– Czy jej obecność tutaj coś zmieni?

Uśmiech Leanny ustał. – Mam nadzieję, że tak. Jeśli nie, obawiam się, że nie możemy zrobić dla niej nic poza modlitwą, że sama wyzdrowieje.

Adelia westchnęła i wpatrywała się w miejsce, gdzie znajdowali się Mia i Richard. – Modlę się, żeby wyzdrowiała, moja droga.

– A Richard? Czy wszystko z nim w porządku? – Leanna zapytała.

– Modliłam się za niego codziennie. Ale nie jestem pewna, czy wyzdrowieje tak jak ja.

– To silny młody człowiek, Adelio. Od mojej ostatniej wizyty, zapewniam cię, że widzę w nim pewien postęp.

– Jesteś pewna? Bo dla mnie od powrotu wygląda tak samo.

Leanna uśmiechnęła się. – Jestem. I naprawdę, wszystko co możemy dla nich zrobić, to modlić się.

– Od tej pory będę się modlić za twoją drogą Mię.

– Dziękuję, Adelio.

Następny rozdział
Ocena 4.4 na 5 w App Store
82.5K Ratings
Galatea logo

Nielimitowane książki, wciągające doświadczenia.

Facebook GalateaInstagram GalateaTikTok Galatea